Rozdział 14

6.7K 272 77
                                    

Aaron White

Krążyłem po ulicach Nowego Jorku już od dobrych kilku godzin. Próbowałem wymazać z głowy cholerną Vanessę McMillan, jednak nie było to takie łatwe. Za każdym razem, gdy tylko zamykałem oczy, widziałem ją. Jej zielone oczy, które wpatrywały się we mnie z dziwną mocą, jej usta, które tylko zachęcały, żeby je pocałować. Widziałem ją całą i nie mogłem nic na to poradzić. Nigdy wcześniej tego nie czułem. A szczególnie do niej. Miałem wrażenie, że zaczynałem wariować.

Dlaczego, to akurat ona znalazła się w tamtym momencie w gabinecie ojca? Mógł to być naprawdę każdy, kto po zobaczeniu tego, co się tam działo, po prostu zignorowały by sprawę. A jednak ze wszystkich możliwych osób, akurat pojawiła się tam ona. To z jaką czułością podeszła do wszystkiego. Cholera straciłem nad sobą kontrolę, a przecież nie tak miało to wyglądać. Ona nigdy nie powinna mi pomagać.

- Kurwa - zakląłem siarczyście i z całej siły uderzyłem w kierownicę.

Nie odrywając wzroku od jezdni, sięgnąłem po telefon i wybrałem numer jedynej osoby, która w tamtym momencie jakkolwiek mogła mi pomóc.

- Będę u ciebie za kilka minut - warknąłem do telefonu i nie dając przyjacielowi dojść do słowa, po prostu się rozłączyłem.

Z Xavierem poznałem się podczas jednej z imprez, dobrych kilka lat temu. Szczegółów tamtej nocy nie pamiętał żaden z nas, bo obydwoje byliśmy wtedy zbyt pijani. On musiał odreagować zerwanie z dziewczyną, natomiast ja...musiałem odreagować życie. Od tamtej jednej nocy widzieliśmy się jeszcze kilka razy i jakoś tak wyszło, że mężczyzna wlazł do mojego życia. Nigdy nie ufałem ludziom i raczej trzymałem wszystkich na dystans, a jednak Wood jakoś przebił się przez moje mury. Opowiedziałem mu o mojej relacji z ojcem i zdradziłem wszystkie szczegóły o White's Company. Wiedział o mnie wszystko, podobnie, jak ja o nim.

Żaden z nas nigdy nie należał do wylewnych osób, więc nawet, jeśli byliśmy dla siebie jak bracia, to wprost tego nie okazywaliśmy. Jeden był gotowy wskoczyć za drugim w ogień, jednak nigdy nie wyobrażałam sobie nas płaczących w swoich ramionach i rzucającymi jakimiś gównianymi słówkami typu ,,wszystko będzie dobrze". Nasza relacja działała trochę inaczej, a mimo to, miałem wrażenie, że byłą silniejsza, niż niejedna przyjaźń.

To dlatego on był pierwszą i jedyną osobą, o której tego wieczoru pomyślałem. Tak jak zapowiedziałem, już po kilku stałem pod apartamentowcem Xaviera. Wszedłem do budynku i skierowałem się do jednej z wind, która prowadziła prosto do jego mieszkania. Zatrzymałem się na najwyższym piętrze i od razu wszedłem do przestronnego apartamentu. Wszędzie panowała ciemność, a jedyne źródło światła stanowiła nocna panorama Nowego Jorku, która wpadała przez ogromną ścianę pokrytą całkowicie ze szkła.

- No proszę, proszę - usłyszałem głos, a po chwili z jednego z pomieszczeń wyszedł Xavier. - Kogo to przywiało w moje skromne progi - zatrzymał się przede mną i widziałem, jak przypatrywał się mojej posiniaczonej twarzy. Domyślałem się, że nie wyglądałem najlepiej. Wood nic nie powiedział, ani o nic nie zapytał. Dobrze wiedział, kto mi to zrobił i że nie miałem ochoty o tym rozmawiać. - Nawet się ze mną nie przywitasz.

Tego dnia nie byłem w nastroju na jego żarty. Jedyne czego pragnąłem, to zapomnienia i alkoholu, a tak się składało, że obydwie te rzeczy on mógł mi zapewnić. Cały czas w mojej głowie odtwarzał się moment tego cholernego pocałunku. Widziałem ją i czułem i... Kurwa znowu o niej myślałem.

- A ciebie co ugryzło? To znaczy ty zawsze jesteś jakiś dziwny, ale dzisiaj przechodzisz samego siebie - już nie był taki rozbawiony, jak wcześniej. - To coś z ojcem?

Spoiled souls [ZOSTANIE WYDANE]Where stories live. Discover now