Rozdział 4

807 74 36
                                    

Zbity pies zaczynał szczerzyć kły, mnie zaś przechodziła ochota. Niedoczekanie! Żaden frajer nie będzie mi psuł planów na wieczór. A już na pewno nie taki, któremu ledwie sypnął się wąs.

Albo i nie sypnął.

– Ale najpierw skoczymy tu, na zaplecze – zarządziłam.

– Po co? - zainteresował się mistrz intelektu.

Chciałam sprawdzić, czy warto. Tego jednak nie wypadało przyznawać.

– Lubię zacząć od miziania – oświadczyłam więc prawie szczerze.

– Że co? – Zagapił się.

Westchnęłam.

– Nie znam cię – wyjaśniłam. – Nie odwiedzam domów obcych ludzi. A tu, z tyłu budynku, jest kilka takich miejsc, w których możemy się... trochę lepiej poznać.

Patrzył na mnie przez chwilę, a ja zaczęłam się martwić, że byłam zbyt subtelna.

– Chcesz się pieprzyć w ulicy za klubem? – On nie miał kłopotów z subtelnością. Ni chuja.

– Dojdziemy do tego – obiecałam.

Uśmiechnął się szeroko.

– Jasne. Dojdziemy. – Złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku wyjścia.

Przecisnęliśmy się przez tłum okupujący wejście i parę sekund później już staliśmy w jednym z ciemnych zakamarków między sąsiadującymi ze sobą klubami. Niektórzy z bywalców też wpadli na taki pomysł, bo z dwóch pierwszych miejsc, do których próbował mnie wepchnąć wytatuowany myśliciel, dochodziły intensywne pojękiwania. W trzecim nie zastaliśmy nikogo. Niestety wisiała nad nim oświetlająca tenże kąt lampa. Wydziaranemu to jednak nie przeszkadzało. Przycisnął mnie do ściany i zaczął całować.

Nie wiedziałam, czy to wina tej pieprzonej żarówy nad nami, czy wyrazu twarzy barmana, ale pocałunki kompletnie mnie nie rozgrzały. Nie powiem, facet się starał. I nawet nie musiał entuzjazmem nadrabiać braku techniki, bo miał ją całkiem niezłą. Mimo to nic. Odwzajemniałam się co prawda, lecz totalnie bez zachwytu. Trochę tak, jakbym żuła gumę, która straciła smak, a ja nie wyplułam jej z przyzwyczajenia. Gość chyba nie załapał, że średnio mnie to bawi, gdyż wykazywał coraz większą ekscytację. Zacisnął palce na moim biuście i z jękiem zaczął go miętosić.

– O kurwa! – wydyszał w moje usta. – Zajebiste cycki.

Wpadło mi do głowy, żeby odpowiedzieć: „Bardzo się cieszę, że jest pan usatysfakcjonowany. Dupę też mam całkiem niezłą. Uprzejmie proszę przejść do jej obmacywania". I na tę myśl nie udało mi się powstrzymać parsknięcia. Facet się nie przejął. Dyszał coraz głośniej, aż zaczęłam się bać, że miał problemy z sercem czy płucami. Właśnie zsunął ramiączko sukienki i odsłonił jedną z tych zajebistych piersi. Nawet na nią nie popatrzył, tylko od razu złapał sutek w usta. Ja za to beznamiętnie obserwowałam czubek jego głowy, na który padało światło nieszczęsnej lampy, i pomyślałam, że powinien nosić jednak nieco dłuższe włosy, bo mu się zaczynają przerzedzać.

Nie, kurwa, nic z tego nie będzie. Ni chuja się nie podniecę.

– Słuchaj... – zaczęłam.

Zero reakcji. Mężczyzna wciąż ślinił cycek, przyciskając mnie całym ciałem do ściany.

– Hej, ty tam – warknęłam trochę głośniej.

– Uhmmm – wymruczał i jednocześnie spróbował wcisnąć rękę między moje uda.

Dobra. Wystarczy tego dobrego.

Złapałam go za barki i odepchnęłam z całej siły. Sukces! Gość się nie spodziewał, więc stracił równowagę i trzasnął na tyłek.

Mister Mecenas (będzie wydana) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz