Ed

271 53 7
                                    

Patrzyłem ze zmarszczonymi brwiami na Daisy. Dziwnie zaczęła się zachowywać. Rozumiałem, że może być znudzona moją osobą, ale to nie powód, aby odwrócić się do mnie tyłem i zamilknąć na tyle czasu. Przeprowadziłem wewnętrzną walkę między odezwaniem się do niej, a próbą opracowania dobrej wymówki na powód mojego spóźnienia. Jakby nie patrzeć zostało mi powierzone dość ważne zadanie. Jeden głupi pierścionek... Nie. Nie mogę myśleć w ten sposób o całych zaręczynach. Od tego zależy szczęście Diany i mojego brata. To takie dziwne wyobrażać sobie młodszego brata na ślubnym kobiercu... Dosyć. Będę miał czas na wymówkę w samochodzie. Teraz liczy się Daisy.
- Stało się coś? - spytałem cicho.
- Co? Nie, nie. Wszystko jest w porządku. Wiesz, która godzina?
- W zasadzie za pięć minut powinni nas stąd zdjąć - odpowiedziałem patrząc na zegarek.
W tym momencie usłyszeliśmy wjeżdzające na parking samochody, które miały nas wybawić z opresji.
- O wilku mowa - uśmiechnęła się Daisy.
- Zapiszesz mi swój numer? - zapytałem podając jej telefon. - Może byśmy się kiedyś spotkali?
- To raczej nie jest dobry pomysł - odpowiedziała dziewczyna i spojrzała w dół na ludzi, którzy majstrowali coś przy śrubach i pudle, odpowiadającym za sprawność diabelskiego młynu.
- Powiedziałem coś nie tak? - zdziwiłem się. Nie rozumiałem o co jej chodzi. Jeszcze przed chwilą żartowaliśmy i obżeraliśmy się chipsami, a teraz co? Nie chciała się do mnie odezwać.
- Nie o to chodzi...
- To o co? - spytałem i w tym momencie poczułem, że atrakcja, na której siedzimy znów zaczęła działać.
- Zobacz co za ironia losu. Siedzimy tu od godziny, a wystarczyło poklikać w guziczki - zaśmiała się Daisy.
- Nie zmieniaj tematu. Dlaczego jesteś na mnie zła? - zapytałem czując, że mam coraz mniej czasu.
- Nie jestem na ciebie zła. Uważam, że w zaistniałej okoliczności byłoby to niewłaściwe.
- Dlaczego? - spytałem, będąc coraz bliżej ziemi.
- Nie spotykam się z zaręczonymi... - odpowiedziała, na co szczerze mi ulżyło.
- Ja nawet nie mam dziewczyny - zawołałem. - Ten pierścionek odebrałem od jubilera, bo brat mnie poprosił. To on chce się oświadczyć.
W tym momencie oczy Daisy otworzyły się szeroko. Zamrugała parę razy jakby próbowała przetworzyć te informacje.
- Czyli nie żenisz się? - spytała niedowierzając.
- Nie! - zawołałem ze śmiechem, bo wreszcie zrozumiałem o co jej chodzi.
- Proszę za mną. - Usłyszeliśmy głos tuż obok siebie, jak się okazało jednego z ratowników. - Pan idzie z kolegą, pani ze mną. Musimy was przebadać, zobaczyć czy wszystko w porządku.
- Czuję się znakomicie - odpowiedziała szybko dziewczyna.
- Bardzo się cieszę, ale takie są przepisy - odpowiedział mężczyzna. Daisy rzuciła mi tylko smutne spojrzenie i ruszyła obok faceta, który trzymał ją za ramię jakby miała mu zaraz uciec.
- Proszę pana, muszę zaprowadzić pana do lekarza - powiedział ratownik stojący obok mnie. Zszedłem szybko z ławeczki i spojrzałem na niego.
- Nie lepiej zająć się kimś, kto naprawdę potrzebuje pomocy? - zapytałem oschle.
- Nie ja ustalam przypisy.
Skierowałem wzrok w miejsce gdzie ostatni raz widziałem tę piękną kobietę. Niestety już nie było jej widać. Przeklnąłem w myślach swoją bezradność i ruszyłem za człowiekiem, przez którego utraciłem tak ważną dla siebie osobę...

GodzinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz