ROZDZIAŁ 2

12.8K 459 116
                                    

Anastasia

Kilka dni przeleżałam jeszcze w łóżku, ale większość przespałam, bo, aż ciężko było mi uwierzyć, że tyle straciłam sił. Kilka razy próbowałam obejrzeć dokładnie ranę, ale nie potrafiłam. Udawałam, jakby jej nie było, nie było tego, co mnie szpeciło. Tak. Mogłam się cieszyć, że nie padło na, aż tak widoczne miejsce, ale chwilami czułam się brzydka. Tłumaczyłam to sobie, że inni gorzej wychodzą z takich sytuacji, ale te głupie myśli same nachodziły moją głowę.

            Odzyskując więcej siły, wieczorem wyszłam z pokoju, rozejrzeć się po mieszkaniu. Powoli przechadzałam się po pomieszczeniach, ale wiedziałam, żeby nie wchodzić tam, gdzie spał Vincent. Nie chciałam naruszać jego prywatności, a reszta? Chyba mogłam, jeśli miałam zostać panią Corleone. Poszłam do salonu, ale Vincenta w mieszkaniu nie było, chyba że zaszył się w pokoju.

            Podeszłam do wysokich okien, krzyżując przy tym ręce i wtedy westchnęłam, bo zaczęły łapać mnie wątpliwości, jak będzie dalej? Byłam pogrążona w myślach dobre dziesięć minut, kiedy rana od stania zaczęła mnie ciągnąć, miałam zamiar wrócić do pokoju i się położyć.

            Odwracając się, wpadłam na tors Vincenta. Pisnęłam zaskoczona, bo nie spodziewałam się go za moimi plecami. Jak to było możliwe, że nie słyszałam, jak podchodził do mnie? Rozumiem, że byłam zamyślona, ale stał dosłownie za mną.

            Nasze twarze dosłownie dzieliły milimetry, a ja przełknęłam dość głośno ślinę. Jego kolor oczu jak błękitne niebo wpatrywały się we mnie hardo.

            Powoli się od niego odsunęłam, jednakże on nadal mi się przyglądał ze spokojnym wyrazem twarzy. Wyglądał, przez chwilę jak robot, który nie ma żadnych mięśni na buzi.

            Próbowałam go wyminąć, bo wiedziałam, jakie miał o mnie zdanie i nie było sensu zaczynać z nim zwykłą rozmowę na żaden temat. Na służbowe tematy nie miałam żadnego pytania, więc...

             Szłam powoli do pokoju, a jego ochrypły głos mnie zatrzymał. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz po ciele, bo jego głos był taki pociągający, że nie zdawałam sobie sprawy, że wywoła we mnie tyle emocji.

            Chyba strzał naprawdę musiał mi wiele uszkodzić.

            – Jak się czujesz?

            – Dobrze – Zwróciłam się ku niemu. – Nie jest najgorzej.

            – Jutro przyjedzie do ciebie Sofia.

            Nareszcie będę widzieć kogoś, kogo lubię. Uśmiechnęłam się od razu, ale widząc jego minę na moją reakcję, uśmiech mi zrzedł. O co mu chodziło do cholery? Taki był czy co?

            – Świetnie, coś jeszcze?

            – Jeśli się dobrze czujesz, kolacja jest o siódmej – poinformował mnie.

            Każdą kolację jadałam w łóżku albo ją omijałam, bo spałam.

            Może jeśli z nim zjem to ten uparciuch da mi telefon albo laptopa? Może to był dobry znak? I może jednak chciał mnie poznać chociaż trochę?

            Wróciłam do pokoju. Posiedziałam chwilę na łóżku, żeby odpocząć. Potem z dresów przebrałam się w sukienkę, która była luźna od talii w dół. Nie malowałam się, bo nie chciałam, żeby myślał, że to dla niego, zresztą i tak widział mnie bez makijażu.

            Siedział przy długim stole, który znajdował się w rogu salonu. Do stołu było już podane, a kiedy szłam w jego stronę, z kuchni wyskoczyła jakaś kobieta, gdzie ściągała właśnie fartuch.

Piętno mafii - 28.02.2024Where stories live. Discover now