Rozdział 17

6.5K 271 78
                                    

!!!W tym rozdziale pojawiają się sceny przemocy, więc jeśli wiesz, że takie treści mogą źle na ciebie wpłynąć, to go nie czytaj!!!

Aaron White

Z każdym kolejnym ciosem czułem większą satysfakcję. Gdyby w tamtym momencie ktoś na mnie spojrzał, pomyślałby, że jestem chorym człowiekiem, skoro czyjeś cierpienie nie wywoływało we mnie współczucia. Szczerze mówiąc przyznałbym tej osobie rację. Byłem popieprzony i wiedziałem, że już do końca życia taki pozostanę. Od dziecka było mi wpajane, że muszę być zawsze najlepszy. Ojciec powtarzał, że jeśli będę słaby, to nic w życiu nie osiągnę. I tak każdego dnia zamieniałem się w potwora, który był gotowy posunąć się do wszystkiego, żeby tylko wygrać.

- Dotknąłeś ją bez jej zgody? - kolejny raz zapytałem. Moje krzyki zapewne było słychać kilka pięter niżej. - Odpowiedz!

- Nie - wydyszał Will.

Mężczyzna już ledwo kontaktował, jednak dalej się nie przyznawał. Jego twarz była cała zakrwawiona. Ciężko było stwierdzić, czy ta krew była z jego łuku brwiowego, rozciętej wargi, czy może sączyła się z nosa.

- Oj Williamie - spojrzałem na niego z dezaprobatą. Po chwili na mojej twarzy pojawił się, mało szczery, uśmiech i ponownie uderzyłem mężczyznę. Tym razem trafiłem prosto w brzuch, tak, że aż skulił się z bólu.

Nie obchodziło mnie to w jakim stanie go zostawię, gdy skończę. Przez cały czas w głowie miałem obraz zapłakanej Vanessy, którą ten skurwysyn chciał wykorzystać. Byłem w zbyt dużych emocjach, żeby chociażby pomyśleć o tym, dlaczego tak gwałtownie zareagowałem na tę informację. Przecież ja również chciałem ją skrzywdzić. Byłem gotowy posunąć się do wszystkiego, ale... No właśnie to pieprzone ale.

- Przestań - kolejny cios. - Kurwa - i kolejny. - Kłamać! - wykrzyknąłem na całe gardło i uderzyłem ostatni raz.

- Tak - usłyszałem ciche sapnięcie Willa. Przybliżyłem się do mężczyzny, żeby lepiej go słyszeć. - Zrobiłem to.

W tamtym momencie poczułem, że kolejny raz wygrałem. I naprawdę chciałem odejść i już zostawić go w spokoju, jednak gdy zobaczyłem, że podczas wymawiania tych słów w jego oczach nie było nawet cienia skruchy, nie mogłem się powstrzymać.

- Jeśli chociażby odważysz się pomyśleć, o zrobieniu jej czegoś złego - jeszcze bardziej przybliżyłem się do mężczyzny i prosto do jego ucha wyszeptałem. - To cię, kurwa, zabiję.

Wymierzyłem kolejny cios i wyszedłem z jego mieszkania.

Miałem dwie opcje. Mogłem pojechać do Xaviera i jak zawsze próbować uciec od swojego życia, które na własne życzenie niszczyłem, lub wrócić do domu. Do domu, w którym spotkałbym się z Vanessą. Dziewczyna zapewne wiedziała, gdzie pojechałem. Nie była głupia, choć jeszcze kiedyś tak o niej myślałem, ale myliłem się. Była spostrzegawcza, momentami mnie to irytowała, bo widziała rzeczy, których nigdy nie chciałem, żeby ktokolwiek widział, a szczególnie ona. Jednak McMillan nie była idealna. Może dzięki swoim obserwacjom mogło jej się wydawać, że jest zawsze o krok do przodu, jednak tak naprawdę zawsze była w tyle. Na ten krok nie pozwalała jej ta cholerna wrażliwość. Dlatego zawsze tak mnie irytowało, gdy płakała. To był jej czuły punkt, który każdy przeciwnik mógłby wykorzystać. Który ja mógłbym wykorzystać.

Tak długo myślałem o dziewczynie, że nawet nie wiedziałem, w którym momencie dojechałem pod dom. Nie wysiadłem od razu z auta. Spędziłem w nim jeszcze kilka dobrych minut myśląc o tym, co zastanę, gdy wejdę do środka. Wmawiałem sobie, że to wszystko, co do tej pory zrobiłem, to było tylko zwykłe odwdzięczenie się za to, że ona została ze mną po kłótni z ojcem. Teraz spłaciłem swój dług i nie byłem jej już nic winien. A jednak bałem się wejść do środka. Bałem się, że znowu zobaczę ją w rozsypce i coś poczuję.

Spoiled souls [ZOSTANIE WYDANE]Where stories live. Discover now