Rozdział 1

89 4 0
                                    


- Minęły już trzy dni Donnie, a on nadal się nie obudził! Jak długo to będzie trwać?! – krzyk Leonarda nie pomagał Donatello w jego i tak już dużym bólu głowy.

- Leo, zrobiłem wszystko co w mojej mocy, alby go wyleczyć! Stale go monitoruję, ale nie jestem cudotwórcą!

- A powinieneś! Obcujesz z technologią Utromsów, budujesz maszyny którym nic nie jest w stanie dorównać, a nie potrafisz wyleczyć naszego brata?!

W tym momencie, jakiś trybik w środku Donatella stanął z głośnym zgrzytem. Zacisnął pięści tak mocno, że aż zaczęły się trząść. Mike wytrzeszczył gały. Trzeba było NAPRAWDĘ się postarać, aby wkurzyć Donna.

- A TY GDZIE BYŁEŚ, KIEDY TO WSZTSTKO SIĘ DZIAŁO?! GDZIE BYŁEŚ, ŻE NIE OCHRONIŁEŚ GO?! – ryknął na Leonarda.

Nozdrza Leo rozszerzyły się, gdy zaczął warczeć. Otwierał już usta by mu odpowiedzieć, gdy kłótnię przerwało donośne stuknięcie laską o beton.

- YAME! W MOIM DOMU NIE BĘDZIE ŻADNYCH KŁÓTNI! – stanowczy głos Splintera skutecznie uciszył dwójkę żółwi. Donnie spuścił wzrok na zmienię. Leo wpatrywał się przez chwilę w brata, po czym także zniżył wzrok.

- Przepraszam Sensei.

- Wybacz Ojcze.

Mistrz Splinter pomasował łapą skronie.

- Chłopcy, pozwólcie za mną do dojo. Ty także Michelangelo.

Leo wraz Donnem usłużnie podążyli za swoim mistrzem, rzucając sobie spojrzenia spode łba. Zmieszany Mike podreptał za nimi. Gdy wszyscy weszli do środka, Splinter zasunął papierowe drzwi. Ukląkł na matach, a jego śladem podążyli jego synowie.

- Nasza rodzina została zaatakowana i skrzywdzona w okrutny sposób – rozpoczął. Mike skulił się w sobie na odgłos jego tonu. – Wasz brat odniósł ciężkie obrażenia i walczy o życie. Wasza obecność jest mu teraz potrzebna jak nigdy dotąd. Dlatego oczekuję od was dyscypliny i jedności – tu znacząco popatrzył w stronę Leonarda i Donatella - każdy z was potrzebny jest Raphaelowi, aby wrócił do zdrowia. Kłótnie między wami jeszcze bardziej go osłabiają. Moi synowie, jesteśmy rodziną, a nie ma nic silniejszego w świecie niż właśnie rodzina. Macie działać jak jeden organizm, wspierać się nawzajem. Dlatego chcę abyście odnaleźli tych ludzi i zakończyli tę sprawę raz na zawsze.

W dojo zapanowała cisza, przerywana cichym trzaskiem knotów ze świec. Donatello czując że może przerwać ciszę, postanowił zabrać głos.

- Udało mi się zebrać kilka przydatnych informacji o tej grupie. April włamała się do bazy policyjnej i znalazła parę raportów które mogłyby pasować do tych gości.

- Kim oni są? I dlaczego nas porwali? – Leonardo odezwał się po raz pierwszy od kłótni z Donatellem.

- Niejaki doktor Dave J. Roseborn od czterech lat pracuje dla spółki badawczo-naukowej ,,New Worldwide Spicies'' prowadzącej badania nad nowoodkrytymi gatunkami zwierząt. Finansowana jest przez jakiegoś miliardera mieszkającego w Kongo.

- Uuu, to w Azji tak? Pojedziemy do Azji? Proszeee – podekscytowany Mike wtrącił się do rozmowy. Donatello westchnął ciężko.

- Podejrzane jest to, że ich działalność nie stwarza żadnych problemów. Działają zgodnie z prawem, odprowadzają podatki, a z ich badań korzystają inne pomniejsze firmy. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być w porządku.

- Więc wrócimy tam i dokładnie zbadamy tą ich całą stację badawczą. A potem wykończymy Roseborna – oznajmił im Leo.

- To nie będzie takie proste Leo. Ten doktorek to niezła szycha wśród środowiska naukowego. Jest jednym z pionierów w dziedzinie inżynierii genetycznej ostatnich lat. Ciężko będzie go załatwić tak, aby nikt się nie zorientował. Na pewno ma solidną obstawę strażników.

Leo wykrzywił twarz. Wiedział aż za dobrze, o jakiej obstawie mówimy.

- April przesłała mi klika raportów policyjnych z ostatniego miesiąca. W każdym z nich pojawiają się mężczyźni w czarnych maskach. Zazwyczaj trzymają się w grupach 4-5 osobowych. Przewodzi im kobieta, również w masce.

Leo zmarszczył brwi. Nie miał zbyt przyjemnych wspomnień z kobietą.

- Widziano ich w różnych częściach miasta, najczęściej późną nocą. To co ciekawe, to miejsca w których się kręcili. Są to dawne skupiska obcych z inwazji Triceratonów, a także mutantów Bishopa. Można by powiedzieć, że szukali pozostałości po potworach.

- Duuude, teraz wszystko ma sens! Zamaskowani Zorro szukali kosmitów, a natknęli się na Raphaela! Wtedy do imprezy dołączyłeś ty Leo i BAM! Dwóch kosmitów jednego wieczoru, musieli się cieszyć! Dobry jestem w te klocki! – śmiał się Mike, jednak po otrzymaniu od Mistrza Splintera pełnego dezaprobaty spojrzenia, szybko się uspokoił.

- Raphael powiedział mi, że to oni go zaatakowali. Nie chciał z nimi walczyć – powiedział Leo.

- W jaki sposób dał się złapać? – zapytał Splinter.

- Nie wiem, tego nie mówił. Podejrzewam że mogli go zaskoczyć, gdy wciąż był zły po... po naszej kłótni – głos Leo obniżył się.

Trójka braci mimowolnie wróciła myślami do pokoju obok, gdzie leżał ich nieprzytomny brat. Sensei widząc napięcie wśród braci, postanowił zakończyć spotkanie.

- Prześpijcie się moi synowie, a jutro zaplanujemy co robić dalej. Możecie odejść.

- Hai Sensei...

     Mike udał się w stronę kuchni, zapewne z zamiarem przyrządzenia sobie pizzy z chorą mieszanką składników, które w żadnym wypadku nie pasują do siebie, tym bardziej do pizzy. Donnie udał się w stronę pokoju Raphaela. Leo podążył za nim. Otwierając drzwi, obydwoje ujrzeli blado wyglądające oblicze brata. Raph leżał na łóżku, podparty stosem poduszek, a jego głowa delikatnie opadała na jedną z nich. Obok niego monitor cicho rejestrował bicie jego serca. Leo spojrzał ciężko na ekran. Ekg serca monotonnie zarysowywało tę samą krętą linię – znak, że jego brat wciąż żył. Donatello sprawdził w tym czasie temperaturę Raphaela. Jego czoło wciąż było ciepłe, ale zimne okłady zdawały się działać. Leo podszedł do łóżka brata i ujął dłoń Raphaela w swoją. Dłoń która tysiące razy uratowała go przed śmiercią. Dłoń która była tak niewyobrażalnie silna i która budziła strach wśród szeregów Purpurowych Smoków. Leo ścisnął ją delikatnie. Gdy poczuł małą bliznę pod kciukiem, lekko się uśmiechnął.

- Zostaniesz z nim?- zapytał się Donnie, po chwili obserwowania dwóch braci.

- Tak, zostanę – odparł Leonardo.

- Jeśli coś się będzie dziać, zawołaj mnie dobrze?

- Dobrze Donnie, zawołam.

Donnie zatrzymał się w półkroku chcąc coś dodać, ale pokręcił tylko głową i wyszedł z pokoju.

- Dobranoc Leo.

- Dobranoc Donnie.

      Leo został sam. Gdy upewnił się, że wszyscy udali się już na spoczynek, tak cicho jak tylko potrafił, zaczął opowiadać Raphaelowi stare japońskie bajki, które zwykł był czytać im Splinter, gdy byli mali.

Imprisoned 2 TMNT 2003Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz