Rozdział 1. Burza

30 2 1
                                    

Wysoki chłopak z bordowymi oczami i blond włosami, ubrany w amarantowej bluzie i tego samego koloru spodnie, a na plecach ma przewieszony niedbale miecz w pokrowcu stoi na murze. Zaporze, która broni dolinę posłańców inaczej zwaną Twierdzą. Nastolatek jest ewidentnie zamyślony. Zauważa to przechodzący chłopak z pomarańczowymi włosami i oczami. Andrew, bo tak ma na imię owy chłopak, widocznie zaintrygowany podchodzi po cichu starając się pozostać niezauważonym. Skrada się po cichu będąc pochylonym i przekładając na przemiennie nogi dopóki przez przypadek nie kopie kamyka. Leo wyjmuje miecz i przystawia Andrew do gardła.

- Ej, ej, Leo, no co ty? - pyta się wystraszony Andrew

- Nie zakradaj się do mnie - odpowiada z nutą groźby Leo

- No dobra, tylko schowaj tem miecz - zgadza się niezadowolony Andrew

Leo powoli chowa miecz do pochwy zawiewieszonej niedbale na plecach. Andrew robi dwa kroki w tył upewniając się, że miecz go nie dosięgnie. Próbując zgadnąć co przykuwa uwagę przyjaciela przygląda się krajobrazowi widocznemu z wysokiego muru. To co ujrzał nie zdziwiło go. Pustynia, a właściwie stepy, co jakiś czas widoczne były drzewa rodzaju terii, czyli wysokie drzewa na około czterdzieści metrów mające wielkie pnie na dole, a na górze były bardzo cienkie i posiadały masę giętkich gałązek w których żyły małe wironki, które wyglądem przypominały niewielki króliki z pazurkami zdolne do wspinaczki. Miały ostre i trujące uzębienie, a same odporne były na wiepe chorób oraz trucizn. W niektórych drzewach mieli porobione różne kryjówki na wiele okazji. Czasami były widoczne słonie i krowy hodowane na jedzenie. Nie sięgała jeszcze dwunasta w południe, a już zaczynało być ponad czterdzieści stopni Celsjusza. Andrew i Leo to dziwiło, była pora deszczowa, a nie sposób wytrzymać na dworze.

- Entiri, nasz mistrz każe wszystkim iść do głównego budynku - zaczyna niepewnie po paru minutach Andrew

- Ma zamiar omówić pogodę? - pyta Leo

- Tak, jak na nasz klimat jest o 30 stopni za dużo - odpowiada Andrew

- Przyjrzałeś się się dokładnie krajobrazowi? - pyta ponownie Leo

- Tak, i właśnie dlatego dziwi mnie temperatura - odpowiada Andrew

- Litości! Przypatrz się Andrew! Żadnych chmur na niebie nie ma, to jest wina aż tak wysokiej temperatury - krzyczy Leo

- No, ale lepiej chodźmy, bo nas Entiri pozabija - mówi Andrew

- Myślisz, że nasz mistrz byłby do tego zdolny? - pyta Leo

- Tak - odpowiada Andrew i nie czekając aż jego przyjaciel coś powie rusza w kierunku głównego budynku

Gdy mijali jeziorko na środku Twierdzy zerwał się wiatr. Wszędzie wirował pył unoszony przez wiatr. Zasłonili oczy by piasek nie dostawał się do oczu.

- Co jest? - pyta krzycząc Leo

- Nie wiem, wiem, że są chmury. To chyba dobry znak - odpowiada Andrew

- Nie zauważyłeś, że nagłe zmiany pogody nie są normalne? - pyta Leo

- Ja tu się staram patrzeć optymistycznie, więc nie psuje mi tego - krzyczy z wyrzutem Andrew

- Lepiej się zastanówmy o co chodzi - odkrzykuje Leo

Andrew nie odpowiedział. Patrzył na małą wysepkę po środku jeziorka. Miał wrażenie, że piasek tam nabiera koloru bordowego. Miał już o tym powiedzieć Leo, ale przewrócił się. Wiatr przycichł. Nie było już słychać grzmotów. Piasek nie latał wszędzie. Leo mając złe przeczucie wyciągnął miecz i przyjął postawę bojową, a Andrew zrobił to samo. Andrew od razu skierował się w stronę jeziorka, a Leo widząc to poszedł za nim upewniając się, że nie ma z tyłu żadnego zagrożenia. Blondyn spojrzał w którym kierunku idą i na chwilę przystanął. Zobaczył unoszący się bordowy piasek.

- Może lepiej poczekajmy na innych - zaproponował szeptem Leo

- Zanim przyjdą minie dużo czasu. Sam zauważyłeś, że ta burza nie jest normalna, więc zjawiska po niej też nie są normalne - odpowiada Andrew idąc dalej

Nagle błysnął bordowy kolor oślepiając dwójkę przyjaciół. Spojrzeli na siebie i zwrócili swoją uwagę na wysepkę. Pojawiła się tam postać. Był ubrany w bordowy strój ze złotymi elementami pancerza. Nosił maskę zasłaniającą twarz. Przybiegła reszta znajomych Andrew i Leo, którzy biegnąc wyjęli miecze, które błyskały danym kolorem.

- O, dosyć prymitywne kolory jeśli chodzi o dary. Którą jednostką jesteście? Jedenastą? Dwunastą? - pyta nieznajomy

- Dlaczego nie sądzisz, że jesteśmy jednostką dziesiątą? - pyta niski chłopak o włosach w kolorze morza i oczach tego samego koloru

- Chociaż raz zamilknij Henry - mówi wysoki białowłosy chłopak z białymi oczami wychodzący zza rogu

- Oho, pan bibliotekarz Oliver, posłaniec jakiegoś podrzędnego daru już zaczyna się rządzić - mówi niebiesko włosy chłopak mający niebieskie jak lód oczy

- A tobie, Christopher, przydałoby się trochę kultury i znaczący zanik arogancji - odpowiada Oliver

- Czym zasłużyłeś sobie na taki brak szacunku? - pyta nieznajomy przypominając o swojej obecności

- Wiekiem - odpowiada Oliver

- Ile to już lat? - pyta nieznajomy

- Około setki - odpowiada Oliver

- Może naprawmy twój autorytet - proponuje nieznajomy wyciągając miecz

Miecz zalśnił bordowym światłem. Nieznajomy zniknął na chwilę i pojawił się przy Leo i Andrew. Leo zaatakował cięciem po skosie z lewej strony. Nieznajomy zrobił unik turlając się do tyłu. Z pomocą daru kopnął Leo, który lecąc do tyłu uderzył w drzewo tracąc przytomność. Andrew zaczął wytwarzać małe wirujące płomienie mając na celu ogłuszenie przeciwnika. Nieznajomy widząc to na chwilę zniknął i pojawił się wyprowadzając celnego kopniaka w brzuch Andrew. Ten poleciał do tyłu i nie mógł wstać. Nieznajomy rozejrzał się i obrał cel. Wybrał Henry'ego i Christopher'a. Henry stał z mieczem wystawionym przed siebie trzęsąc się przy tym. Christopher stał opierając się na mieczu z delikatnym uśmiechem będąc pewnym, że wróg mu nie zagraża. Nieznajomy zniknął i pojawił się przy Henry'm i wykonał cięcie w nogę z dołu w górę zanim Henry zdołał wykonać blok. Henry złapał się za nogę i upadł przez przecięcie mięśni. Christopher za to osłupiał gdy zobaczył wroga tak blisko. Nieznajomy uderzył Christopher'a płazem miecza w głowę co wystarczyło by ten nie był w stanie walczyć. Nieznajomy rozejrzał się i zobaczył tylko trzy osoby do pokonania. Wysoką brązowowłosą dziewczynę o imieniu Cynthia i niską nastolatkę z jasnym włosami w odcieniach fioletu, Lindę. Nieznajomy pstryknął palcami i poleciały bordowe iskry. Dziewczyny nie mogły się ruszyć. Nieznajomy ruszył w stronę Olivera. Wyciągnięty miecz uniósł trochę przed siebie ale nie był specjalnie przestraszony. Oliver za to stał z ramionami skrzyżowanymi i tylko patrzył. Nieznajomy znowu przeniósł się próbując wykonać znienacka atak. Oliver spokojnie, ale szybko wyjął miecz i zablokował atak.

- Dałoby się naprawić przeszłość - powiedział cicho Nieznajomy

- Dobrze wiesz, że nie - odpowiada przez zęby Oliver

Bloki, ataki, cięcia i pchnięcia zagłuszały każdy dźwięk. Andrew prawie się wygrzebał z wody do której wpadł. Nagle rozbrzmiał głuchy dźwięk. W oczach Nieznajomego można było dostrzec przez chwilę strach.

- Ona żyje i się zgodzi, ja zresztą też i wiem, że ty też tego chcesz, a znalezienie czwartej osoby jest proste - mówi Nieznajomy

- To nie ma prawa się stać, Sihern - odpowiada Oliver

W tej chwili wyłania się postać starszego pana z zasłoniętą usta i nos przez maskę opierającego się o wielki srebrny kostur spod którego lecą różno kolorowe iskry. Sihern cofnął się o parę metrów.

- Muszę ci przyznać, że fatalnie wyszkoliłeś jednostkę jedenastą - mówi Sihern znikając w blasku amarantowego światła

Nie pojawił się na placu.

- Do łóżek ale już - krzyczy Entiri

Każdy spojrzał na siebie i poszli do siebie. Linda pomogła Henry'emu i przez resztę dnia każdy lizał rany.

Świątynie. Echo PrzeszłościWhere stories live. Discover now