0. Ten nabój był dla mnie

375 41 8
                                    

ROZDZIAŁ 0.
Valentino Hermes Ragazza

– Ten nabój miał być dla mnie. –

Ruszyłem wzdłuż ulicy, która była jedyną możliwą ucieczką z lotniska KSWE. Mrowiący, przeszywający ucisk zawładnął nad moimi stopami. Wydałem z płuc ostry kaszel i splunąłem na ziemię brudną wydzieliną. Krew, smoła, tlący się dym. Mięśnie nóg odmawiały mi posłuszeństwa, a serce, które pompowało coraz mniej krwi chciało się poddać. Umysł jednak nadal walczył. Już nie o mnie samego, bo dla mnie ta misja miała być ostatnią, ale o pieniądze które po wykonanej egzekucji miały zostać przelane na konto mojej siostry.

Usłyszałem strzał.
Dobiegał, kurwa, znikąd.
Strach zmusił mnie do chwilowego skulenia głowy, jak wtedy, gdy w dzieciństwie ojciec podnosił rękę, żeby przydzielić mi z otwartej dłoni w policzek, kiedy nabroiłem, ale przez kilka lat w służbie specjalnej nauczyłem się nad nim panować. Nie miałem czasu na chwilę zawahania. Skierowałem kroki w stronę palącej się wojskowej ciężarówki i znalazłem bezpieczne miejsce za płachtą, z której coś jeszcze cudem zostało.

– Kurwa mać – warknąłem, zaciskając palce na karabinie.

Wylewało się ze mnie coraz więcej życia. Zaczynało kręcić mi się w głowie. Jedynym ukojeniem byłoby omdlenie, ale gdybym sobie na to pozwolił, wszystkie pieniądze, na które pracowałem przez ostatni tydzień w D'Hankarcie poszłyby w piach. Moja siostra ich potrzebowała, została sama z trójką dzieci. Nie powodziło im się najlepiej. Ledwo wiązali koniec z końcem.

Znów padł strzał. Znów z tego samego miejsca.

Obszedłem samochód od boku, obstawiając że snajper jest na dachu sąsiadującego z barem hotelu. Zaryzykowałem i sięgnąłem ręką do lusterka. Skrzywiłem usta gdy objąłem palcami metalowy słupek.
Boli jak skurwysyn.
Opatrywałem tę dłoń trzy dni temu w tunelu przy ulicy Gothen. Nawet udało mi się wyciągnąć kulę, która przebiła mnie na wylot, ale wszystkie środki medyczne jakie ze sobą miałem rozdałem innym żołnierzom.

Skup się, Ragazza.

Wyrwałem żarzący przedmiot i skierowałem na przypuszczalną lokalizację. Wytężyłem wzrok, ale nikogo nie widziałem. Musiałem przedostać się na drugą stronę lotniska, gdzie czekał na mnie helikopter.

Co ja pierdolę. Jaki helikopter?

Przecież ta misja była dla mnie przegrana. Został tylko jeden cel. Jeden człowiek. Tylko ten jeden, ostatni snajper.

Znów odkaszlnąłem. Karabin był za ciężki i w ostatecznym starciu niepotrzebny. Szczególnie, że wbijał mi się w drętwiejące ramię. Odrzuciłem go i wyciągnąłem z kieszeni pistolet. Austriacki Glock 17, który przeładowywał się sam po oddanym strzale. W magazynku powinien zostać jeszcze jeden nabój.

Hałas spowodowany uderzeniem mojego SIG 550 o gruz nie pozostał bez odpowiedzi. Przeciwnik znów strzelił. Błąd. Zdradził mi swoją pozycję. Natychmiast skierowałem lusterko na lewe skrzydło.

Dało się słyszeć, że miał ciężki rodzaj broni. Tej, która wymagała przeładowania. Po strzale miałem więc dodatkowe kilka sekund przewagi.

Splunąłem ostatnim tchem na ulice D'Hankartu, a później wyszedłem zza cienia ciężarówki. Moje kolano wygięło się nienaturalnie do boku, powodując promieniujący ból do kręgosłupa. Nie miałem na to czasu. Wymierzyłem na dach, gdzie poruszyła się ciemna, masywna sylwetka. Teraz oboje staliśmy oko w oko ze śmiercią.

– Ten nabój miał być dla mnie – wysapałem pod nosem i pociągnąłem za spust.

Oddałem czysty strzał prosto w czoło.

W jednej sekundzie razem ze snajperem opadłem na plecy i osunąłem zmęczonym ciałem po gruzach ludzkiej nienawiści.

Pieniądze, ojciec, mój mentor Ryan i Mia. Moje życie, które właśnie tak chciałem zakończyć. Na polu walki, w towarzystwie słonecznego nieba i z przekonaniem, że zrobiłem wszystko co mogłem, żeby ją uratować.

IG: weber.patrycja
#mof #myownfailure

MY OWN FAILURE [+18]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora