III

96 7 2
                                    

Wysiadła z metra, po czym usiadła na najbliższej ławce. Spoglądnęła na wyświetlacz telefonu i zauważyła powiadomienie. Odblokowała urządzenie, przełączyła piosenkę na spotify i kliknęła ikonkę messengera.

Od Josephine Brown: Za pięć minut będę

Dziewczyna odczytała wiadomość, po czym kliknęła w pole tekstowe, aby odpisać. Wysłała uśmiechniętą emotkę i zablokowała telefon. Po przeciwnej stronie stacji z hukiem nadjechało metro. Spoglądnęła na wyświetlacz z rozkładem jazdy, który wskazuje jedenastą czterdzieści pięć. Obserwowała ludzi w wagonie i tych, którzy przepychają się do wyjścia, po czym wychodzą. Drzwi zamykają z głośnym chrzęstem i po chwili metro odjeżdża, ukazując ponownie cały peron, na którym pozostało kilku ludzi. Dwie dziewczyny, około piętnastoletnie, zmierzały powoli w kierunku bramek, a starsza pani dreptała w kierunku ławki, wspierając się o drewnianą laskę. Gdy usiadła spoglądnęła w kierunku wysokiego blondyna, który nawet na chwile nie oderwał się od wyświetlacza Iphone. Włosy sięgały mu linii żuchwy, która mimo to uwidaczniała się za ich kurtyną. Miał dżinsową katanę w błękitnym kolorze, czarne spodnie w stylu rurek i czarne vansy. Staruszka uśmiechnęła się w kierunku chłopaka, lecz ten nadal zaabsorbowany wyświetlaczem telefonu odgarnął włosy i spojrzał na elektryczny rozkład jazdy. Jej serce przyspieszyło, gdy ujrzała jego twarz, ciało przeszywały dreszcze, a w ustach poczuła suchość. Przełknęła ślinę i oddychała powoli.

Z obu stron nadjechało metro, wyrywając dziewczynę z transu i zasłaniając chłopaka. Wzięła głęboki oddech, a po chwili drzwi się otworzyły i jej oczom ukazała się postać niskiej brunetki. Twarz Josephine Brown oświetliło światło, sprawiając, że wyglądała jeszcze lepiej niż normalnie. Oczy zasłonięte okrągłymi okularami przeciwsłonecznymi odbijającymi promienie słońca. Gdy ujrzała rudowłosą wystawiła jej język i wyszła z metra. Daphne wstała z ławki i przytuliła koleżankę na powitanie.

-Jesteś bledsza niż normalnie - zmartwiła się. - Dobrze się czujesz?

-Chodźmy stąd, to od razu poczuje się lepiej - odpowiedziała dziewczyna, niemal biegnąc w stronę bramek.

-Lecisz jakby gonił cię jakiś seryjny - zasapana brunetka ledwo nadążała za koleżanką.

Gdy minęły bramki, metro odjechało, a ruda zwolniła. Daphne zaśmiała się nerwowo z jej ironizmu.

-Chodźmy najpierw na jedzenie - odwróciła jej uwagę. - Czekanie na ciebie jest strasznie energochłonne.

-Tym razem nie namówisz mnie na pójście na jakieś twoje zachcianki kulinarne rodem z końca świata. - Brunetka zrobiła zaciętą minę. - Idziemy do Burger Kinga.

-Nie przesadzaj - zaśmiała się. - Sushi nie było takie złe, a poza tym chciałam iść na pizzę.

-Cud się zdarzy - ironizowała.

Weszły do galerii i skierowały się w stronę Burger Kinga. Brunetka szczerzyła się od ucha do ucha. Podeszły do kasy. Brunetka zamówiła Double Whoppera, duże frytki i Pepsi. Daphne stała za nią, zastanawiając się co zamówi oraz w jaki sposób Jo zmieści wszystko w sobie. W czasie, gdy brunetka szukała stolika zamówiła nuggetsy, cheeseburgera i fante. Usiadła naprzeciwko koleżanki, która scroolowała instagrama.

-Musimy odwiedzić Sephorę - zablokowała telefon, a rude brwi uniosły się w górę w wyrazie zdziwienia. - No co?

-Nic - odpowiedziała. - Tylko nie sądziłam, że wejdziesz tam kiedykolwiek z własnej woli.

-Dostałam zadanie specjalne - wyszczerzyła się w fałszywym uśmiechu. - Mam kupić prezent na urodziny babci...

-Nasze numerki - przerwała jej, gdy na wyświetlaczu pojawiły się liczby z ich paragonów.

Podeszły po zamówienia, po czym wróciły z tacami pełnymi niezbyt zdrowym jedzeniem. Josephine całkowicie zaabsorbowało pochłonie ogromnego burgera, przegryzanie go frytkami i popijanie napojem. Już w drodzę do stolika zaczęła popijać Pepsi.

-Masz już wybrane? - dopytała, a brązowooka popatrzyła na nią zdezorientowanym wzrokiem i policzkami wypchanymi jedzeniem niczym chomik. - No na tę perfumy?

Przeżuła dokładnie zawartość swoich ust, przełknęła na raty, popijając Pepsi.

-Givenchy - odrzekła. - Nie pamiętam dokładnie nazwy.

Ruda mimochodem kradnie jej frytkę, a ona spogląda na nią wzrokiem mordercy.

-Zostawię ci połowę nuggetsów, bo i tak całych nie zjem.

Jo skończyła Whoppera, a w następnym momencie dobrała się do reszty frytek i nuggetsów. Kiedy kończy wyrzuca opakowania do kosza.

-Nasz szofer odbierze nas z galerii o dziewiątej wieczorem. - Oznajmiła jej, gdy wróciła do stolika.

-Nasz szofer? - Zaśmiała się, próbując ukryć zawstydzenie. - Masz na myśli swojego brata?

-A kogo innego niby?

-Może chodźmy już na tę zakupy - zaproponowała.

Wstały od stolika i skierowały się w stronę ruchomych schodów, po czym weszły do perfumerii. Twarz Josephine wykrzywił grymas, gdy poczuła unoszący się intensywny zapach. Odnalazła szybko szafę Givenchy, a w niej tester, którym spryskała się, po czym potarła nadgarstki.

-To tę - uśmiechnęła się, lecz Daphne nie słuchała jej.

Dziewczyna spoglądała na wyświetlacz telefonu jakby odrobinę bardziej zdenerwowana.

-Jo - brunetka spojrzała na nią. - Będę czekać przed wejściem.

Głos się jej łamał, ale miała nadzieję, że ona tego nie słyszała. Odebrała niemal natychmiast po wyjściu z Sephory.

-Lenge siden - usłyszała, gdy tylko przyłożyła telefon do ucha.

Milczała krótką chwilę, po czym odpowiedziała tylko krótkie:

-Witaj

-Dlaczego nie odbierałaś ode mnie, min skatt? - zadał jej pytanie, na które ani nie chciała, ani nie umiała odpowiedzieć. - Dlaczego nie odpowiedziałaś na moje wiadomości, søta?

Znowu milczała, tym razem dłuższą chwilę, zastanawiając się po jaką cholerę tym razem odebrała ten pieprzony telefon.

-Dlaczego milczysz? - kontynuował swój monolog. - Chciałbym usłyszeć twój słodki głos.

-Nie dzwoń do mnie więcej - zabrał głos. - Nie wysyłaj wiadomości, nie przychodź do mojego domu ani do pracy. Nie zbliżaj się do mnie.

-Min skatt - próbował jej przerwać.

-Nasza znajomość powinna się skończyć, gdy po raz pierwszy wyjechałeś bez słowa i nie odzywałeś się, dopóki znowu nie przyleciałeś do Londynu. Miałeś już zbyt wiele szans.

Rozłączyła się i oddychała głęboko. Josephine zmierzała w jej stronę tanecznym krokiem, co jakiś czas wąchając swój nadgarstek.

-Ładne są w sumie - uśmiechnęła się i przyłożyła jej nadgarstek pod nos. - Tylko cena nie ładna.

-Dla mnie za mocne - skrzywiła się. - Może chodźmy na sklepy z ubraniami?

-Na pewno dobrze się czujesz? - spytała się jej zmartwiona. - Znowu zbladłaś.

Daphne chciała krzyczeć tak, aby pozbyć się całej swojej złości, ale jednakowo czuła, jakby w płucach nie było tlenu. Miała ochotę wykrzyczeć jej w twarz, że nic nie jest dobrze. Opowiedzieć jej o tym i móc się wreszcie wypłakać. Pragnęła krzyczeć, ale nie miała na to siły, więc coś wyło w niej, a ten wrzask odbijał się o granice jej ciała i niszczył wszystko, co miał na swojej drodze. Rozpadała się na milion małych kawałków, jak lustro, w które ktoś uderzył. Czekało ją przecież siedem lat nieszczęścia, bo to ona uderzyła w to lustro. Stłukła się na milion małych kawałków, po czym po prostu wzięła głęboki wdech i powiedziała:

-Nic mi nie jest - ruszyła z miejsca, nie wiedząc jeszcze gdzie. Czuła wzrok na plecach, a chwilę później dobiegła do niej.

-To dokąd teraz?

THE SNOWFLAKESWhere stories live. Discover now