4. Szok

155 10 1
                                    

W tamtym momencie znienawidziłam cały wszechświat.

Gdy przyłapałam pierwszy raz Davide na braniu narkotyków, doznałam szoku. To tak, jakby każda cząsteczka mnie umarła. Drżenie rąk, zawroty głowy i ból klatki piersiowej. Wtedy dostałam też ataku paniki. Którego skutki zostały ze mną już na zawsze.

Nienawidziłam momentu, gdy stałam i nie wiedziałam co zrobić. Poczucie bezradności było jak cios prosto w serce. Patrzycie się wtedy w jeden punkt i wiecie, że żadna decyzja nie będzie dobra.

Szkoda, że po tylu razach, dalej nie nauczyłam się z tym radzić. I za każdym razem chciałam zakopać się pod ziemią i nigdy spod niej nie wychodzić.

Szłam rozległym korytarzem, a kroki zagłuszała czarna wykładzina. Każdy uprzejmie się ze mną witał, a ja potrafiłam tylko się uśmiechnąć.

Podałam kelnerowi numer pokoju i weszłam do części jadalnianej. Spożywanie śniadanie w samotności wśród tłumu, było trochę niekomfortowe. Ale gdy poczułam burczenie w brzuchu, od razu odrzuciłam zmartwienia.

Zabrałam talerz i ustawiłam się w kolejce po świeże bułeczki. Nie byłam pewna czy dam radę coś przełknąć, ponieważ stresowałam się spotkaniem. Marika zadzwoniła z samego rana, że chciałby, abym odwiedziła już dziś uczelnię.

Chociaż mój wybór był prosty.

Nałożyłam sobie wieloziarnistą bułkę, jajecznicę oraz zabrałam jakieś dżemy. Skusiłam się jeszcze na smoothie truskawkowe i z takim pełnym talerzem, skierowałam się do małego stolika. Rozłożyłam wszystko i zaczęłam jeść. Nie było danie mi zrobić to w spokoju, ponieważ telefon zaczął dzwonić. Pośpiesznie odebrałam, a na ekranie pojawiła się Kendall, która właśnie jechała autem.

Spojrzałam na zegarek, która wskazywał dziesiątą rano. Pomiędzy Vegas, a NYC była trzy godzinna różnica czasowa. Dlatego dziewczyna zapewne jechała na zajęcia.

Chociaż stop. Przecież była sobota, a ona uczęszczasz na studia dzienne.

- Gdzie ty jedziesz o siódmej rano w sobotę?- zapytałam, otwierając brzoskwiniowy dżem.

- Raczej skąd wracam - zaśmiała się, a ja zmarszczyłam brwi. - Trochę wczoraj poimprezowaliśmy i zasnęłam u Kai'a. A o dziewiątej jestem umówiona z rodzicami na rodzinne śniadanie.

Parsknęłam cichym śmiechem, ponieważ to było tak typowe dla tej dziewczyny. Nie wiedziałam jak może podchodzić do wszystkiego z takim wyluzowaniem. Nawet gdy miała trzy minuty do wyjścia, potrafiła poprawić cały makijaż i przebrać się pięć razy. I to wszystko z stoickim spokojem.

- A dzwonię, bo doszły mnie słuchy, że jesteś w Stanach!- klasnęła w ręce, gdy przewróciłam oczami. - trzeba było wcześniej powiedzieć, to bym wpadła w odwiedziny do braci.

Mhm, czyli plotka już się rozeszła po Vegas. Jestem w dupie.

- Ogarniam sprawy na studia. - odpowiedziałam. - Jak się czegoś dowiem, to na pewno Ci powiem.

- Michael mówił, że wracasz do Vegas- prawie wsadziła nos w telefon.

- To jeszcze nic pewnego.

Nie chciałam nikomu robić zbędnych nadziei. Chociaż wiedziałam jak to się skończy, wolałam mieć stuprocentową pewnością, że skończę swoją naukę w Ameryce.

- A tak poza tym, dlaczego dzwonisz?- wtrąciłam, nakładając kawałek jajecznicy na widelec.

- A nie no, tak sobie dzwonię - machnęła ręką, lecz ja jej nie uwierzyłam.

Destruction desireWhere stories live. Discover now