Dekret Edukacyjny Numer 75

125 17 24
                                    

Luna Lovegood przejechała dłonią po grubym gobelinie przedstawiającym centaury w czasie polowania i z lekko przekrzywioną głową przyglądała się niciom uginającym się pod jej dłonią. Patrzyła, jak pojedyncze włókna się rozdzielają i spomiędzy nich wybierał jaja bahanek i umieszczała je w szklanych słoikach. Tata ją o to poprosił, ponieważ żadna bahanka nie zadomowiła się w ich domu, a ich jaja były podstawą żywienia dla krabów rogatych. Przesunęła się o krok w prawo i zaczęła całą procedurę od nowa. W myślach rozrysowywała szkice ewolucyjne wyżej wspomnianych krabów, ponieważ na razie jej ojciec miał tylko młode osobniki, jednak razem doszli do wniosków, że dorosłe powinny osiągać nawet do 5-6 stóp wysokości. Gdy po raz kolejny próbowała prawidłowo umieścić trzecią parę skrzeli pomiędzy szczypcami, z zamyślenia wyrwał ją głos jej ulubionej osoby.

- Wypierdalać! - Ginny celowała różdżka w grupę drugorocznych ślizgonów. Luna wypatrzyła tam tylko młodszą siostrę Crabbe'a i kuzyna Marcusa Flinta, reszta już się powoli ulatniała. - No szybciej, czy chcecie na własnej skórze sprawdzić, jaką rozpiętość ma moje zaklęcie galaretowatych nóg?

Kilka osób już zniknęło za rogiem korytarza, jedna dwie dziewczyny wpadły do pustej klasy profesor Septimy Vector. Flint ostatecznie pociągnął za sobą Crabbe i Bulstrode, która cały czas kryła się za jego plecami. Gdy i ci zniknęli Weasley podeszła do dziewczyny i stanęła tuż obok.

- Co robisz? - Zapytała z lekkim uśmiechem i zaciekawieniem.

- Zbieram jaja bahanek. - Odpowiedziała Luna nie odwracając się nawet w kierunku Weasley.

Rudowłosa nie mogła się powstrzymać i przewróciła oczami.

- Nie możesz pozwalać, żeby ktokolwiek ci dokuczał. Te dzieciaki od kilku minuty krzyczały na ciebie i oczywiście nikt dokoła nie reagował. Sama musisz o siebie walczyć, gdy mnie nie ma obok - dziewczyna starała się, żeby jej ton był stanowczy, ale wtedy Luna spojrzała na nią swoimi ogromnymi niewidzącymi oczami.

- Ale ja nic nie słyszałam - powiedziała tylko.

- Chodź na spotkanie GD, później pomogę ci z tymi jajami, dobrze? - Ginny już owinęła ramię wokół pasa dziewczyny, a ta się jej poddała i ruszyła za gryfonką.

Luna lubiła to uczucie, gdy rudowłosa przyciągała ją blisko siebie i lekko nią kierowała. Z bezgranicznym zaufaniem szła zgodnie jej z niewerbalnymi wskazówkami. Omijała zbroje (na które zazwyczaj wpadła), stopnie pułapki (w które zazwyczaj wpadała) oraz zaczekała, aż schody ułożą się w odpowiedniej kombinacji (zamiast po prostu wejść na nie, gdy te właśnie zmieniały szyki). Do tego ciepłe ramie rozgrzewało jej przemarznięty brzuch, ponieważ nie pomyślała o ubraniu kardiganu, a zamek zdążył się już wychłodzić pomimo wyjątkowo ciepłego października.

Mimo rozpraszającego jej ciepła gryfonki ponownie zaczęła myśleć o rogatych krabach i jajach bahanek. Zaczęła się zastanawiać, na jak długo wystarczą słoiki, które już wypełniła jajami. W końcu jej tata miał tylko dwa osobniki, które na razie miały zaledwie 17 cali. Z zamyślenia ponownie wyrwał ją głos dziewczyny.

- Jeśli później mamy znaleźć jaja bahanek to możemy sobie zażyczyć starych gobelinów w Pokoju Życzeń. Co ty na to? - Luna ze zmarszczonymi brwiami spojrzała na nią opierając swoją głowę o jej ramię, w końcu była o 3 cale niższa.

- Czy bahanki w Pokoju Życzeń są dzikie? Czy przez to, że są przywoływane, nie są udomowione? Nie wiem, czy jaja udomowionych bahanek są równie odżywcze dla krabów rogatych - Luna snuła swoje rozważania na głos, a Ginny tylko potarła jej bok.

- W takim razie pójdziemy ich szukać na gobelinach w zamku. Myślę, że w wieży północnej coś znajdziemy, Trelawney pewnie kilka hoduje w swoich cuchnących kadzidłem chustach.

Dekret Edukacyjny Numer 75 - Luna x Ginny/ ONE SHOTWhere stories live. Discover now