i dont think i'll ever wanna be your friend

87 8 1
                                    

-  świetnie się zachowaliście.  kapitan drużyny koszykówki i przewodniczący szkoły.  wzory do naśladowania  -  z boiska do jej gabinetu zabrała nas moja matka.  miałem delikatnie podbite oko i zaschniętą krew pod nosem.  on miał jedynie drobne zadrapania.  właśnie dostawaliśmy wykład o tym, jak okropnie się zachowaliśmy i jak nie powinniśmy robić czegokolwiek takiego.

-  dobrze, przepraszam pani dyrektor  -  powiedział junhyeon, z udawaną skruchą.  -  to ścierwo powinno dostać cztery razy mocniej w tą głupią twar-

- starczy, panie kum.  widzę, że żaden z was nie rozumie powagi sytuacji.  jesteśmy najbardziej prestiżową seulską szkołą.  mamy setki sponsorów i fundatorów. wyobrażacie sobie co się stanie, jak filmiki z waszej bójki znajdą się w mediach - popatrzyła się na nas ze śmiertelną powagą, po czym dodała - zapłaciłam największym mediom w korei, aby nie wstawiały żadnych informacji o waszej bójce - po junhyeonie było widać, że „spadł mu kamień z serca", jednak pani dyrektor nie skończyła mówić. - co nie znaczy, że nie poniesiecie konsekwencji swojego zachowania

po tym, co powiedziała, pomyślałem sobie, że będziemy musieli sprzątać szkołę, pomagać na stołówce czy coś.  jednak jisoo nie myślała tak jak ja.

-  taerae, junhyeon zostaje twoim pomocnikiem.  będziecie musieli wspólnie dbać o dobro szkoły, pokazywać się na zdjęciach razem.  macie wyglądać tak, jakbyście byli najlepszymi przyjaciółmi. - dopiero teraz skończyła.  spojrzałem na nią z ogromnym wyrzutem, i złością.  chciałem się odezwać  i wyrzucić swoje wszelkie żale, jednak hyeon mnie wyprzedził.

- dlaczego, do cholery, mam spędzać czas z tą piz- z naszym ukochanym przewodniczącym? przecież skoro pani zadbała o to, że nie pokażemy się z tym w mediach, to chyba sprawa załatwiona? nie rozumiem dlaczego mam udawać papużki nierozłączki z typem, któremu rozwaliłbym głowę, twarz, nogi, nos, ręce..

-  to ma być wasza kara. będziecie najlepszymi przyjaciółmi dopóki sprawa z meczem nie ucichnie.  możecie iść. 

wyszedłem z gabinetu - tak samo jak wcześniej trzaskając drzwiami.  za mną wyszedł junhyeon, który chciał coś do mnie powiedzieć, jednak ja pokazałem mu środkowy palec i popędziłem do swojego pokoju.
gdy otwierałem drzwi, przyszła mi wiadomość od matki o treści:

@ kim jisoo sooya.

do : kim taerae i kum junhyeon

drodzy panowie
oto rozpiska rzeczy, które macie do zrobienia na ten tydzień:
1. prezentacja treningu ninetysix'ów aby pokazać fanom po przegranym meczu, że dacie z siebie wszystko na meczu z jinoois.
2. rozmowa z fundatorami naszej szkoły i napisanie artykułu do szkolnej gazetki o nowych salach

na ten moment tyle. jeśli o czymś się dowiem to niezwłocznie was poinformuję.

to świetnie. mam przez przynajmniej miesiąc pokazywać, że typ, który rozwalił mi nos to moja psiapsiółka. podszedłem do lustra i rozpiąłem koszulę, która była cholernie pognieciona i wygnieciona we wszystkie strony świata, po czym rzuciłem ją na podłogę. założyłem wygodną koszulkę i jakieś krótkie spodnie, po czym rzuciłem się zmęczony na łóżko. wstyd mi przyznać, ale oczy zaszły mi łzami. z jednej strony przez to, że mogłem zwyczajnie delikatniej zareagować, a sytuacji by nie było. z drugiej strony wszystko mnie cholernie bolało. junhyeon był jednak wysokim koszykarzykiem, który codziennie ćwiczył i miał jednak trochę siły. byłem cały poobijany, ale nie miałem siły tego opatrzeć.

leżałem jeszcze chwilę i cicho płakałem, dopóki w moich drzwiach pojawił się junhyeon. nie miałem bladego pojęcia dlaczego przyszedł do mojego pokoju. szybko się ogarnąłem, aby nie wygladać, że nie czułem się najlepiej, ale nie za bardzo mi to wyszło.

- wyglądasz tragicznie - powiedział swoim jak zwykle opryskliwym tonem.

- wiem, dzięki za przypomnienie. wcale nie wyglądasz lepiej - wywróciłem oczami, stojąc obok niego. założyłem rękę na rękę widocznie obrażony

- przyszedłem, bo jisoo kazała mi opatrzyć ci ten głupi ryj

- jak uroczo, ale nie potrzebuję twojej pomocy. idealnie daję sobie radę sam, „panie kum".

- mam zrobić jej zdjęcie jak wyglądasz chociaż trochę lepiej, więc nie ma nie - mruknął stanowczo. miałem ochotę mu odpyskować, jednak i nie chciałem być znowu dotkliwie pobity, no i też nie ukrywam, że potrzebowałem tej pomocy.

usiedliśmy na wcześniej nie używanym przeze mnie łóżku pod oknem. chłopak wyciągnął apteczkę, a z niej parę gazowych opatrunków, plastry, waciki i płyn odkażający. wylał parę kropel płynu na jeden z wacików, nie do końca delikatnie chwycił mnie za brodę i przyłożył mi do jednego z paru mniejszych otarć na twarzy. chciałem być super twardy i silny, ale mimowolnie syknąłem z bólu. chłopak musiał to usłyszeć, i zaczął być troszkę mniej gwałtowny. po około dziesięciu minutach wyglądałem już trochę mniej jak ofiara przemocy domowej.

- no już, a teraz robię zdjęcie uśmiechnij się - mruknął, po czym zrobił nam selfie. - wyglądasz jak walona kaczka, kim. ale na szczęście nie muszę już tu być. nara

powiedział, szybko zabrał swoje rzeczy i wyszedł. znowu się położyłem, tym razem bez aż tak wielkiej chęci popłakania się i zapadnięcia pod ziemię.

wicked love.     /  junrae.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz