Rozdział 6

256 10 4
                                    

Merlin otworzył oczy, gdy zaczęło świtać. Kilka osób jeszcze leżało, jednak Artura już przy nim nie było i sam nie wiedział, czy to co stało się wczoraj było jedynie jego wytworem wybujałej wyobraźni, czy na prawdę się zdarzyło. Próbował nie wstając dojrzeć gdzie mężczyzna jest, jednak jedyne co napotkał to złośliwy uśmieszek Lancelota. Merlin zmarszczył brwi i zwęził oczy zastanawiając się, o co może chodzić. Miał tylko nadzieję, że jeżeli coś widział to nie będzie go przez to gnębić i ciągle do tego wracać. No cóż inaczej i on również będzie musiał zaczynać niewygodne dla niego tematy Ginewry. Uśmiechnął się w duchu również złośliwie na myśl o dogryzaniu Lace'owi.

Reszta podróży minęła już w miarę spokojnie, oprócz słownych przepychanek Gwaina z Parcivalem i na odwrót.

Gajusz pochylony nad księgą dumał i ciągle drapał się po głowie, gdy Merlin dyktował mu objawy mieszkańców wschodniej wioski. Sam nigdy nie słyszał o tego typu sprawach. Nigdy wcześniej za jego życia rwa między światami nie została otworzona i nie zobaczył ofiar tej tragedii na własne oczy. Jednak razem szukali w księgach i jedyne co mogli z tego wnioskować to po prostu nie dopuszczenie do kolejnych śmierci. Jednak w księgach nigdzie nie było jak zamknąć przeklętą rwę miedzy światami i to było najstraszniejsze. Niemoc i domysły, które nie miały żadnego potwierdzenia.

Musieli szukać dalej, jednak Gajusz musiał udać się do przyjaciela po inne zakazane księgi i przenieść je w sposób niezauważony przez nikogo.

Merlin w tym czasie przechadzał się po kuchni i czekał na posiłek, który miał zanieść Arturowi.

— Zabieraj te łapy młodzieńcze, jeśli ci życie miłe — Parsknęła rozłoszczona kucharka i dała Merlinowi łyżką po rękach.

— Miłe, miłe już uciekam — Zaśmiał się i wyszedł czekać na dziedziniec licząc, że może się natknie na kogoś ciekawego. Nie mylił się bo na wejściu od razu dostrzegł uśmiechniętą Gwen.

— Oh Witaj Merlinie. Widziałeś może Lancelota? — Merlin podrapał się po głowie w celu zastanowienia.

— Nie widziałem, a powinienem? — Uśmiechnął się, a Ginewra, zaśmiała się i odetchnęła jakby ze zniecierpliwieniem.

— Chciał się ze mną spotkać i mi coś pokazać, czekam tu na niego już dobre dziesięć minut i nadal go nie ma. Przez chwilę myślałam, że może ty go zatrzymałeś. Często bywa u ciebie. — Wzruszyła ramionami.

— Nie, nie tym razem niestety. Nie widziałem go, cały czas spędziłem z Gajuszem odkąd przyjechałem.

— Rozumiem — Odgarnęła warkocz do tyłu i stanęła w pozycji bojowej, jakby miała go skopać, jak go tylko zobaczy na horyzoncie. Nagle wyciągnęła zza pleców koszyczek zasłonięty ściereczką, taki jak kiedyś stał w pokoju Artura.

— Miałam to zanieść Arturowi, jednak poczekam na tego bęcwała. A jeżeli byś mógł ty mu to dostarczyć. — Merlin zrobił wielkie oczy i zamrugał kilka razy.

— E.e oczywiście, a mogę wiedzieć co to jest? — Gwen uśmiechnęła się szeroko.

— To bułeczki z owocami leśnymi mojej roboty. Ostatnio powiedział, że je uwielbia i jak będe robić to mam go uwzględnić, wiec tak robię. Chciałam zanieść mu jeszcze ciepłe, jednak zaraz wystygną — Posłała mu niby smutny uśmiech aby zrozumiał powagę sytuacji.

— A wiem, że i tak do niego idziesz zanieść mu zaraz posiłek. Zaraz czwarta. —Puściła mu oczko i w tym momencie już wiedział, że są w zmowie z Lancelotem. Jednocześnie z serca spadł mu wielki kamień, gdy dała do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko i jest ze mną.

~Merthur~ LśnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz