Rozdział 17: Biała frotka w fioletowe kwiatuszki

772 19 4
                                    

Louis

Leżałem na łóżku, w swojej sypialni, która była skąpana w mroku i ciemności. Pokój oświetlała jedynie latarnia na ulicy. Bawiłem się białą frotką w fioletowe kwiatuszki, która znajdowała się na moim nadgarstku. A była to gumka należąca do pewnej pięknej długowłosej szatynki, której oczy byłe tak kurwa piękne. Jej oczy były w kolorze brązu i złota.

Westchnąłem. Nie umiałem zasnąć, bo ciągle myślałem o ustach Rozalii. Ten pocałunek pieczętował tylko to, że jest moja. I tylko moja.

Rozalia Williams była tylko i wyłącznie moja.

Była moim promyczkiem.

Promyczkiem, który rozświetlał mój mrok.

Bo to Rozalia jest moim promyczkiem: nadziei, przyszłości, miłości.

Mój mały promyczek, nie wiem, co do niej czuje. Umiem opisać tego uczucia. A poczułem coś do niej gdy zobaczyłem ją w ten weekend, w tym domku letniskowym. Tylko dopiero teraz sobie to uświadomiłem.

***

Jęknąłem, słysząc mój dzwoniący telefon, który mnie obudził. Przetarłem oczy. Tak dużo rozmyślałem o moim promyczku, że nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Chwyciłem telefon, który leżał na stoliku nocnym, spojrzałem na nie, żeby zobaczyć, iż mój tata dzwoni. Zerknąłem na godzinę. 10.05.

Czego do cholery on chciał ode mnie o 10?
Odebrałem, przystawiając telefon do ucha.

- halo?- powiedziałem zachrypniętym głosem.

Odchrząknąłem.

- Cześć synu- odparł mężczyzna.- Jeszcze śpisz?

Nie kurwa lewituje.

- Po co dzwonisz?- spytałem.

- Mógłbyś przyjechać? Musimy porozmawiać- odrzekł ojciec.

- Ogarnę się i przyjdę- odpowiedziałem.

- Dobrze, to do później się widzimy synu- dodał rozłączając się.

Odrzuciłem telefon na łóżko. Westchnąłem, przecierając twarz wytatuowaną dłonią. Nie powiem, że nie byłem ciekawy, co ten człowiek znowu wymyślił. Michael Martin Lee największy mafioza, którego zna cały świat, również ojciec dwójki synów. Czasami pomagałem ojcowi w interesach, może nie byłem wierzący, ale modliłem się w duchu, żeby nie miał jakieś roboty dla mnie. Po pierwsze nie chciało mi się dzisiaj, po drugie miałem wolne od studiów i wszystkiego innego. Albo, żeby znowu nie pierdolił na temat wyścigów, które niedługo miały się odbyć.

Ojciec nie popierał mojego udziału w wyścigach. Nie chodziło o to, że były nielegalne, bo w końcu nasze całe życie kręciło się w otoczce nielegalnego świata. Tylko jak zawsze pierdolił, że martwi się o mnie, ale wspierał mnie w tym co robię. Chociaż nigdy nie był na żadnym z moim wyścigów, zawsze się tłumaczył, że śmierć ludzi go nie rusza, ale na śmierć własnego syna nie będzie patrzeć.

Zgramoliłem się, z łóżka podchodząc do szafy, z której wyjąłem czarne dresy i tego samego koloru bluzę z kapturem. Przebrałem się w bluzę i dresy, następnie zgarnąłem telefon z łóżka. Wyszyłem, z sypialni ruszając do kuchni, która była połączona z salonem. Podszedłem do lodówki, wyjąłem butelkę schłodzonej wody. Upiłem kilka łyków, następnie odstawiłem butelkę na blat kuchenny. Zamknąłem lodówkę i od razu ruszyłem do przedpokoju. Ubrałem buty oraz kurtkę, wyszedłem z mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Wsiadłem do auta, ruszyłem w stronę mojego rodzinnego domu. Do którego miałem zaledwie kilka minut.

Mój mały promyczek #1 Nadzieja (Trylogia Promyczek) [W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz