Rozdział trzeci

396 34 3
                                    

MARIGOLD

Późnym wieczorem wraz z Rhodesem kończymy oglądać film. Malec wdrapuje się wtedy na krzesło przy drewnianym stole z kartką papieru oraz resztką plakatówek. Ja natomiast ruszam do swojej kuchni, by posprzątać ją po kolacji, i próbuję się jakoś trzymać, chociaż poczucie bycia samiusieńką jak palec zdecydowanie mi tego nie ułatwia.

Najchętniej ubrałabym którąś z bluz Willa, zakopała się pod kołdrą i powtarzała do upadłego, że prędko tutaj wróci oraz ukryje mnie w silnych ramionach. Wiem jednak, że nie mogę sobie na to pozwolić. Na dołowanie się wspomnieniem, które wcześniej przypomniało mi o sobie we śnie zresztą również. Mój mały gość nie powinien przecież zobaczyć mnie w chwili załamania. Myśli, że wszystko jest w porządku. Że nic się nie dzieje, bo jego wujek niedługo zjawi się z powrotem, a wraz z nim powróci nasza codzienność we trójkę.

Chciałabym wiedzieć, kiedy i czy w ogóle to się wydarzy.

Znowu czuję w piersi miażdżącą rozpacz, ale chowam ją głęboko w sobie i szoruję gąbką brudne naczynia, co jakiś czas prosząc Rhodesa, żeby szedł do łóżka. Gdy kończę sprzątać, pocieram dłońmi ramiona schowane pod materiałem rozciągniętego swetra oraz wracam do pogrążonego w półmroku salonu, gdzie chłopczyk maluje przy świetle świecy.

Przysiadam na krześle obok i zwracam się do niego łagodnym tonem:

– Pora spać, artysto.

Brązowe oczka zerkają na mnie błagalnie.

– Moment, Goldie – prosi ich uroczy właściciel. – Już kończę.

Uśmiecham się niemrawo, przysuwając palec wskazujący do jego twarzy i trącając go nim zaczepnie w mały nos.

– Albo mi się wydaje, albo wmawiasz mi to od prawie godziny.

– Przepraszam. – Skruszony brzdąc patrzy to na mnie, to na kartkę, którą pokrył warstwami farb. – Po prostu chcę dopracować mój obrazek.

Spoglądam na dzieło i czuję, jak smutek gniecie moje biedne serce, bo od razu rozpoznaję namalowanego na papierze Rhodesa, Willa oraz mnie. Postacie stworzone są nieco pokracznie, ale ich autor zadbał, żeby miały nasze cechy. Stoją przed ładnym, jasnym domkiem w zalesionych górach, więc Willard na pewno opisywał mu, jak wygląda Kolorado, do którego mieliśmy wyjechać w poszukiwaniu spokoju za mniej niż siedem tygodni.

Nabieram drżący wdech ustami. Staram się nie rozkleić przez świadomość tego, że nasze plany stały się bardziej odległe, niż były wcześniej.

– Jest prześliczny – stwierdzam, wpatrzona w dziecięcą pracę. – Swoją drogą nie zdziwię się, jeśli w przyszłości zostaniesz artystą z prawdziwego zdarzenia.

– Możemy się umówić.

Krzyżuję spojrzenie z małym.

– Na co?

– Na randkę raczej nie, bo Will wyrwałby mi nogi z tyłka... – Posyłamy sobie delikatne uśmiechy. – Ale umówmy się, że pozwolisz mi dłużej popracować nad moim obrazkiem, a ja jak już rzeczywiście zostanę kiedyś artystą z prawdziwego zdarzenia, pierwszą wystawę w mojej supergalerii sztuki zadedykuję właśnie tobie. To jak?

Nie powstrzymuję chichotu, mimo że w oczach stają mi łzy wzruszenia albo tęsknoty. Sama nie do końca wiem, co konkretnie się za nimi kryje, ale wiem za to, że uwielbiam Rhodesa i jestem przekonana, że ta kwestia nie ulegnie zmianie nigdy.

– Twoja propozycja jest kusząca, ale jutro masz szkołę, kochany. Musisz przespać przynajmniej kilka godzin, żeby jakoś przetrwać wszystkie lekcje.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 06, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Fragile Lies [W SPRZEDAŻY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz