Rozdział 27

4.1K 199 99
                                    

Aaron White

W ciszy wyszliśmy z budynku. Obydwoje chyba potrzebowaliśmy czasu, żeby dokładnie przemyśleć to, co się dzisiaj wydarzyło. Wiedziałem, że na Vanessę również wpłynęło spotkanie z moją matką. Nie umiałem opisać tego uczucia, które mi towarzyszyło, gdy wszedłem do sali i je zobaczyłem.

Dwie najważniejsze dla mnie kobiety w jednym pomieszczeniu.

Mogłem wzbraniać się przed tym uczuciem lub udawać, że go nie było, jednak wiedziałem, że to i tak byłoby na nic. Vanessa McMillan była jedną z ważniejszych osób w moim życiu i już dłużej nie chciałem tego ukrywać.

- Będziesz odwiedzał ją częściej? - dziewczyna w końcu zdecydowała się przerwać ciszę.

Spojrzałem na nią, na jej piękne zielone oczy, dla których już dawno przepadłem. Jej delikatny uśmiech, który potrafił rozświetlić mój najciemniejszy dzień i nawet przez moment nie zawahałem się nad odpowiedzią.

- Chcę mieć z nią stały kontakt, więc tak. - Wiedziałem to już w momencie, w którym przekroczyłem próg jej pokoju. Nie miałem pojęcia jak wytrzymałem tyle lat bez mamy u boku, ale poprzysiągłem sobie, że od teraz będę u niej tak często, jak tylko będę mógł. Chciałem zacząć w końcu takie życie o jakim marzyłem, a które nie było możliwie przy ojcu,

Vanessa posłała mi najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek było mi dane podziwiać i widziałem, że w jej oczach zaczęły formować się łzy wzruszenia. Nie czekając podszedłem do dziewczyny i objąłem ją, co ta od razu odwzajemniła i mocniej wtuliła się w mój tors.

- Jestem z ciebie dumna - powiedziała łamliwym głosem. - W końcu się odważyłeś i odzyskałeś mamę.

I te słowa wystarczyły, żeby cała radość ze mnie uleciała. Spiąłem się delikatnie, co od razu wyczuła. Uniosła głowę i spojrzała na mnie niepewnie. Mogłem zagłuszać potwora, który we mnie siedział, jednak on i tak nigdy by nie zniknął. Wyrzuty sumienia dopadały mnie każdego dnia, jednak w tamtym momencie były one tak silne, jak jeszcze nigdy.

- Wszystko w porządku? - zapytała z troską w głosie.

Po tym, co przeżyłem powinienem wiedzieć, że kłamstwo nigdy nie było dobrym rozwiązaniem, a jednak sam nie mówiłem prawdy. Byłem samolubny, bo nie chciałem, żeby Vanessa mnie opuściła i wolałem kłamać, żeby tylko utrzymać ją blisko.

- Wracajmy do domu. Już późno.

Widziałem, że moja odpowiedź trochę ją zdezorientowała. Posłałem dziewczynie delikatny uśmiech, który lekko ją rozluźnił i razem ruszyliśmy w stronę samochodu.

- Dziękuję, że byłaś dzisiaj ze mną - powiedziałem szczerze, gdy znaleźliśmy się już w aucie. Vanessa spojrzała na mnie i delikatnie ścisnęła moją dłoń.

- Nie masz za co.

Kiwnąłem głową i odpaliłem pojazd. Gdy opuszczaliśmy teren kliniki, ostatni raz spojrzałem na budynek za nami i minimalnie się uśmiechnąłem. Może straciłem ojca, ale przynajmniej zyskałem kogoś, kto od zawsze był dla mnie prawdziwym rodzicem i szczerze mnie kochał. Liczyłem, że w drodze powrotnej Vanessa będzie na tyle zmęczona, że pójdzie spać, a ja będę miał czas na przemyślenie całej wizyty i o cholera, jak bardzo się myliłem. Jak się okazało w dziewczynie obudził się głęboko skrywany talent piosenkarki i przez całą drogę musiała śpiewać każdą piosenkę, która leciała w radiu. Chociaż, czy mi to przeszkadzało? Ani trochę.

- Już wiem, dlaczego tak głęboko skrywałaś ten talent - ostatnie słowo wypowiedziałem z dobrze słyszalną kpiną. Dziewczyna spiorunowała mnie spojrzeniem i z całej siły uderzyła mnie w ramię.

Spoiled souls [ZOSTANIE WYDANE]Where stories live. Discover now