Epilog

5.4K 251 313
                                    

Zamarłam. Przede mną stał nie kto inny, jak pieprzony Victor White. Był tutaj, w naszym mieszkaniu, w dzień, w którym to wszystko miało się stać. Całe moje ciało drżało i ledwo łapałam każdy oddech. Z całej siły ściskałam dłoń Aarona, bo tylko on w tamtym momencie zapewniał mi bezpieczeństwo. Na moment zamknęłam oczy i liczyłam, że gdy tylko je otworzę, mężczyzna magicznie zniknie. Niestety on dalej tam stał.

- Cieszę się, że już jesteście - zaczął Victor, po czym obrócił się w naszą stronę i spojrzał najpierw na mnie, a następnie na Aarona. - I to w dodatku obydwoje.

Dopiero w tamtym momencie zwróciłam uwagę na broń w jego dłoni. Nie wiedziałam, że było to możliwe, ale ten widok jeszcze bardziej mnie przeraził. Ktoś miał dzisiaj zginąć.

- Żadne z was się nie odezwie? - nie podobało mi się, że z każdym słowem, mężczyzna skracał dystans między nami. - Nawet ty, mój synu, nie przywitasz się z ojcem? - spojrzał w stronę bruneta, a ja wypuściłam z płuc powietrze, które wstrzymywałam przez ten czas, gdy patrzył na mnie.

- Nie podchodź bliżej - warknął Aaron i czułam, jak całe jego ciało jeszcze bardziej się spięło.

Jego oddech, podobnie jak mój, był przyspieszony, jednak u niego było to spowodowane wściekłością, którą czuł. Po jego słowach Victor stanął w miejscu i uniósł ręce w obronnym geście. Przez ten ruch, broń niemal zalśniła w świetle księżyca wpadające do mieszkania przez ogromne okna.

- No dobrze, skoro żadne z was nie jest chętne do rozmowy, to pozwólcie, że ja zacznę.

Nie chciałam go słuchać. Nie obchodziło mnie, co miał nam do powiedzenia. Victor zawsze słynął ze swojego specyficznego podejścia, do niektórych sytuacji. W tej również nie odpuścił sobie teatrzyku.

- Czy wiesz drogi Aaronie, jaki mamy dzisiaj dzień? - zadał to pytanie, patrząc na swojego syna. Również przeniosłam wzrok na Aarona, który nie wyglądał, jakby chciał odpowiedzieć na pytanie ojca. - Och nie odpowiesz? W takim razie sam ci powiem. Mamy dzisiaj trzydziesty pierwszy lipca, a wiesz, co takiego jest tego dnia?

I dopiero po tym pytaniu dostrzegłam na twarzy mężczyzny zmianę, zrozumienie. Nie miałam pojęcia, o czym w tamtym momencie rozmawiali i to jeszcze bardziej mnie stresowało. Co takie było jeszcze tego dnia, o czym nie wiedziałam?

- Widzę po twojej minie, droga Vanesso, że mój syn o niczym nie wspomniał. Gdybym miał serce, w tym momencie pewnie trochę by mnie to zabolało - roześmiał się, jednak w tym śmiechu nie było nic zabawnego. Był to śmiech prawdziwego diabła.

- Twoje urodziny - wyszeptał nagle Aaron. Nie patrzył, ani na mnie, ani na Victora. Swój wzrok miał utkwiony w panoramie miasta, która rozciągała się za oknami. W tamtym momencie wyglądał, jakby coś dokładnie analizował. Przez to nagle wyznanie poczułam jeszcze większe zdezorientowanie.

- Tak, bardzo dobrze - White klasnął w dłonie, a ja aż cała zadrżałam przez ten niespodziewany ruch. - Moje urodziny, miło mi, że jednak sobie przypomniałeś.

W tamtym momencie Victor zachowywał się jak prawdziwy szaleniec. Wiedziałam, że coś było z nim nie tak i bałam się, do czego może się tej nocy posunąć.

- Skoro to już mamy za sobą... - mówił, jednocześnie przenosząc swój wzrok na mnie. Ponownie wstrzymałam oddech i bałam się chociażby mrugnąć. - A czy ty droga Vanesso pamiętasz, co takiego ma się dzisiaj stać? Och oczywiście, że pamiętasz, kto by zapomniał o czymś takim - odpowiedział sam sobie, zanim w ogóle zdążyłam otworzyć usta. - Ty kochana zabijesz dzisiaj człowieka.

- Nie - wymsknęło się z moich ust.

Do ostatniej chwili liczyłam, że coś się zmieni. Ta głupia nadzieja osiadła w moim wnętrzu, jednak umarła w tym jednym momencie.

Spoiled souls [ZOSTANIE WYDANE]Where stories live. Discover now