71. W rodzinie

379 39 4
                                    

Cześć, cześć

Wracam po nieplanowanej dłuższej przerwie. Miałem zniknąć na kilka dni, ale z różnych (zależnych i niezależnych) ode mnie przyczyn minęło 15 dni od ostatniego rozdziału, za co przepraszam. 
Mam nadzieje, że już wszystko pójdzie po mojej myśli i będę mógł wstawiać nowe części w miarę regularnie, oraz że moje chęci i lenistwo nie zawadzą mi w tych zamiarach.

Miłego czytania życzę <3
peepoLove

______________________________ 

Montanha pov:


Gdy weszliśmy do sali, wszyscy już na nas oczekiwali na swoich miejscach z maskami na twarzy, co uniemożliwiało mi ich identyfikacje. Rozmowy ucichły wraz z wejściem Erwina, który przeszedł obok mężczyzn w stronę swojego siedzenia na końcu stołu.
Złotooki zatrzymał się przy jednej osobie, na co ten się odwrócił. Pomimo zakrycia twarzy z łatwością rozpoznałem, że jest to Carbonara. Knuckles stanowczo złapał za jego rękę, podnosząc rękaw, spod którego wyłonił się bandaż.
Z ust Nicollo wydobył się jedynie cichy syk bólu, na który Erwin odpowiedział nieznacznym uśmieszkiem, po czym przeszedł się na swoje miejsce oraz wskazał mi, abym usiadł po jego prawej stronie. Sam pozostał w pozycji stojącej.

- Witam wszystkich.- Zaczął.- Na początku prosiłbym was o zdjęcie masek, jako że jesteśmy wśród naszych.- Poprosił, a na jego słowa wszyscy po kolei zsunęli zakrycia z twarzy. Rozglądnąłem się po ludziach, wśród których poznałem dwie dobrze znajome mi osoby - Vasqueza i Speedo, z którymi miałem już nie raz do czynienia podczas ich normalnych pracy. Czy spodziewałbym się ich w takim miejscu? Nie, ale, jako że byli oni obecni podczas naszego spotkania na Burger Shocie, rozważałem taką opcję.
Ze znanych mi osób był tam również Laborant, Heidi oraz Dia, o którym dowiedziałem się od Hank'a. Over również był obecny i siedział na drugim końcu stołu.
Wymieniłem z nim krótkie spojrzenie, gdyż ja nadal nie dowierzałem, że znajduje się on pośród Zakszotu, a on próbował ukryć szok, że również się w to wkręciłem.

Pośród zebranych, nie poznałem jedynie dwóch osób - brązowowłosego chłopaka i dziewczyny z jasnoróżowymi włosami.

- Z tego, co widzę, nie ma z nami jedynie Sana, który pilnuje policjantów.- Oznajmił Knuckles.-Zapewne spodziewacie się, po co was tu zebrałem.- Tu popatrzył się na mnie i dyskretnie złapał moją dłoń pod stołem.- Dostałem od was raporty dotyczące ostatnich paru dni. Przeczytam je później, w wolnym czasie, więc tę część sobie dzisiaj odpuścimy.
Przechodząc dalej, chciałbym powitać nowego członka Zakszotu - Gregorego Montanhę, szefa policji LSPD i od teraz nowego członka naszej rodziny.

- Zapomniałeś dopisać do opisu "Mojego przyszłego męża"- Dopowiedział dokuczliwie Albert, z uśmiechem poprawiając się na krześle.

- Mógłbyś czasem odpuścić.- Roześmiał się Erwin.- Grzesiu, wstań.- Zwrócił się do mnie, a ja wykonałem rozkaz, będący zarazem prośbą.- Mógłbym teraz wyskoczyć z przysięgą na dwadzieścia stron, jak mam to w zwyczaju robić, ale myślę, że o wiele łatwiej będzie złożyć ci podpis pod paroma dokumentami. Dlatego proszę cię teraz o podanie mi swojej lewej dłoni.- Wystawiłem w jego stronę rękę, a on wsunął mi pierścień na palec.- To symbolizuje twoją przynależność do naszej rodziny. Ten sygnet działa na twój odcisk palca i ma wbudowane parę funkcji jak wysłanie GPS-a, SOS, czy połączenie do mnie jako lidera. Jest też używany jako klucz do wielu zamków w naszej siedzibie.

- dziesię...- Miałem już odpowiedzieć kodem radiowym, gdy zorientowałem się, że nie jestem w policji, ale w organizacji przestępczej.

- 10-4 - Dokończył za mnie siwowłosy z rozbawieniem w głosie.- Siadaj Grzesiu. Widzę, że jeszcze długa droga przed nami...- zażartował.- Dobrze, kończąc spotkanie. Chorzy, głodni, zakochani - raport, raport karny wystąp.- Powiedział, po czym z krzeseł zerwał się Vasquez i Laborant. Erwin popatrzył się z zaciekawieniem na chłopaków, a sam usiadł.- Michael, mów.

- Potrzebuję od ciebie dostawy do pracowni.

- Nie kończ.- Przerwał mu.- Oddalam prośbę, kończę z tego typu metodami.- Oznajmił, a ja obarczyłem go pytającym spojrzeniem. Złotooki jednak udał, że tego nie zauważył i poprosił Sindacco o zabranie głosu.

- Szefie, wnoszę o dźwiękoszczelne ściany w moim pokoju.

- Popieram.- Z siedzenia zerwał się Albert, na co większość osób omal nie wybuchła śmiechem.

- Możesz nie utrudniać?- Spytał się podirytowany Vasquez, na co Speedo spojrzał na niego przepraszająco i z lekkim rumieńcem ponownie usiadł.

- Panowie, nie wnikam w szczegóły.- Mówił Erwin, próbując ukryć śmiech.- Wniosek został pozytywnie rozpatrzony.

Minęła chwila, aż wszyscy się uspokoili i Knuckles mógł w spokoju zakończyć spotkanie.

***

- Grzesiu, jest sprawa.- Zwrócił się do mnie Erwin, gdy w pokoju zostaliśmy tylko my i Laborant.

- Tak?- Spytałem.

- Musimy wszczepić ci takie monitorujące urządzenie...

- "monitorujące urządzenie"?- Powtórzyłem jego słowa, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej.

- Yhm. Daje mi dostęp do podstawowych parametrów, dzięki czemu będę w stanie wykryć potencjalne zagrożenie. Dodatkowo chroni przed wypaplaniem czegoś o Zakshocie.

- Czyli mam rozumieć, że mi nie ufasz?- Spytałem, zakładając rękę na rękę.

- To na wszelki wypadek porwania. Jako że jesteś bliski mojemu sercu, jesteś narażony na niebezpieczeństwo, a ja chcę mieć cię na oku.

- Dobra, rozumiem... prowadź...- Pomimo że był to kolejny z pomysłów, które średnio przypadały mi do gustu, a podświadomość mówiła mi, żebym się na to nie zgadzał, to zrobiłem to dla własnego spokoju od natarczywości chłopaka i po to, żeby on nie musiał się niepotrzebnie zamartwiać.

***

Ściągnij koszulkę.- Poprosił mnie Quinn, wcześniej usadzając mnie na fotelu.
Obok stał Knuckles, który miał się tylko "przyglądać", co finalnie nie miało prawa wyjść.

- Na pewno nie chcesz przeprowadzić tego pod narkozą?- Spytał z troską siwowłosy.

- Pytasz się piąty raz.- Westchnąłem.

- Bo nadal nie dostałem twierdzącej odpowiedzi. Kurwa ty mi tu zejdziesz z bólu. Nie wiesz, na co się piszesz.

- Moja odpowiedź nadal jest taka sama. Nic się nie stanie.- Odpowiedziałem twardo.

Erwin pov:

Słysząc kolejną odmowę, jedynie westchnąłem i zbliżyłem się do chłopaka, po czym usiadłem przodem do niego na jego kolanach, zaplatając swoje nogi na tył krzesła.

- Co ty robisz?- Spytał zdezorientowany.

- Skupisz się na mnie, a nie na zabiegu. Labo, zaczynamy.- Wydałem polecenie, wystawiając rękę Gregory'ego w stronę Michaela.
Gdy tylko usłyszałem, że urządzenie zaczęło działać, założyłem ręce na głowę Montanhy, chowając jego głowę w swoim barku.

Poczułem, że szatyn zaczyna szybciej oddychać, co oznaczałoby, że już coś odczuł. Moja dłoń wylądowała w jego brązowych włosach, gładząc je w ramach uspokojenia. Po chwili z ust chłopaka wydobył się cichy syk, przypominający dźwiękiem ten, jakby wylał na siebie wrzątek.

- Wszystko okej?- Spytałem z troską.

- Tak... nie przerywaj...- Zdołał z trudem odpowiedzieć, a chwilę potem ugryzł mnie w okolicach ramienia.- Po prostu trochę boli...

- Wiem. Musi boleć.- Odpowiedziałem.

Minęły jakieś 3 minuty, aż Laborant oznajmił koniec.

- Przepraszam Grzesiu.

- Za co?- Spytał, uspokajając oddech.

- Za to, że bolało.- Odpowiedziałem z niewinnym uśmieszkiem.

- Jesteś popierdolony...- Wycedził, opierając głowę z ulgą o zagłówek.

- Nie odkryłeś ameryki.- Odpowiedziałem, schodząc z jego kolan.- Nie nadwyrężaj ręki przez następne kilka dni, a powinno być okej.

- Dobra... Dzięki za wsparcie...- Mówił, robiąc przerwy na dłuższe wdechy.

- Czyli jednak się przydałem.- Odparłem z uśmiechem, spowodowanym satysfakcją, że to jednak ja miałem rację.

Miłość pod maską- MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz