9. Asasyn

39 2 0
                                    

- Zaczyna mnie martwić ta sytuacja. Rząd coraz częściej napomyka o ukróceniu wam możliwości. - westchnął parę dni później Fury. - Czekają tylko na dwie rzeczy. Na proces Belle i na to, aż komuś innemu z was powinie się noga.
Nie wiedzieć czemu, spojrzał przelotnie na wystraszoną Wandę, która zupełnie nie zrozumiała, o co mogło chodzić temu staremu żołnierzowi.
- Czyli... Miałoby nas nie być? Avengers mieliby pójść w odstawkę? - zapytał cicho Sam, patrząc tępo w swoje dłonie. - Tak po prostu?
- Nie, nie pozwolę na to. - odparł Fury. - Za dużo pracy mnie to kosztowało. - dodał ciszej, drapiąc się w głowę. - Tak czy inaczej, trzymam rękę na pulsie. Cokolwiek się stanie, nie dopuszczę, żeby od tak was rozwiązali. 
Każdy z osobna zaczął wstawać od stołu i wychodzić z konferencyjnej. Belle westchnęła, poprawiwszy kitel i założywszy ręce - chyba pierwszy raz widziała dyrektora w takim stanie, z resztą Fury nigdy nie dopuszczał do tego, żeby ktokolwiek mógł go w takim zobaczyć. Wyglądał jakby postarzał się o 20 lat w jeden dzień.
Poczekała, aż sala opustoszeje do końca.Kiedy zostali już tylko oni dwoje, podeszła do niego, opierając się biodrem o stół.
- Widzę, że nie jest dobrze, Nick.
- Mam wrażenie, że czasami nigdy nie było. - westchnął ciężko, opierając się rękoma o blat. - Jestem zmęczony tymi ciągłymi pretensjami o wszystko, czego podejmą się moi ludzie i wy. Uwierz, że nie raz zastanawiałem się nad rozwiązaniem waszej grupy, ale... Widzę, ile was to kosztuje. Widzę też, ile dla was to znaczy. Nie chcę wam odbierać tego, co jest znaczną częścią waszego życia.
- Wiesz przecież, że nie od dzisiaj próbują nas nastraszyć. Cały czas starają się nas zgnieść, tak jakbyśmy nigdy nie zrobili nic dobrego.
- Właśnie o to chodzi. Wiecie za dużo. Za bardzo się angażujecie. Na za dużo sobie pozwalacie. Jesteście przeszkodą nie do przeskoczenia.
- Nikt taki nie jest, Nick. - odparła, zrezygnowana. Nawet nie planowała mówić cokolwiek Fury'emu na temat wstąpienia do zakonu, pewnie i tak już wiedział. - Jeśli będziesz potrzebował czegoś na uspokojenie, wiesz gdzie mnie szukać. 
- Belle. - rzekł, kiedy się już skierowała do wyjścia.
- Tak?
- Nie daj się im złapać. - dodał ponuro, a w jego spojrzeniu nie było nawet grama emocji. Podszedł do niej bliżej. - Jeśli by zrobiło się gorąco, jeśli ktokolwiek musiałby podjąć bardzo radykalne środki... Belle, oni zrobią obławę prędzej czy później. Wtedy uciekaj. Wiesz do kogo. Wiesz gdzie. One cię ukryją.
- O czym ty...
- Wiesz o czym mówię i to bardzo dobrze! - złapał ją za ramiona w gorączce. - Jesteś warta więcej niż my wszyscy, więcej niż ja, niż Stark i Rogers razem wzięci! - potrząsnął nią, patrząc już teraz jak szaleniec.
- Fury, to boli! - wrzasnęła, wyrywając się z jego uścisku. - Co w ciebie wstąpiło?!
- Jeśli cię dopadną, zrobią wszystko, żebyś została ich bronią. Jak myślisz, uda im się? Bo ja wiem, że jest na to duże prawdopodobieństwo.
- Nie jestem pierwszym lepszym herosem z komiksów, Fury. - prychnęła, rozeźlona. - Nie rób ze mnie amatora.
- Nie twierdzę, że nim jesteś, ale Dr. Higgs to chodząca skrzynia skarbów. Każdy kto ją ma, ma władzę, pieniądze i siłę.
- Jej już nie ma. - burknęła, obejmując się rękoma.
- Co takiego?
- Jej nie ma. Nie ma! - wykrzyknęła, zła. - Dr. Higgs zginęła tego felernego dnia w Sokovii. Zostałam już tylko ja. I do tamtego życia nie mam zamiaru już wracać. - odparła, stojąc w drzwiach.
- A co zamierzasz, co? Nie będziesz chyba wiecznie tu siedzieć, zamknięta w czterech ścianach.
- Nawet jeśli to co? Nie jesteś moim ojcem, żeby mi prawić co mogę a co nie.
- Po prostu chcę, żebyś dobrze wszystko przemyślała. Nie będę siać paniki wśród pozostałych, ale ty powinnaś wiedzieć, że nikt z was nie jest bezpieczny. Jeden nieostrożny ruch i... - wykonał gest cięcia nożem na gardle. Wywróciła oczami.
- Nie martw się. Może Dr. Higgs zniknęła, ale nie powiedziałam, że kogoś nie wysłała do pomocy.
- Teraz to ja ciebie nie rozumiem.
Wzruszyła jedynie ramionami, uśmiechnęła się słodko, najbardziej jak potrafiła i odeszła, podskakując jak mała dziewczynka.

Alecto i Megajra nie były takie straszne. O ile w ogóle można było je tak nazwać.

Children of destruction || AVENGERS || 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz