2.Dragon in snow

15 1 0
                                    

Dzień, w którym dotarli do Winterfell był zimny i suchy. Każdy oddech wydawał się drażnić gardło od mrozu jaki panował. Szybko opuścili sklepienie gałęzi, wychodząc w gęste od śniegu powietrze. Natychmiast zrobiło się zimniej. Wiatr wiał wprost na nich, nie mając na czym się zatrzymać z wyjątkiem ich ciał. Pod ich stopami zapewne wszystko chrupotało, jednak gwizdy zamieci wszystko zagłuszały. Wczorajsze, delikatne opady, tylko były przedświtem nadchodzącej śnieżycy. Najgorsze wydawało się to, iż ta dopiero nadchodziła. Theo obawiał się, iż utkną w Winterfell na o wiele dłużej niż mieli zamiar.

Król szedł obok swoich rycerzy. Wolał odciążyć powóz, aby konie mogły iść szybciej i nie wylegiwać się na kanapach, gdy jego ludzie odmarzali sobie tyłki. Szare futro okrywało całą jego posturę. Pod nim miał opończę, skórzaną szatę wierzchnią i dwie koszule. Dalej było mu zimno, jednak domyślał się, iż i tak miał się najlepiej.

Z każdym krokiem było ciężej iść. Dlatego, gdy wreszcie zobaczył wysoki, szary od przylepionego do niego śniegu mur, uśmiechnął się sam do siebie. Cuthbert kazał im zatrzymać się, kiedy na widoku były również pochodnie na szczycie muru. Starszy sam poszedł przodem, porozmawiać ze strażą. Z wpuszczeniem konwoju na dziedziniec zamku poszło szybko. Bramę otworzono zaraz po przedstawieniu się Cuthberta.

Za murami wydawało się, iż zamieć zniknęła, zostawiając jedynie świsty wiatru. Dzięki zabudowaniu jedynie pojedyncze płatki śniegu dosięgały ich. Theo zdjął kaptur opończy, nie dbając o potargane włosy.

Miejsce nie zmieniło się, odkąd był tu ostatnim razem. Stanowiska do treningów z mieczem oraz łukiem były jakby nie ruszone. Pobliska kuźnia była opustoszała, zapewne przez pogodę.

Przez duże, drewniane drzwi od wieży zamku wybiegła dwójka strażników. Zaraz za nimi pojawił się Brandon Stark. Starszy już mężczyzna, który przejął władzę późno po swoim ojcu Torhenie Stark, znanym również jako "król, który klęknął". Przezwisko to wzięło się z sytuacji, w której Król Północy, zamiast walczyć z Aegonem Zdobywcą, uklęknął przed nim, ogłaszając, iż na Północy nie będzie więcej królów.

- Wasza miłość! - wykrzyknął Branodn z widocznie dobrym humorem. Siwe włosy rozlewały się na ramionach, okrytych czarnym futrem - Już myśleliśmy, iż nie dotrzesz.

Stanęli przed sobą. Obok młodzieńca, takiego jak Theo, Lord Stark wyglądał jeszcze starzej. Nic dziwnego, skoro pamiętał panowanie Maegora.

- Wybacz mi przyjacielu za to opóźnienie - skłonił się lekko z grzeczności.

- Żeby król mnie przepraszał - wymamrotał do siebie lord, kiwając głową. Nagle jego wzrok przyciągnęło coś za Theo. Oczy rozszerzyły mu się, tak samo jak uśmiech - Cuthbert ty stary psie!

Dwójka starszych uściskała się jak bracia. Każdy wiedział, iż tą dwójkę łączyła jakaś historia, jednak nikt nigdy jej nie usłyszał.

- Nie stójmy na śniegu. Wejdźcie, wejdźcie - Brandon pogonił ich do środka.

Zostali natychmiast zaprowadzeni do głównej sali, gdzie kręciło się kilka służek oraz straż. Stoły były świeżo posprzątane po śniadaniu. Różnica temperatur w murach pałacu, a na zewnątrz była ogromna. Woda z gorących źródeł, krążąca w rurach w ścianach, wykonywała swoje zadanie.

- Wybacz za to niegodne przywitanie - Brandon odsunął mu krzesło przy stole dla rodziny Stark. Cztery drewniane siedzenia stały za podłużnym stołem na podwyższeniu. Resztę stołów służba zaczęła przesuwać pod ściany, długie ławy kładąc na nie. Stark zamachał do jednej ze służek i pokazał jej coś. Ta tylko skinęła głową i wyszła bocznymi drzwiami.

- Nie masz za co przepraszać lordzie, jak mówiłem, to moja wina - sztuczny uśmiech dalej gościł na jego twarzy. Theo nie miał ochoty na pogaduszki z Starkiem, wolałby pójść do komnaty, jaką zawsze mu tu przydzielano i siedzieć w niej aż do wyjazdu. I tak młodzieńców, którzy wrócą z nimi do stolicy, wybierze Cuthbert. Grzeczność jednak, na razie, nie pozwalała mu odejść od stołu.

- Ah właśnie - Stark poprawił się na krześle. Zmarszczone, blade dłonie złapały mocno za materiał, oplatający podłokietniki - Wiem, iż zapewne będziecie chcieli wrócić przed zimą, zatem sam już wybrałem kilku młodych dla was. Wybierzecie spośród nich, nie całej grupy - widząc spojrzenie Theo dodał szybko - Mam nadzieję, iż wybaczysz mi tą śmiałość.

- Oczywiście - na słowa króla Brandon rozluźnił się - Tylko ułatwiłeś nam zadanie.

Poklepał staruszka po ramieniu. Naprawdę był zadowolony, że lord aż tak go wyręczył. Zazwyczaj wybranie najlepszych z kilkudziesięciu młodych, zajmowało kilka dni, teraz Winterfell mogli opuścić w krótszym czasie. Mimo iż dopiero tu dotarli, Theo tęsknił za Czerwoną Twierdzą. Tęsknił za swoją siostrą i Cannibalem. Zimne tereny Północy nigdy nie były jego ulubionym miejscem. Nie rozumiał jak niektórzy tu żyją, nigdy nie wędrując w cieplejsze strony.

Służka z wcześniej wróciła z dwoma misami, parującego wywaru. Pachniał tłustym mięsem i ziołami. Coś, co zdecydowanie przyda się w taką pogodę. Kawał chleba położono na dwóch spodkach i Theo długo nie myśląc, zabrał się do jedzenia. Widział, iż Cuthbert postąpił tak samo. Spodziewali się posiłku, więc z rana nie jedli dużo. Woleli zostawić resztki dzika dla rycerzy.

Nagle główne drzwi stanęły otworem. Wpadła przez nie trójka mężczyzn oraz kobieta. Wszystkich już znał; Melissa, z rodu Martell. Urodę miała charakterystyczną dla ludności Dorne: czarne, kręcone włosy, ciemne oczy i skóra. Wciąż piękna jak za młodości. Czarna suknia z grubego materiału, zalewała się z lokami tego samego koloru. Gruby pas ściskał jej talię. Zaraz za nią szedł Scott, jedyny syn lady i lorda Stark. Był w jego wieku i zapewne już zaplanowano dla niego część życia, tak samo jak dla Theo. Urodę odziedziczył po matce. Obok Bobby Finstock, Lord Dowódca, rycerz Winterfell, który nie wiadomo czy kiedykolwiek brał udział w bitwie. Trenował młodych z walki orężem. Za nimi wszystkimi widoczna była niższa postać. Wyróżniała się blond włosami i niebieskimi oczami. Teraz, w dobrym świetle, można było stwierdzić, iż był młody, jednak naprawdę przystojny. Theo już nie mógł doczekać się reakcji chłopaka na zobaczenie go obok Starka.

Lady Stark zatrzymała się kilka kroków przed Targaryenem, czekając aż przybyli z nią mężczyźni ustawią się po jej bokach. Blondyn stanął kawałek za nimi. Wszyscy klęknęli i wtedy Liam wreszcie podniósł na niego wzrok. Jego brwi natychmiast zmarszczyły się w zdziwieniu. Theo uśmiechnął się cwanie. Oparł głowę na jednej dłoni i zamachał mu samymi palcami drugiej ręki. Reszta zdawała się tego nie zauważyć, z wyjątkiem Scotta. Czarnowłosy spojrzał na króla zaskoczony, następnie wzrok przeniósł na młodszego i znów na króla.

- Omińmy te uprzejmości - odezwał się, gdy widok zdziwienia blondyna go usatysfakcjonował. Wstał od stołu i podszedł do Melissy, wyciągając dłoń - Witam ponownie Lady.

Gdy Starkówna wstała z pomocą młodego króla, ten ucałował jej dłoń i zaprowadził na miejsce obok jej męża. Sam ponownie zasiadł po prawicy lorda, zostawiając zszokowanego blondyna na klęczkach. Scott również znalazł się przy ich stole.

Zaczął nudną rozmowę z lordem na temat powodzenia Północy przez ostatni rok. Oczywiście większość z ważniejszych wydarzeń wiedział. Był to jego obowiązek, żeby wiedzieć co dzieje się w jego królestwie, jednak wiedział, iż zawsze inni lubili mieć okazję mówienia o sobie. Co chwilę zerkał na Liama, który zasiadł na stołku przy innym stole. Chłopak dalej miał zdziwiony wyraz twarzy. Patrzył na Targaryena, jakby ten zaraz miał wyciągnąć miecz.

Z Lordem Stark spędził większość dnia. Przez obecność króla Brandon zaniechał część swoich planów, tak samo jak reszta rodziny. Nikt jednak nie śmiał mruknąć słowa.

Kiedy słońce pomału chyliło się ku zachodowi, król wreszcie mógł opuścić główną salę i udać się do komnat. Ku jego zadowoleniu, miał do niej odprowadzić go Liam. Kilka minut szli nic nie mówiąc. Ich ciężkie kroki były jedynym dźwiękiem słyszalnym na korytarzach zamku. Zawsze kwaterowano go w jednej z wyższych wież, gdzie było duże łoże z górą futer do przykrycia się oraz świec, ogrzewających komnatę.

- Jesteś królem - głos Liama dobiegł go, gdy wszedł na pierwsze stopnie kamiennych schodów. Zaraz obok stała dwójka strażników, nie ruszyli się nawet o milimetr, jakby byli z kamienia.

- Owszem - odpowiedział mu zadowolony, odwracając się z dumą. Przez to, iż stał na schodach, blondyn wydawał się jeszcze niższy niż przedtem.

- Dlaczego wasza miłość nic nie powiedział? - Nie brzmiał na skruszonego. Chyba wolał być grzeczny, żeby nie narazić się władcy.

- Przecież się przedstawiłem - postanowił udawać głupiego dla własnej zabawy.

- Jako Theo a -

- Theo to moje imię. Theodor, tak właściwie - zaśmiał się cicho - Theodor I Targaryen, Czarny Smok.

Blondyn podniósł na niego wzrok. Był widocznie zirytowany, ale było za tym coś jeszcze. Coś w rodzaju strachu. Theo nawet się to podobało.

- Proszę mi wybaczyć - walcząc z samym sobą, Liam skłonił się nisko.

Targaryen udał, że się zastanawia. Chciał przytrzymać młodszego w stresie. Blondyn zachwiał się od zbyt długiego utrzymania niewygodnej pozycji.

- Masz wybaczone - po tych słowach znów zaczął kierować się do komnaty.

Słyszał kroki blondyna za sobą. Po pokonaniu schodów, znaleźli się przed drewnianymi drzwiami, które prowadziły do sypialni. Wewnątrz było wystarczająco ciepło, żeby zrzucić futrzany płaszcz i skórzaną szatę. Został w szarej tunice, lekko rozwiązanej na piersi. Dwie pary spodni dalej ogrzewały jego nogi. Usiadł na łożu, które zapadło się lekko pod jego ciężarem. Założył jedną nogę na drugą, zaczynając ściągać buty. Przerwał, gdy zauważył, że Liam ma zamiar wyjść z pokoju.

- Wykąpałbym się - powiedział głośno, dając do zrozumienia, iż chłopak ma coś zrobić z tym faktem.

- Nie jestem służką - odparł chłopak i kłaniając się szybko, złapał za klamkę drzwi, chcąc je zamknąć za sobą.

Theo nie miał zamiaru tak tego zostawić. Wiedział, iż zirytuje w taki sposób Liama, ale to tylko da mu satysfakcję. Poza tym, blondyn nie był synem żadnego lorda, był przybłędą, więc powinien wyręczyć króla w zawołaniu służby.

- Ile masz lat? - zatrzymał go.

Tym razem po komnacie rozbrzmiał ostry ton, ten którego używał do poważnych rozmów i dawania reprymend. Liam wyraźnie spiął się, wiedząc, iż możliwie zdenerwował Theo. Natychmiast puścił klamkę i wyprostował się. Wzrok utkwiony miał na podłodze. Theo nie spodobało się to. Wstał z łóżka, kierując się w stronę młodszego.

- Siedemna - urwał z zaskoczonym stęknięciem. Król złapał go za podbródek, unosząc tak, aby ich oczy się spotkały. Chłopak trochę się wystraszył.

- Patrz na mnie - rozkazał mu. Nie dało się tego opisać jako cokolwiek innego, niż rozkaz. Twardy, chropowaty ton sprawił, że Liam zatrząsnął się lekko - Chyba Lord Stark nie wychował cię za dobrze - dodał z szyderczym uśmiechem.

Mina młodszego natychmiast się zmieniła. Król go uraził i było to widać, nie tylko po zaciśniętych pięściach. W niebieskich oczach zagościł taki chłód, że aż Theo się zdziwił.

- Siedemnaście - zabrzmiało to jak szczeknięcie zdenerwowanego psa. Nie, nie psa. Wilka.

Targaryen uśmiechnął się i przesunął dłoń na policzek blondyna. Przejechał kciukiem w tym miejscu, obserwując czy wyraz twarzy Liama się zmieni. Nic z tego. Dalej ten twardy wzrok i kryjące się za nim wyzwanie. Theo musiał przyznać, iż nie spodziewał się aż tak wrogiej reakcji. Chociaż, młody wychowywany był przez Starków, a ludzie im bliscy słynęli z oddania.

- Wyglądasz młodziej - skomentował, opuszczając dłoń i robiąc krok w tył. Liam pozostał w miejscu z tym złowrogim spojrzeniem.

- Kogo mam zapytać o przyszykowanie wanny? - wrócił do poprzedniego tematu, znów sztucznie się uśmiechając.

Liam przez chwilę się nie odzywał. Stał jak ta dwójka strażników na dole schodów. Zatrzymany w czasie.

- Zawołam ich - odpowiedział wreszcie i trzasnął za sobą drzwiami.

Kąpiel okazała się doskonałym pomysłem. Nie umył się porządnie, odkąd opuścili Greywater Watch, zamek w Przesmyku. Podczas szorowania się, miał wrażenie, iż razem z brudem schodzi z niego część skóry. Jego włosy też nie były w najlepszym stanie. Pełne kołtunów i przetłuszczone. Podobnie było z jego brodą, która zrobiła się już długa. Jedną ze służek poprosił, aby została z nim w komnacie i wyczesała jego włosy i ogoliła mu twarz. Na wieczór został sam. Czekając na kolację, przyszykował coś porządniejszego do ubrania. To, że był daleko od domu, zmęczony po drodze i mężczyzną, nie oznaczało, że nie lubił się czasem wystroić. Właściwie robił to dość często, nawet za młodu, gdy większość chłopców myślała raczej o tym, aby iść biegać po lesie za jeleniami z łukiem w ręku. Oczywiście Theo, jak większość wysoko urodzonych, pałał się polowaniami, jednak mógł zawsze przy tym dobrze wyglądać.

Na kolacji pojawiło się o wiele więcej osób niż przy śniadaniu. Większość ważniejszych osobistości z Winterfell siedziała przy podłużnych ławach, a rodzina Stark czekała na niego przy tym samym stole, co wcześniej. Liam też się tam znalazł, również ubrany w inne rzeczy; zdecydowanie ozdobniejsze niż zwykłe białawe koszule i futro, jakie nosił wcześniej. Czarna tunika, przykryta skórzanym dubletem bez rękawów z srebrną spinką przy piersi, ściskającą ubranie razem. Zarękawie trzymało rękawy tuniki ciasno przy skórze, powiększając optycznie mięśnie na ramionach. Theo znów miał rację poprzedniej nocy, chłopak był umięśniony. Włosy sięgające za uszy, ułożone miał gładko w tył. Nie wyróżniał się na tle lordów i rycerzy. Zapewne tak samo jak on, gdyż znów nie włożył korony.

Wszyscy przerwali rozmowy i wstali, gdy król wszedł przez drzwi. Czekali aż zasiądzie obok lorda Stark i pozwoli im rozpocząć ucztę. Choć prawdziwą ucztą nie można tego było nazwać. Theo właściwie się z tego cieszył.

Resztę wieczoru spędził pijąc piwo i zajadając się mięsem. W Królewskiej Przystani rzadko miał okazję do wypicia prawdziwego, dobrego piwa jako iż większość pijała tam wino.

Następnego dnia obudził się, gdy słońce było już wysoko na niebie. Powolnie wygrzebał się z kokonu futer i usiadł na skraju materaca. Przetarł twarz dłońmi, dając sobie chwilę do rozbudzenia się. Z tego co pamiętał, nie zaciągnął nikogo z sobą do łóżka, więc nie musiał martwić się niczym, z wyjątkiem oglądania dzisiejszego treningu młodych na dziedzińcu. Po dźwiękach szczękania metalu zza okna, założył, iż już zaczęto.

Ubrał się dość szybko w cały szary strój z czerwonymi wstawkami. W swoich pakunkach znalazł też trochę biżuterii, dobierając srebrne pierścienie. Włosy związał w luźny kucyk, krótsze kosmyki zostawiając z przodu twarzy.

Po opuszczeniu komnaty i zejściu na korytarze, dołączyła do niego dwójka strażników, którą zabrał do Winterfell z Królewskiej Przystani. Podążali za nim już wcześniej, jakby ktokolwiek tutaj miał go zaatakować. Postanowił ignorować ich do czasu, aż zaczną go irytować.

Wyszli na drewniane wzniesienie, znajdujące się nad dziedzińcem. Kawałek dalej spostrzegł lorda Starka, rozmawiającego z Baratheonem. Komentowali poczynania młodych łuczników na placu. Wszyscy w jednym momencie nałożyli strzały na cięciwę, następnie naciągając ją i strzelając w synchronizacji. Wszyscy trafili w tarczę, jednak tylko niektórzy idealnie w środek. Niedaleko były stanowiska do ćwiczenia ciosów. Zauważył, że wszyscy starają się popisać swoimi uderzeniami i pchnięciami. Theo bardziej jednak zainteresowała grupa, walcząca mieczami na końcu dziedzińca. Nikt nie zwracał na nich uwagi, więc Theo założył, iż nie walczyli dla pokazu, tylko w ramach zwykłego treningu.

Targaryen postanowił podejść do lordów. Już z daleka słyszał śmiech Starka. Nie stracili humoru, gdy zobaczyli króla, co nieczęsto się zdarzało. Theo był przyzwyczajony, że każdy stawał się poważny w jego towarzystwie. Z wyjątkiem Tary oczywiście oraz Cuthberta. To drugie dotyczyło jednak niewielu sytuacji.

- Wasza miłość - skłonili się szybko i wrócili do poprzedniej pozycji - Przyjrzałeś się komuś? - Stark najpewniej chciał się popisać wychowankami swojego lorda dowódcy, który krzyczał coś na łuczników. Mężczyzna słynął z swojego burzliwego temperamentu.

Theo rozejrzał się po wszystkich raz jeszcze. Strzały w większości trafiły w środek tarczy, znów z idealną synchronizacją, miecze uderzały w worki siana na balach w różne sposoby. Theo przypominało to jego pierwsze treningi. Jeden chłopak, w którym rozpoznał Scotta, miał mocne, precyzyjne pchnięcia, jednak zauważył, że zbyt wolno wraca ręką do tułowia. Nauczył się na własnym przypadku, że taki błąd może źle się skończyć. Mimo to Scott był imponujący w walce. Na pewno najlepszy z wszystkich młodych. Wzrok króla dalej jednak przyciągała grupa w rogu. Sześciu chłopa nie atakowało siebie na wzajem, będąc skupionym na czymś w środku. Bardziej na kimś, kto właśnie podniósł miecz. Wszystkie ostrza były typowo treningowe; mimo iż wykonane z metalu były tępe i ciężko byłoby coś nimi odciąć. Co najwyżej lekko zadrapać. Jak jeden mąż rzucili się na blondyna, niezbyt zgrabnie, próbując zadać cios. Z pierwszym, który do niego dotarł, Liam poradził sobie, wykonując cięcie. Spowodowało to stracenie równowagi przeciwnika. Drugi pchnął zaraz potem, po lewej stronie blondyna, który szybko zmienił pozycję. Ich miecze ułożyły się w charakterystyczny "x". Chwilę siłowali się. Wyższy mężczyzna chciał naprzeć na Liama. Nagle odleciał w tył, z powodu kopniaka blondyna prosto w brzuch. Liam wykonał obrót, starając się trochę odsunąć od reszty przeciwników. Niespodziewanie uderzył w młodego chłopaka po jego prawicy. Wykonał serię bić, wyglądających na mocne. Zajmowały mu długo i Theo po tym mógł stwierdzić jakim typem wojownika jest. Łatwo było wyłapać błędy, charakterystyczne dla młodego rycerza, co w cale nie odbierało mu w zdolnościach. Młodzieniec wylądował na ziemi bez miecza. Następna trójka spróbowała swoich sił. Blondyn jednego sparował i odepchnął. Od razu obrócił się do następnego, mocno uderzając z góry. Przeciwnik w ostatniej chwili zablokował cios, układając końcówkę ostrza na zakrytym metalem przedramieniu. Uderzenie było jednak na tyle silne, że wylądował na ziemi. Został mu jeden. Wyższy, jednak mniej barczysty. Nagle wykonał posunięcie i mocne uderzenie z góry. Liam uniósł miecz w jednej ręce i zablokował ostrze na jelcu. Theo aż wytrzeszczył oczy, bo samo utrzymanie miecza w takiej pozycji było ciężkie, a co dopiero zatrzymanie silnego ciosu. Odepchnął wyższego. Ten obrócił się. Spróbował uderzyć w bok blondyna. Liam obrócił ostrze w dół, blokując. Uderzenie z lewej, z prawej. Wszystko blokował. Liam nie był szybki, ale cholera miał siłę, którą nadrabiał w takiej walce. Wreszcie wyższy zrobił błąd, odsłaniając cały prawy bok, podczas próby pchnięcia. Liam zauważył to. W kilka sekund miał broń znów w obu dłoniach i przy żebrach mężczyzny.

Theo uśmiechnął się sam do siebie, już mając plan w głowie. Poprawił pierścień na wskazującym palcu. Dopiero teraz zorientował się, że lordowie przestali rozmawiać. Również patrzyli na ciężko oddychającego Liama, widocznie zmęczonego po walce. Blond włosy sklejone potem i błotem. Ubrania brudne i luźne.

- Ha, Liam - westchnął Stark, co zwróciło uwagę Theo - Walczy równie dobrze, co mój syn.

Targaryen skinął głową. Wyminął lordów, schodząc na niższą platformę, która prowadziła nad miejsce, gdzie stał Liam. Po dziedzińcu rozległo się powolne klaskanie. Blondyn, który dalej sapał i zbierał powalonych wcześniej przyjaciół z ziemi, szarpnął głową w stronę dźwięku. Gdy tylko zobaczył króla, mina mu zrzedła.

- Piękna walka - skomentował Theo z tym swoim cwanym uśmiechem i typowo żartobliwym tonem - Masz sił na jeszcze jedną?

Odpowiedział mu pewny siebie uśmiech młodszego. Skłonił mu się nisko. Czyli się zgadza.

- Cuthbercie - mówiąc, nie zdjął wzroku z młodszego - Przynieś moje miecze.

Mężczyzna zdziwił się, jednak nic nie mówiąc, pokierował się do zamku. Theo w tym czasie zszedł na plac. Odpiął spinkę przy szyi, pozwalając, aby jego futrzany płaszcz opadł z ramion. Zawiesił go na pierwszym lepszym pachołku.

Cuthbert wrócił do nich krótko później, w dłoniach niosąc dwa ostrza. Przejął je od starszego, wygodnie układając rękojeść w dłoniach. Burning-sun w lewej, Dragonbreath w prawej. Dawno nie miał okazji do używania ich. Wykonał próbny obrót obojgiem, czując jak lekko unoszą się w powietrze i lądują u jego boków. Były krótsze niż ten należący do Liama, jednak miało to swoje korzyści.

Podniósł wzrok na Liama, który był już gotów do walki. Theo tylko podszedł bliżej. Lubił się popisywać. Wiedział, że da radę, nawet jeśli dobrze się nie ustawi. Już miał plan w głowie, jak wykorzystać wszystko, co zauważył podczas poprzedniej walki.

Liam, zniecierpliwiony, wreszcie zaatakował. Jak Theo się spodziewał uderzył mocno z góry. Wykorzystał do tego większość swojej siły, więc Targaryen nawet nie próbował tego zablokować. Odsunął się na bok z obrotem, lekko pochylając. Ostrze wbiło się w wilgotną ziemię. Zanim młodszy zdążył ponownie unieść miecz do pozycji, Theo dopchnął go do ziemi przy pomocy Burning-sun. Trzymał przeciwnika w miejscu. Kolejny obrót i miał ostry koniec Dragonbreath na szyi blondyna.

Liam wydał się zaskoczony szybkością swojego przeciwnika. Nic dziwnego. W Winterfell wszyscy walczyli w podobny sposób; mocno i wolno. Grube warstwy ubrań często przeszkadzały w gwałtownych ruchach.

Zaskoczenie szybko zmieniło się w złość. Już nie wyglądał na tak dobrego, przegrywając w tak krótkim czasie w walce na dwoje. Jednak od upokorzenia na oczach większości dworu, gorszy był dumny uśmiech Theo.

- Jeden do zera - król chciał go podpuścić. Zobaczyć do czego posunie się chłopak, wystarczająco zdenerwowany. W szczególności, że mieli widownię.

Liam chwilę lustrował go wzrokiem. Nie próbował się bardziej ruszyć. Wyswobodzić. Wreszcie odwzajemnił ten cwany uśmiech.

- Do ilu się bawimy? - wysapał. Blond kosmyki opadły mu na twarz. Był spocony i ubrudzony ziemią. Duży kontrast z królem z biżuterią na dłoniach i w pięknych koszulach.

- Pięciu? - Theo uniósł brew.

- Jak sobie życzysz.

Po tych słowach pchnął miecz w górę z całej siły i odsunął króla. Spróbował uderzyć w bok. Został zablokowany przez jeden z haczyków na głowicy drugiego ostrza. Ręka wykrzywiła mu się w nadgarstku i mimowolnie wypuścił miecz z stęknięciem.

Theo zaśmiał się, wykonując obrót bronią. Ostrza zaświeciły, gdy znalazły się w górze. Było to oczywiste, iż król się z nim bawi. Traktuje jak rozrywkę. Nic poważnego. To sprawiło, że Liam zacisnął zęby i ruszył po swój miecz. Theo nie przeszkodził w zabraniu go. W końcu zdobył punkt.

Liam znów popełnił ten błąd, wykonując silne pchnięcie, które minęło się z biodrem króla. Wrócił bronią do siebie i znów pchnął. Theo zablokował go tym razem. Odepchnął blondyna. Nie czekając, wykonał obrót, układając miecz ostrzem do zewnętrznej strony. Liam w ostatniej chwili odskoczył i złapał króla za przedramię, unieruchamiając jego lewą rękę. Prawą jednak Theo już zamachnął się, celując w głowę młodszego. Blondyn wykonał unik, samemu kierując miecz do nóg wyższego mężczyzny. Tam jednak spotkał się z Burning-sun i o mało ponownie nie stracił miecza. Puścili się tylko po to, żeby w synchronizacji obrócić się i zablokować z drugiej strony. Zatrzymali się tak na chwilę, ich ostrza złączone. Mierzyli się wzrokiem. Adrenalina sprawiała, że nie czuli zmęczenia. Liam zacisnął zęby. Z krzykiem odepchnął króla. Wykorzystał jego zachwianie i przejechał końcówką ostrza po policzku Theo. Zatrzymał się z sztychem na przedramieniu, w pozycji gotowej do dalszej walki.

- Dwa do jednego - wysapał, na chwilę rozluźniając szczękę.

Theo cofnął się parę kroków zaskoczony. Krew zaczęła wolno wypływać z rany. Toczyła się po policzku, dopóki król nie wytarł kropli. Przyjrzał się zabarwionym na czerwono palców rękawicy i zaśmiał się. Wzrok przeniósł na Liama. W zielonych oczach było coś więcej niż sama determinacja czy chęć zabawy. Było tam coś w stylu pragnienia. Inaczej Liam nie potrafił tego nazwać i przeraził się. Nigdy nie spotkał nikogo, kto by tak na niego patrzył. Jak wygłodniały wilk na stado owiec. Albo smok? Coś w temperamencie Targaryena, przypominało bestię, które dosiadali.

Uniósł miecze. W kilka sekund był przed Liamem. Pchnął z większą siłą niż przedtem. Spotkał się z głowicą. Młodszy starał się odsunąć od Theo, unikając bić. Chyba blondyn zdenerwował go, bo król zmienił zupełnie taktykę. Zaczął szybko atakować. Liam ledwo nadążał stawiać kroki w tył. Wreszcie znalazł moment do ataku. Zamiast ponownie się odsunąć, zgiął się w pół, przechodząc pod ostrzem Theo. Starszy jednak zareagował na to szybko. Uderzył z obrotu, po stronie, z której wyszedł Liam. Trafił młodszego w tyłek. Na szczęście z tej płaskiej strony. Dopiero teraz blondyn zorientował się, jak dobrą kontrolę nad bronią ma Theo. Nie chciał zrobić mu krzywdy?

- Trzy - jeden - ogłosił król, zabierając miecz.

Liam ustawił się ponownie. Wolał nie czekać, aż Theo znów zacznie z swoimi szybkimi atakami. Posunął się i pchnął. Zahaczył o miecz w lewej ręce i wiedział już jak ma działać, odwrócił sytuację z wcześniej, wykrzywiając dłoń starszego. Miecz wylądował na ziemi, ku zszokowaniu wszystkich dookoła. W szczególności Cuthberta, który sam był przy treningach Theo lata temu. Od dawna nikomu nie udało się wytrącić broni z rąk władcy. Targaryen sam był zdziwiony.

- Trzy do dwóch - Liam uśmiechnął się zadziornie.

Wzrok Theo zmienił się momentalnie. Dobry humor blondyna też gdzieś uciekł, na widok zielonych oczu, przepełnionych furią i determinacją. Skończyła się zabawa.

Król podniósł miecz. Nie zaatakował jednak, jak Liam się spodziewał. Czekał z tym niepokojącym wyrazem twarzy co wcześniej. Blondyn miał ciarki na karku.

Liam niepewnie zbliżył się. Uniósł miecz do uderzenia i nagle Burning-sun znalazł się pod jego ramieniem. Ostrze łatwo prześlizgnęło się na łopatki. Jego koszula na pewno porwała się w jednym miejscu. Liam skończył zgięty w pół, nie mogąc ruszyć lewą ręką. Miał ją zbyt wygiętą, żeby coś zrobić.

- Cztery - wydyszał Theo, przechodząc obok blondyna, który wykorzystał ten moment na próbę ataku w biodra starszego wolną, prawą ręką. Niestety król znów okazał się szybszy i uniknął ciosu. Odciągnął broń od pleców, przechodząc na drugą stronę Liama. Złapał za prawą dłoń, wyginając ją na tyle, aby miecz wyleciał z niej w powietrze.

Ostrze znów skończyło na szyi blondyna. Theo trzymał młodszego przyciśniętego do swojego ciała. Oboje sapali i śmierdzieli potem. Metalowy zapach krwi też był delikatnie wyczuwalny.

- Pięć - król nie powiedział tego głośno. Wyszeptał mu do ucha, nie chwaląc się swoim zwycięstwem, choć było ono oczywiste. Liam zacisnął szczękę, próbując się uspokoić. Wolał nie zrobić niczego głupiego przez złość jaka zaczęła w nim narastać.

- Brawo Liam - głos Bobby'ego rozszedł się echem po dziedzińcu - Byłeś wolniejszy od mojej babki, a ona nie żyje.

Wszyscy dookoła zaczęli śmiać się z żartu. Wyjątkiem byli Theo i oczywiście Liam. Chłopak czuł się poniżony. Nie to było jednak najgorsze. Coś zakłuło go w sercu na widok rozbawionego Starka. Szarpnął się i gdy uwolnił się z ramion króla, zaczął szybko iść na inny plac. Czuł się, jakby nie mógł oddychać. Był zły. Wręcz wściekły. Nie mógł jednak dać temu upustu. Nie teraz. Wiedział, że to tylko pogorszyłoby sytuację. Za sobą wciąż słyszał śmiech. Od zbyt dużego natłoku emocji poczuł łzy w oczach. Blondyn zniknął wszystkim z oczu, nie rejestrując nagłej ciszy jaka zapadła na dziedzińcu.

Theo patrzył jak Liam ucieka. Na początku był dumny z swojej wygranej i nawet rozbawiła go ta złość blondyna z powodu jednej głupiej porażki. Nie podobała mu się jednak reakcja innych ludzi. Nie miał zamiaru ośmieszyć młodszego. Wiedział jakie to uczucie i nie życzył tego blondynowi. Zmarszczył brwi, wyprostował się i opuścił broń. Cuthbert natychmiast zauważył zmianę humoru króla, samemu przyjmując porządniejszą postawę.

- Zamknąć się! - wykrzyknął na cały dziedziniec. Wszyscy zaskoczeni tą nagłą zmianą, posłuchali rozkazu. Theo swój wzrok pokierował na grupę mężczyzn, z którą wcześniej walczył Liam. Oni najbardziej go zdenerwowali. W szczególności, że zaczęli między sobą komentować jak okropny Liam okazał się w walce. - Wy jebani nieudacznicy - uśmiech pełen jadu wpełznął na jego usta. Mężczyźni wydawali się być zaskoczeni bezpośrednią obrazą od króla - Jak śmiecie śmiać się z kogoś, kto kilka sekund temu położył was wszystkich sześciu? Samemu. Komentarz Lorda Dowódcy dotyczy was bardziej niż kogokolwiek tutaj. Nie dorównujecie Liamowi i bycie wrednym chujem nic tu nie zmieni.

Wiedział, że ich obraził. Widział złość i upokorzenie w ich oczach. Podobało mu się to. Nie tracąc swojej wyniosłej postury, ruszył do zamku. Za sobą słyszał kroki Cuthberta i dwóch strażników. Zatrzymał się dopiero przed schodami do swojej komnaty.

- Cuthbert - zagaił, nawet nie odwracając się do starszego. Usłyszał głośne tupnięcie, oznaczające, że mężczyzna ustawił się za królem - Wybierz czterech chłopaków do jutrzejszego zachodu, jednak żadnego z tamtej bandy.

Na kilka sekund zapanowała cisza, Theo nie miał jednak zamiaru odchodzić bez usłyszenia odpowiedzi na rozkaz.

- Czterech Wasza Wysokość? - dopytał starszy, nie będąc pewien czy dobrze usłyszał. Chłopaków powinno wrócić z nimi pięciu, jak było w zwyczaju i umowie z rodem Stark.

- Tak.

W następnej minucie Theo był już w swoich komnatach. Nie był pewien czy pomysł na jaki wpadł był właściwy. Nie żeby miał on specjalne znaczenie dla królestwa, jednak Targaryen czuł, iż danie szansy Liamowi na pojechanie do stolicy, może coś zmienić dla chłopaka. Walcząc z nim, mimo zauważalnych błędów, król mógł zauważyć wielki potencjał. Walczyli w różny sposób i Theo mógłby się założyć, że gdyby młodszy kiedyś spotkał się z kimś innym, kto walczy podobnie do Theo, to dałby sobie radę. Może nawet by z nim wygrał. Żałował, że nie zdążył jakoś pochwalić blondyna za dobrą, uczciwą walkę. Nie wiedział czemu, ale już polubił tego chłopaka. Może przez jego zawziętość? Upartość? Może zwyczajnie spodobało mu się denerwowanie go? To nie było ważne, bo jak na razie blondyn robił na nim wrażenie, co nie zdarzało się często. Na pewno będzie z nim trochę rozrywki.

----------------

Liam nie pojawił się w zamku przez cały następny dzień i noc. Jedynymi osobami, które go widziały, to stajenni. Blondyn siedział na strychu obok wielkich skupisk siana. Konie kręciły się na swoich stanowiskach, przywiązane. Często przychodził tu, gdy chciał pobyć sam. Stukanie kopyt i parskanie koni jakoś go uspokajało. Poza tym, na strych stajni zaglądała tylko trójka ludzi, odpowiedzialnych za zwierzęta. Gdy był młodszy, pierwsze lata po tym, jak przygarnął go Lord Stark, wymykał się tu w cieplejsze noce i kładł się na sianie. Czasem znajdował również kawałek drewna, z których rzeźbił małe figurki zwierząt.

Tak zrobił i tej nocy, mimo iż było mroźno a on nie miał nic poza koszulami i spodniami. Gdy miał pewność, że w stajni nie ma nikogo, zszedł szybko po chwiejnej drabinie na parter i zabrał czaprak, używając go jako koca. Dużo mu to nie dało, ale wolał to niż poniżenie jakiego spodziewał się w murach zamku. W szczególności dobijało go rozbawienie Lorda Starka z jego osoby. Mężczyzna był przykładem dla Liama. Zawsze podziwiał go, jak syn powinien podziwiać ojca. Blondyn chciał mieć ojca takiego jak Stark, choć mógł tylko o tym marzyć. Myśl o tym, że go zawiódł, albo właśnie, co gorsza, ośmieszył się przed nim, sprawiała, że chciał płakać jak dziecko.

Następnego poranka, Liam spał jeszcze długo po wschodzie słońca. Wyszło mu to na lepsze, gdyż przez resztę poprzedniego dnia ignorował burczący brzuch i z rana na pewno nie byłoby lepiej.

Nie usłyszał jak ktoś wszedł do stajni i powolnie przemierzył ją, aby dostać się do wejścia na strych. Skrzypienie stopni drabiny zagłuszyło mu jego ciche chrapanie. Nagle dostał z buta po biodrze. Zerwał się do siadu, rozglądając za sztyletem, który zazwyczaj nosił przy sobie. Uspokoił się dopiero, gdy usłyszał nad sobą już znajomy, denerwujący chichot.

Król stał nad nim w ozdobnym stroju, jak można się było spodziewać. Wyprostowany, z wyniosłością patrzący w dół na chłopaka na sianie. Szyderczy uśmieszek gościł mu na ustach, gdzie zaraz obok była gojąca się z wczoraj rana. Na jego głowie Liam dalej nie widział korony. Wyglądał jak typowy lord-bogacz z południa kontynentu, a Liam...Liam wyglądał jak stajenny. Siano w blond włosach, twarz i ubrania umazane błotem. Zdarta skóra dłoni, odciski. Nie pachniał też za ładnie; koniem i potem. Nie żeby jakoś bardzo przejmował się swoim wyglądem. Zazwyczaj ubierał się tak, aby nie zmarznąć. Wyjątkiem były sytuacje, gdy miał pokazać się przed kimś ważnym jako "Chłopiec od Starka". Nazywano go tak odkąd lord go przygarnął. Niektórzy nie znali nawet jego prawdziwego imienia.

- Witaj słońce - głośność z jaką wypowiedział się król, zabolała Liama po uszach. Blondyn wywrócił oczami i z westchnięciem odłożył czaprak ba bok. Wstał, czując jak siano przyczepiło się do jego ubrań. Postarał się je strzepnąć razem z brudem. Targaryen lustrował go wzrokiem z czymś w rodzaju zainteresowania - Śniadanie czeka - nie mówiąc nic więcej, ruszył ku wyjściu.

Liam chwilę stał bez ruchu, zdziwiony. Czas na śniadanie skończył się pewnie dawno temu i dlaczego do cholery przyszedł po niego sam król? Może Targaryen chciał się jeszcze z niego ponaśmiewać? Bardzo odczuwalny głód wygrał jednak nad zmartwieniami i powolnie ruszył za królem. Na zewnątrz było mało osób. Nic dziwnego, bo temperatura tego dnia spadła naprawdę nisko. Liam miał nadzieję, że noc w stajni nie odbije się na jego zdrowiu. Dopiero w murach zamku zorientował się, jak bardzo zmarzł. Starkowie byli stworzeni dla mrozu i śniegu, i nawet jeśli on Starkiem nie był, to wychowywał się tutaj, powinien lepiej znieść noc na zimnie. Na ciemnym korytarzu minęli dwie służki robiły ściegi. Zapewne plotkowały o czymś, bo ich głosy przycichły na dźwięk kroków. Liam zauważył jakimi maślanymi oczami obdarzyły króla, śniąc, że spojrzy na nie w podobny sposób i zabierze z sobą do stolicy. Blondyn wywrócił oczami. Targaryen był przystojnym mężczyzną, temu nie mógł zaprzeczyć. Sam, gdy po raz pierwszy ujrzał go w lesie, stwierdził, iż jest jednym z najpiękniejszych, jakich ujrzał (Nie przyzna tego nikomu, poza samym sobą). A porównanie miał tylko do wielkich, barczystych Ludzi Północy, w większości owłosionych od stóp po głowy. Delikatny i piękny chłopak był bardzo wyrazisty dla oczu wszystkich. Denerwował go zaś wszechobecny zachwyt nad królem, głównie wśród młodych kobiet.

Dotarli do jadalni. Było w niej ciemno. Liam zauważył tylko jednego służącego, do którego natychmiast zwrócił się król - Chleba i bekonu - Targaryen zasiadł przy stoliku pod ścianą, dziwnie blisko do miejsca, gdzie zazwyczaj siadał Liam. Gdy odwrócił wzrok od sługi, poklepał miejsce obok siebie, patrząc na Liama. Blondyn niepewnie zbliżył się. Drewniana ława zatrzęsła się pod nim - Ah, i jeszcze tej dobrej zupy, co podaliście na kolację wczoraj - Na mowę o jedzeniu, Liamowi zaburczało w brzuchu, co w pustej sali było zbyt głośne na jego upodobanie. Delikatnie zarumienił się, czując wzrok króla na sobie - Pragniesz jeszcze czegoś? - zaśmiał się pogodnie Targaryen i jedyną odpowiedzią jaką dostał było kręcenie głową.

Zapanowała niezręczna cisza, gdy sługa zniknął za drzwiami kuchni. Ciekawiło Liama, czy król poprosił o to wszystko tylko dla niego, czy może czekał z śniadaniem na niego. Choć, po co miałby? Po co w ogóle po niego przyszedł? Wahał się chwilę z zapytaniem.

- Proszę wybaczyć Wasza Miłość - zielone oczy dalej utkwione były na młodszym, więc uwagi króla szukać nie musiał - ale co Królewska Mość tu robi? Znaczy, ze mną?

Król dalej utrzymywał ten sam mały uśmieszek i ogólna ciekawość w oczach. Przy nim, Liam czuł się jak zraniony ptak, obserwowany przez zainteresowanego kota, zanim ten go zje. Targaryen nie zdążył mu odpowiedzieć, bo sługa z wcześniej wrócił, ustawiając jedzenie przed nimi. Skoro przygotowanie wszystkiego zajęło tak krótko, jednak nie mogło być dawno po śniadaniu. Na widok i cudowny zapach jedzenia, Liam natychmiast zapomniał o czym rozmawiali sekundę temu. Ignorując, gapiącego się nadal króla, zabrał się za jedzenie. Zaczął od zupy. Głównie było w niej czuć ziemniaki i kiełbasę, zagryzał ją chlebem. Dawno nie był tak głodny i podejrzewał, iż nawet najgorsze danie jakoś by mu smakowało. Zauważył, że Targaryen wziął dla siebie jeden tłusty plaster bekonu. Szybko go zjadł i rękę z tłuszczu wytarł o chustkę schowaną w kieszeni. Liam nie miał tyle kultury. Każde zabrudzenie od jedzenia na dłoniach wycierał w spodnie.

- Dobrze wczoraj walczyłeś - na słowa starszego, Liam odłożył miskę i powolnie przeniósł wzrok na króla. W głowie pojawiła się myśl, że sobie z niego kpi. Zagotował się wewnątrz. Targaryen chyba zauważył zmianę w jego humorze i jego twarz jakby złagodniała - Naprawdę. Trochę można by było dopracować. W stolicy mamy kilku nauczycieli, którzy dodzirżą ci towarzystwa i wspomogą.

Blondyn zmarszczył brwi. Niby po co król mówił mu o Królewskiej Przystani, na wyprawę, do której go nie stać i nauczycielach, na których również go nie stać? Może dobrze zdawał sobie z tego sprawę i chciał się pośmiać?

- Jesteś silny - kontynuował - jednak zbyt mocno chcesz to okazać. Musisz nauczyć się więcej myśleć. Wtedy zajdziesz daleko. Może nawet dołączysz do Gwardii Królewskiej - ostatnie zdanie było zdecydowanie sugestywne. Wtedy Liam zaczął domyślać się o co chodzi władcy. On chciał Liama zabrać z sobą do stolicy. Do swojej armii. Jakoś nie chciał dopuszczać tej myśli do swojej świadomości. Jakoś przywykł do pomysłu spędzenia reszty swojego życia na zamku bądź dołączeniu do Nocnej Straży. Stolica, armia Targaryenów i w szczególności Gwardia Królewska nigdy nie przeszły mu przez głowę.

- Ja, w stolicy? - zapytał niepewnie, chcąc sprawdzić czy jego tok myślenia jest właściwy.

- Tak - Targaryen uśmiechnął chyba najszczerzej jak do tej pory - Co powiesz?

----------------

Wiem, że nie wszyscy ogarniają nazwy ubrań (ja czasem też nie pamiętam co jest czym) oraz nazwy określające w walkach na miecze, więc tutaj macie wyjaśnienia:
(Ostrzeżenie - nazwy starałam się dobrze przetłumaczyć z angielskiego, więc przepraszam za możliwe pomyłki. Jeśli ktoś się na tym zna i zauważy błąd, proszę o napisanie mi tego w komentarzach)

Dublet – obcisły kaftan sięgający bioder z długimi rękawami lub bez rękawów.

Zarękawie - zazwyczaj część zbroi płytowej, chroniąca rękę od łokcia do dłoni ( nie musi koniecznie być od zbroi).

Cięcie - atak, w którym poruszasz mieczem tak, aby spotkał się z ostrzem przeciwnika i zahaczyły się bądź odepchnęły.

Pchnięcie - wyciągnięcie miecza na pełną długość ręki.

Klucz - ten charakterystyczny "x" z mieczy.

Uderzenie - jakiekolwiek spotkanie się ostrza z inną powierzchnią.

Bicia - seria uderzeń.

Posunięcie - zbliżenie się do przeciwnika.

Jelec - element broni białej w formie „poprzeczki" umiejscowionej między rękojeścią a głownią. Funkcją jelca jest ochrona dłoni przed ciosami przeciwnika podczas walki, jednocześnie zabezpiecza on dłoń przed ześlizgnięciem się z rękojeści na głownię.

Sztych - ostre zakończenie głowni broni białej.

Ps. Sposób walki Liama wzorowałam na Geralcie (Wiedźmin), a Theo na Aryi Stark i Oberynie Martell, więc jak chcecie lepiej sobie wszystko zobrazować możecie wpisać: Brienne vs Arya, The Witcher / Blaviken Market fight scene albo Geralt vs Renfri.


Has llegado al final de las partes publicadas.

⏰ Última actualización: Jul 31, 2023 ⏰

¡Añade esta historia a tu biblioteca para recibir notificaciones sobre nuevas partes!

Dragon's GuardianDonde viven las historias. Descúbrelo ahora