Rozdział 50

116 8 0
                                    

Riv czekała na mnie pod szpitalem, gdy tylko wsiadłam spytała
- Dylan pisał do ciebie?
- tak
- co o tym sądzisz?
- a co mam sądzić? Nie chcę się z nim znowu kłócić więc się przeprowadzę – powiedziałam zapinając pasy
- to długo nie pomieszkałaś w domu co? – zaśmiała się i chaotycznie ruszyła z parkingu
- no cóż ja poradzę, chciałam się wiązać z takim chłopakiem to teraz mam – zarechotałam żałośnie
- myślę, że to okres przejściowy, jeszcze wszystko się ułoży. Zobaczysz, trzeba być dobrej myśli
- oby – mruknęłam pod nosem bardzo chciałam w to wierzyć, ale tak naprawdę w życiu a zwłaszcza moim mało co się układało dobrze. Pojechałyśmy do mnie spakować moje rzeczy, które dopiero co rozpakowywałam. Na szczęście Zacka tam nie było, inaczej mogło by być mało przyjemnie. Mama oczywiście nie była zachwycona moimi przenosinami ale nie miała zbytnio nic do gadania. Stwierdziła, że jestem dorosła i to są moje wybory. Spakowana pożegnałam się z nią i po trzydziestu minutach wjeżdżałam na świetnie mi znany podjazd. Nie minęła sekunda, a pojawił się Albi otwierając mi drzwi.
- witam panienkę z powrotem – uśmiechnął się serdecznie i pomógł wypakować bagaże
- Dylan jeszcze jest? – spytałam go z nadzieją w głosie
- niestety nie, dostał wezwanie i zaraz po spakowaniu wyjechał
- no ładnie nawet się palant nie pożegnał – przewróciłam oczami
- nie wiedział kiedy panienka dotrze
- mógł spytać no, ale nie ważne – wzruszyłam ramionami i poszłam za nim do sypialni
- o Dylan kupił łóżko – powiedziałam rzucając się na nie co wywołało uśmiech na ustach starca
- tak, długo je wybierał bo nie był pewien czy panience będzie odpowiadało
- jest bardzo wygodne
- cieszę się, czy życzy sobie panienka coś do picia albo jedzenia?
- na razie dziękuję, chciałabym się rozpakować, żeby mieć to z głowy
- ależ co panienka wygaduje od tego jestem ja
- nie możesz mnie we wszystkim wyręczać – zaśmiałam się nerwowo
- przecież to moja praca – uśmiechnął się ciepło
- w takim razie to ja zaparzę nam herbatę – widziałam, że chciał zaprotestować ale potrząsnęłam przecząco głową i zrezygnował. Zeszłam na dół zająć się herbatą. Byłam tym tak pochłonięta, że nie zauważyłam Rivy która się zakradła i po cichu usiadła na krześle. Kiedy napotkałam ją wzrokiem nieomal wypadł mi z ręki kubek
- spokojnie to tylko ja
- bardzo zabawne, możesz się tak nie skradać? Bo inaczej zamontuje ci dzwonek na szyi
- wybacz to chyba wada wrodzona - wyszczerzyła zęby
- robimy dziś trening? - spytałam entuzjastycznie
- a dobrze się czujesz?
- tak bo co?
- a to że w twoim stanie to nie wiem czy treningi są wskazane - zmarszczyła czoło
- mówisz jakbym co najmniej była umierająca, przecież nie będę leżeć na kanapie cały czas
- nie chcę, żeby ci się coś stało okey?
- a nie uważasz że troszeczkę dramatyzujesz?
- możliwe, ale jako twoja trenerka stwierdzam, że trening jest nie wskazany
- jezu Riv - jęknęłam
- nie marudź
- w takim razie znajdź nam inne bezpieczne zajecie - powiedziałam przewracając oczami z niezadowolenia. Ja wszystko rozumiem ale nie umrę od lekkiego treningu!
-wszystko już gotowe panienko - oznajmił Albert pojawiając się w pomieszczeniu
- dziękuję z mojej strony również - powiedziałam podając mu herbatę
- dziękuje bardzo
Zabrałam swój kubek i ruszyłam w stronę ogrodu przewietrzyć umysł. Nie miałam pojęcia co ja sama mam tu robić. Popijając herbatę patrzyłam na Mefiego, który usilnie próbował złapać jakiegoś biednego motylka fruwającego nad nim. Nie dane mi było nacieszyć się samotnością zbyt długo bo na podjazd wjechał samochód. Wysiadła z niego oczywiście Camil, nie mam pojęcia jak ta kobieta nie potyka się o tak długie nogi. Pies od razu poleciał się przywitać z przybyłą. Brunetka, gdy tylko mnie dostrzegła ruszyła w moim kierunku, energicznie machając.
- Meg kochana! - krzyknęła zbliżając się
- Camil, co cię tu sprowadza? - spytałam przytulając ją na powitanie
- Dylan mnie poprosił, żebym ci towarzystwa dotrzymała
- ah no tak mogłam się domyślić
- witam Camil - Albi pojawił się jak zawsze znienacka
- dzień dobry drogi Alberciku mogłabym cię prosić o to co zawsze? - powiedziała robiąc przy tym minę szczeniaczka
- ależ oczywiście, panienka sobie też coś życzy? - zwrócił się w moją stronę
- nie, dziękuje - odparłam z uśmiechem
- w takim razie zaraz wracam - oddalił się w pośpiechu
- opowiadaj, co u ciebie słychać - zagaiła odpalając papierosa
- a no jak widzisz zostałam wyznaczona do jakże zacnego zadania, pilnowania posiadłości naszego pana Blacka
- oj nie marudź kochana teraz masz mnie, a ze mną nuda nie straszna - uśmiechnęła się szeroko i chwyciła kieliszek, który Albert właśnie przyniósł
- no tak masz racje zawsze raźniej we dwie
- dwie? A gdzie ta twoja ochroniareczka? - spytała upijając duży łyk
- nie mam pojęcia, pewnie się gdzieś tu plącze
- mhm, co tak patrzysz? - spytała widząc jak się jej przyglądam
- nie zrozum mnie źle ale zastanawiam się czy ty w ogóle bywasz trzeźwa - zaśmiałam się nerwowo
- bywam w pracy, ale po niej niekoniecznie - z jej ust wydobył się dość upiorny rechot
- rozumiem
- słuchaj skoro mamy tyle czasu to może skoczymy na jakieś zakupy, moja znajoma otworzyła właśnie nowy sklepik? Co ty na to?
- z chęcią - skłamałam, bo wiedząc jak styl Camil różni się od mojego wątpiłam bym znalazła tam coś dla siebie. Z drugiej strony był to lepszy pomysł niż siedzenie na tyłku
- cudnie! Zatem chodźmy - klasnęła i wstała. Idąc za nią do samochodu, pomyślałam że jej kierowca musi zarabiać całkiem przyjemną sumkę, bo nigdy nie widziałam Camil za kierownicą. W drodze zaczęła mi opowiadać o jakimś pokazie w Mediolanie w którym brała udział. Nim się obejrzałam byłyśmy na miejscu. Jak się okazało ten niby sklepik był ogromnym sklepem z mnóstwem ciuchów i nie tylko.
- Camil! - ryknęła jakaś kobieta, gdy tylko przekroczyłyśmy próg
- Roma moja droga, jak miło cię widzieć - zaświergotała i padły sobie w ramiona niczym dwie przyjaciółki, które się wieki nie widziały
- poznaj Meg, to dziewczyna Dylana - wskazała na mnie z dumą, a ja uścisnęłam rękę niskiej blondyneczki w okularach
- miło mi - uśmiechnęła się ciepło, odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam się rozglądać
- czego szukamy? - spytała zacierając ręce
- prowadź mnie do najnowszej kolekcji, muszę koniecznie zobaczyć twoje najnowsze perełki - Roma z szerokim uśmiechem ruszyła na górne piętro, my podążyłyśmy za nią
- oto one - powiedziała zatrzymując się przed rzędem ubrań umieszczonych na manekinach
- ohhhh jakie one piękne - powiedziała Camil podbiegając do bordowego eleganckiego kombinezonu. Faktycznie był bardzo ładny, aczkolwiek nie w moim stylu
- Meg? Co sądzisz?
- tak, jest piękny, musisz koniecznie przymierzyć
- no jasne! Roma dawaj mi go - blondynka parsknęła z rozbawieniem i poprosiła koleżankę o przyniesienie go do przymierzalni. Kiedy Camil oglądała resztę kolekcji Roma stanęła obok mnie i szepnęła
- to nie twój styl hm? - spojrzałam na nią zaskoczona
- no szczerze mówiąc nie bardzo - uśmiechnęłam się niewinnie
- chodź - pociągnęła mnie za rękę na drugą stronę sklepu. Zatrzymała się przy sukienkach i zaczęła szperać, po chwili wyciągnęła najpiękniejszą białą sukienkę jaką widziałam
- o boże jest piękna - pisnęłam cicho
- hah wiedziałam, że ci się spodoba na moje oko rozmiar S?
- tak zgadza się - byłam pod wrażeniem jej wyczucia
- zatem ląduje ona w twojej przymierzalni, ale spokojnie to nie wszystko, zejdź sobie na dół tam znajdziesz więcej rzeczy dla siebie, a ja pójdę odciągnąć Camil zanim mi pół sklepu rozniesie - zaśmiała się i ruszyła szybkim krokiem w kierunku brunetki, która prosiła ekspedientkę o kolejną rzecz. Zrobiłam jak powiedziała i zeszłam na dół. Faktycznie dół zupełnie różnił się od góry, były tam rzeczy mniej eleganckie, powiedziałabym że takie na co dzień. Chodzenie i wybieranie pochłonęło mnie tak bardzo, że nie zauważyłam kiedy Camil pojawiła się za mną z kieliszkiem szampana
- ja tu chciałam cię wystroić, a ty mi uciekłaś - drgnęłam wystraszona na dźwięk jej głosu
- nie jestem modelką - zaśmiałam się
- ależ kochana nie musisz być modelką, żeby się stroić
- no nie wiem
- chcę cię zobaczyć w chociaż kilku sukienkach - stwierdziła stanowczym głosem
- no dobrze - odparłam przewracając oczami
- nie wywracaj mi tu tymi szmaragdami i chodź daj się rozpieścić - machnęła głową i ruszyła na górę, gdzie Roma omawiała coś z jedną z ekspedientek
- złociutka gdzieś ty mi ją odesłała co? - spytała siadając na kanapie
- Camil, nie każdy ma taki styl jak ty
- oczywiście, że nie ale ona ma mi tu błyszczeć!
- to może posypmy mnie brokatem - wtrąciłam, a one spojrzały na mnie i wybuchły śmiechem
- na to jeszcze przyjdzie czas, a teraz proszę cię znajdź coś co sprawi że zabraknie mi oddechu jak na nią spojrzę - Roma spojrzała na mnie przepraszająco i zniknęła
- Camil czy my na jakąś randkę idziemy? - westchnęłam siadając obok niej
- Meg posłuchaj jesteś na prawdę piękną kobietą, czemu nie możesz być zatem odziana w piękne ubrania?
- mogę tylko ja nie mam gdzie w takich strojach chodzić
- nie pierdol mi tu głupot! Okazja zawsze się znajdzie
- może i masz racje - mruknęłam
- oczywiście, że mam. Piękne kobiety zasługują na piękne ubrania - powiedziała puszczając mi oczko
- powinnaś robić slogany reklamowe wiesz? - zaśmiałam się
- zapraszam moje panie do przymierzalni - oznajmiła Roma pojawiając się koło nas, zaprowadzone na miejsce weszłyśmy do swoich przymierzalni. Muszę przyznać, że Roma to właściwa osoba na właściwym miejscu. Wszystkie ubrania które wisiały przede mną były idealnie dopasowane pode mnie. Pierwszą oczywiście założyłam białą sukienkę, którą wybrała na początku. Była olśniewająca, lekko przed kolano, przylegająca. Miała delikatne długie rękawy z przeźroczystego materiału, piękne wycięcie na dekolcie podkreślające piersi i cała lśniła od malusienikich drobinek mieniących się na tęczowo, wyglądała jak dosłownie posypana brokatem. Gdy ją założyłam nie mogłam oderwać od niej wzroku. Spojrzałam na siebie w lustrze i automatycznie mój uśmiech zniknął. Ona zupełnie do mnie nie pasowała. Byłam całkowicie zniszczona, czułam się jak zepsuta zabawka, zapakowana w piękny papier. Łzy napłynęły mi do oczu, a nogi zaczęły drżeć, chcąc to powstrzymać kucnęłam i oparłam się o ścianę. Nie przyznałam się nikomu jak bardzo Zack zrujnował mi psychikę i odebrał pewność siebie, a teraz wystarczyło, żeby ktoś wszedł i zobaczył. Z całych sił próbowałam powstrzymać płacz, chcąc odwrócić uwagę od myśli wbiłam paznokcie w uda. Gdy ból wydał mi się wystarczająco nieznośny puściłam, pomogło, udało mi się uspokoić.
- Meg? Wszystko w porządku? - spytała z za drzwi Roma z wyczuwalna w głosie troską.
- tak - chrząknęłam chcąc brzmieć jak najmniej rozpaczliwie
- to chodź tu i pokaż się nam - krzyknęła Camil. Wzięłam kilka głębszych oddechów i przyodziałam najbardziej przekonujący uśmiech jaki tylko byłam w stanie z siebie wydusić i otworzyłam drzwi
- o kurwa! - pisnęła Cam
- muszę przyznać, że ta sukienka nigdy na nikim nie wyglądała tak dobrze - powiedziała Roma przyglądając mi się uważnie
- taak? - zająknęłam się
- tak, ale czegoś mi tu brakuje - powiedziała podchodząc bliżej
- czego? jest idealnie - fuknęła Camil
- poczekajcie chwile - powiedziała blondynka i pobiegła na dół
- wyglądasz zjawiskowo, na prawdę - oznajmiła Camil biorąc mnie za rękę i obracając
- nie jestem pewna - szepnęłam przypominając sobie siebie w lustrze
- usiądź - rozkazała i nalała szampana, podając mi kieliszek usiadła obok
- o co chodzi hm? - spytała patrząc mi w oczy
- o nic tylko nie jestem pewna czy ona do mnie pasuje
- co ty bredzisz? Oczywiście że tak!
- to twoje zdanie - mruknęłam
- tak? To zaraz będzie i twoje - wstała i pociągnęła mnie za sobą do lustra, nie chciałam na siebie patrzeć w obawie przed następnym napadem płaczu więc spojrzałam na nią
- wiem, że jestem śliczna, ale nie o mnie teraz chodzi więc patrz na siebie - rozkazała
- po co? - widząc jej groźną minę niechętnie, ale spojrzałam
- i co widzisz?
- no siebie - mruknęłam
- tak? A wiesz co ja widzę? Piękną, silną kobietę, która nie boi się wyrażać swojego zdania w obawie przed krytyka innych. Spytam jeszcze raz co widzisz? - spojrzałam na siebie i coś we mnie pękło, łzy znowu napłynęły mi do oczu
- zepsutą i obdartą z godności dziewczynę, która ma dość wszystkiego, która jest wściekła, smutna i zmęczona, której życie straciło sens i której wyrwano serce pozostawiając wielką czarną dziurę, która jest przepełniona pustką do szpiku kości - wypowiedziałam potok słów na jednym tchu. Camil chyba nie spodziewała się usłyszeć tego wszystkiego bo stała jak zaczarowana i patrzyła na mnie wielkimi brązowymi oczami, które również napełniły się łzami. Bez słowa mnie przytuliła. Stałyśmy tak przez dłuższą chwilę, łzy zaczęły mi spływać po policzkach i kapać na jej ramię, ale ona ani drgnęła.
- już jestem, nie mogłam znaleźć torebki - wysapała Roma stając za nami
- ojej co się stało? - spytała widząc ten przykry obrazek. Camil odkleiła się ode mnie i lodowatym tonem oznajmiła
- wybacz Roma kończymy zakupy na dziś, zapakuj wszystko co jest w przymierzalniach i ściągnij odpowiednią kwotę z mojej karty - podeszła do swojej torebki i wyciągnęła kartę podając ją Romie, która bez słowa wzięła ją i wykonała polecenie. Camil poszła do mojej przymierzalni i wzięła moje ubrania, dotykając lekko mojego ramienia podała mi je
- przebierz się - szepnęła łagodnie. Zamknęłam drzwi i przebrałam się. Kiedy wyszłam Cam bez słowa zaprowadziła mnie do samochodu, a sama wróciła do sklepu by po chwili wyjść obładowana torbami. Podała adres kierowcy i ruszyłyśmy.
- przepraszam, że popsułam ci zakupy - powiedziałam cicho, a ona spojrzała na mnie odpalając papierosa
- nie waż się mnie przepraszać, nie masz za co - uśmiechnęła się smutno. Nie chciałam, żeby mnie żałowała, totalnie nie taki miałam zamiar
- ta sukienka jest na prawdę piękna - powiedziałam patrząc na dym wydobywający się z jej ust
- tak, Roma ma talent jak mało kto - po jej tonie głosu wywnioskowałam, że lepiej nie ciągnąć tematu. Zamilkłam, a ona wyglądała jakby usilnie nad czymś myślała. Ku mojemu zdziwieniu nie pojechałyśmy do domu tylko do stadniny w której ostatni nasz wypad skończył się katastrofą. Ona wydając się tym nie przejmować wysiadła i poszła do bagażnika, jak się okazało zmienić buty
- nauczyłam się po ostatnim razie - zaśmiała się
- zawieź zakupy do Dylana i wróć - zwróciła się do kierowcy i ruszyła w stronę stajni
- oh pani Rogers jak miło widzieć - Robert pojawił się od razu koło nas
- ciebie również Robercie, możemy sobie pobuszować w stajni?
- ależ oczywiście coś pomóc?
- nie trzeba, poradzimy sobie - odparła i poszłyśmy w stronę boksów, ja oczywiście skierowałam się do mojego ulubieńca
- odkąd ty na nim jechałaś nikt inny nie podołał, ojciec chciał go sprzedać, ale pamiętając o waszej więzi nie pozwoliłam mu - powiedziała stając za mną
- hej malutki, pamiętasz mnie? - koń machnął głową i prychnął
- to chyba znaczyło tak, chciałabyś go nazwać? - spytała podając mi marchew
- biedaczku, imienia nie masz? Co powiesz na Shadow? - spytałam go podając mu marchewkę
- jak widać nie ma nic przeciwko, może pozwoli ci się wyczyścić
- nie będziemy dziś jeździć? - spytałam
- po ostatnich wydarzeniach wolę się trzymać ziemi, ale ty jak chcesz to możesz
- nabawiłaś się traumy? - spojrzałam na nią ze zdziwieniem
- może nie traumy ale mam lekki lęk - zaśmiała się nerwowo
- no dobrze to co szorowanko Shadow? - wyprowadziłam go z boksu i poszłam za Camil na tak zwaną myjkę, przywiązałam konia i dostałam odpowiednią szczotkę
- zostawię cię na chwilę dobrze? Muszę zadzwonić coś załatwić
- nie ma problemu - oddaliła się a ja zajęłam koniem, który wydawał się lubić zabiegi pielęgnacyjne bo stał spokojnie
- ale żeś się pan zakurzył, praktycznie kolor zmieniłeś - zaśmiałam się, przez tą krótką chwilę kompletnie o niczym nie myślałam, gadanie do konia zajęło mój cały umysł. Czułam coś czego już dawno nie doświadczyłam czyli odprężenie i ulgę. Na dworze zaczęło się ściemniać czego nie zauważyłam do momentu, aż Camil przyszła
- wybacz, że tak długo
- oh nawet nie zauważyłam
- serio? nie było mnie z godzinę haha
- tak? Miałam wrażenie, że pięć minut - spojrzałam na nią skołowana
- rozmawiałam z Robertem, kowal był u nich wczoraj więc kopyta są czyste, bo pan maruda daje tylko jemu je dotknąć
- zatem już cały jest czysty, powiedziałam z uśmiechem
- nawet fryzjera zaliczyłeś - zaśmiała się klepiąc go po pyszczku
- stwierdziłam, że parę warkoczyków mu nie zaszkodzi
- wygląda super
- możemy zabrać go na spacer?
- pewnie! Wezmę Mirabelkę i idziemy

Misie kolejny rozdział po 30 głosach pod tym🥰 wierzę, że dacie radę🙋🏻‍♀️ miłego czytania i dziękuje wszystkim za aktywność❤️

18/28Where stories live. Discover now