Rozdział 31

469 15 2
                                    

Następnego dnia w ogóle nie zwlekłam się z łóżka. Postanowiłam olać pracę, mając nadzieję, że mój szef nie będzie miał mi tego za złe. Przeleżałam cały dzień, z krótką przerwą na toaletę i suchą bułkę. Patrzyłam się ciągle w sufit i po prostu myślałam... Długo nie mogłam zasnąć, co chwilę budziłam się z łzami w oczach, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko było prawdą: choroba, nasze „rozstanie", a tak naprawdę całe moje życie. To wszystko było jednym wielkim koszmarem, z którego za wszelką cenę chciałabym się wybudzić.

Niestety w końcu trzeba było zebrać się jakoś do kupy, dlatego następnego dnia po obudzeniu, poszłam się umyć i ubrać. Rzeczy, które zdołałam zabrać od Niego, na szczęście zawierały kosmetyki i jakieś ciuchy, więc byłam za to niebiosom wdzięczna. Nie miałam siły, żeby zrobić sobie śniadania, dlatego kiedy zakryłam makijażem swoje wory pod oczami, sięgnęłam po batonika proteinowego, którego znalazłam w szafce i wyszłam z mieszkania. Niestety z pracy u Niego nie mogłam zrezygnować, bo nigdzie indziej nie znajdę tak dobrze płatnego zawodu, by pokryć leczenie na kilkadziesiąt tysięcy euro.

Wyszłam z mieszkania, kierując się na przystanek autobusowy. W uszach miałam słuchawki, a kiedy usiadłam na ławce, podjechało znajome mi auto. Szyba pasażera powoli została opuszczana, a kierowca odparł jak gdyby nigdy nic:

- Wsiadaj, jedziemy do pracy. - Obok mnie na szczęście nie było ani jednej osoby, która mogłaby roznieść plotki, o „naszej relacji".

- Poradzę sobie - odparłam, odwracając wzrok.

- Nie wygłupiaj się, Rose. Jedziemy w to samo miejsce.

- Jak już powiedziałam, nie potrzebuję pana pomocy. - Spojrzałam na zegarek, bo lada moment miał przyjechać autobus.

- Rose... - mówił swoje.

- Do zobaczenia w firmie, szefie. - Zbyłam go, patrząc na nadjeżdżający pojazd. Usłyszałam jak On otwiera drzwi, przez co trochę się zestresowałam, ale na szczęście w porę, zaparkowała komunikacja miejska. Wsiadłam czym prędzej, modląc się by mężczyzna nie zrobił tego samego. Na szczęście kierowcy autobusu najwidoczniej się spieszyło, bo zanim On podszedł, transport zaczął odjeżdżać. Odetchnęłam z ulgą, choć po chwili poczułam ukłucie w sercu. Przecież wzięłam leki...

Po kilkunastu minutach byłam już w Arendo i siadałam właśnie na krześle przy swoim biurku. Mój szef już był i co chwilę czułam na sobie jego wzrok, przez co ciężej było mi się skupić na pracy. Nagle dostałam powiadomienie na telefon, o otrzymanym przelewie. Kliknęłam w wiadomość i moim oczom ukazało się pięć tysięcy euro, z dopiskiem: „nasze pierwsze spotkanie". Wzięłam głęboki oddech, starając się nie pokazać emocji, które wywołała u mnie Jego wiadomość, dlatego w odpowiedzi jedynie odwróciłam się do niego i w podziękowaniu kiwnęłam do niego głową.

Cały dzień wykonywałam swoje obowiązki, zachowując minimalny kontakt z moim szefem. Za każdym razem mówiłam do niego per pan, co i tak było trudne.

Nadszedł czas lunchu, na który nie za bardzo miałam ochotę pójść. Dlatego, żeby nie siedzieć cały czas z Nim w jednym pomieszczeniu, wykorzystałam przerwę i poszłam się przewietrzyć. Wyszłam z budynku, będąc szczelnie opatulona w płaszcz i szalik. Zaczęłam iść po prostu przed siebie, oddychając rześkim powietrzem. Starałam się nie myśleć o tym co było, a o tym co będzie. Chciałam cieszyć się każdym najmniejszym momentem, najdrobniejszą chwilą i nie martwić się tym co się stanie jutro, czy w ogóle ono będzie. Zatrzymałam się przy niewielkiej budce, gdzie sprzedawane było tteokbokki. Z lekkim uśmiechem na twarzy podeszłam kupić jedną porcję i razem z jedzeniem usiadłam na pobliską ławkę. Zaczęłam jeść i patrzeć na rozciągający się wokół mnie krajobraz, dopóki nie dostałam wiadomości od mamy.

Following my DestinyWhere stories live. Discover now