Udało się. Dotarłam na drugą stronę, a zaraz po mnie zrobiła to reszta przyjaciół.
- Musimy uciekać. Piosenka sie zaraz skonczy - co ma do tego piosenka?
- Nie ma Thomasa- zauważył Newt i wszyscy natychmiast się zatrzymaliśmy.
- Ani Brendy - Jorge spojrzał na początek zjazdu. Gdzie oni do diabła poszli?! - Nie mamy czasu by po nich wrócić. Ale Bredna zna drogę, więc poradzą sobie .
- Mamy ci po prostu zaufać, że Thomas przeżyje? - Newt zapytał podejrzliwie.
-Nie zapominajcie, że ja też zostawiam ważną dla mnie osobę - wydaje mi się, że to nie jest jego córka - Jeśli mi nie zaufacie i wrócicie się po przyjaciela, najprawdopodobniej zginiecie przez wybuch budynku - to oznacza ta muzyczka? Czas do eksplozji? - A on w tym czasie ucieknie z Brendą drugim wyjściem.
Mimo że w ogóle mu nie ufam, mówi z sensem.
- No już. Szybko - popędza nas, biegnąc do przodu. Zaczęliśmy przemieszczac się po ruinach dawnych budynków tak, by helikoptery DRESZCZ-u nie były w stanie nas dostrzec.
Nagle usłyszeliśmy za sobą mega głośny huk, który potwierdził, że Jorge nie kłamał.
Mam nadzieje, ze Thomas zdążył stamtąd uciec.
- A gdzie tak dokładnie idziemy ? - zapytał w pewnym momencie Aris.
- Znam gościa, który może wiedzieć gdzie dokładnie przebywa Prawe Ramie - miejmy nadzieję, że nas nie oszuka - To już niedaleko.
- Dlaczego nam pomagasz? - musiałam spytać.
- Organizacja wyłapuje odporne dzieciaki z sidł DRESZCZ-u i zawozi je do bezpiecznej przystani. - zaczyna tłumaczyć- Niestety Brenda się nieklasyfikuje, ale wy możecie to zmienić. Jeśli dostraczyny was do nich, mogą zabrać i ją.
Muszę przyznać, że mówi z sensem.
Ale czemu Prawe Ramie nie chciało im pomóc? Przecież Brenda bez pomocy tego faceta najprawdopodobniej nie dałaby rady przeżyć. Zwłaszcza na początku Pożogi.
Po kilkunastu minutach doszliśmy do budynku. Muzykę z niego słychać już z daleka.
- Nie tak szybko - przed wejściem zatrzymała nas skąpo ubrana blondynka. Śmiać mi się chce widząc miny chłopaków- Za wejście jest cena. - pomachała nam przed oczami butelką z jakimś płynem- Każdy po łyku.
- Nie żartuj sobie. - Jorge włożył ręce do kieszeni - My do Marcusa, nie na imprezę.
- Dobra, to zmienia postać rzeczy - irytuje mnie ona - W takim razie tylko jedno z was musi wypić choć..
Przewróciłam oczami i wyrwałam jej butelkę z ręki. Przymknęłam powieki, gdy pozwoliłam cieczy dostać się do mojego organizmu.
Zdaję sobie sprawę z tego, że to mogło być praktycznie wszystko. Alkohol, trucizna. Nie robi to na mnie jakiejś wielkiej różnicy.
- A teraz nas wpuść.
Gdy tylko weszliśmy do pomieszczenia, uderzyła nas fala smrodu spoconych ludzi.
Wszyscy tańczą, śpiewają i śmieją się, jakby zupełnie zapomnieli o otaczających ich świecie i tragediach z nim związanych.
Może to głupie, ale podoba mi się.
- Rozdzielmy się! - słyszę dorosłego jak przez mgłę - Marcus musi gdzieś tu być! - zgaduję, że on też nie jest najmlodszy, przez co będziemy mogli go rozpoznać.
Kiedy postawiłam krok, by móc rozejrzeć się po pomieszczeniu, niespodziewanie zakręciło mi się w głowę tak bardzo, że złapałam się ramienia pierwszej lepszej osoby, by się nie przewrócić.
- Co się dzieje !? - słyszę kolo siebie Minha. To on stał się moją podpórką.
- Nie wiem! - muzyka wydaje się głośniejsza niż wcześniej, a przed oczami zaczynają pojawiać mi się mroczki. - Kręci mi się w głowie!
- To pewnie przez te dziadostwo, które wypiłaś! - całkiem możliwe- Dasz radę iść?! - Bez słowa próbuje iść w lini prostej, lecz co chwila się chwieje i na kogoś wpadam - Ty jesteś kompletnie pijana!
- Minho! Indra! Znaleźliśmy go! - słyszę jak przez mgłę.
Nagle poczułam jak odrywam się od ziemi I ląduje w ramionach ciemnowłosego.
Zaczynam tracić kontakt z rzeczywistością.
Światła, muzyka, zawroty głowy.
Za dużo tego.
![](https://img.wattpad.com/cover/345055793-288-k662801.jpg)
CZYTASZ
Till Death | The Maze Runner
FanfictionUciekli, pokonali bòldożercow, poznali schyłek tajemnicy. Ale czy to wystarczy,by uwolnić się od DRESZCZ-u? Nowe miejsce, nowi ludzie, nowa przygoda. Czy uda im się uciec przed prześladującą ich organizacją? Lojalność, zdrada. Wszystko się mies...