KONIEC I POCZĄTEK

3.4K 67 16
                                    


Sierociniec imienia świętej Jadwigi przyjął nowego podopiecznego. Dziewczyna wysiadła z drogiego samochodu , którego właściciel od razu po załatwieniu formalności , odjechał z piskiem opon. Wyglądała dość mizernie , była chuda , choć wysoka. Gdy brała głębszy wdech , można było bez problemu zobaczyć jej żebra. Doskonale wiedziała jak zachowywać się w tym okropnym i ponurym miejscu. Jakby automatycznie odpowiadała na wszystkie zaczepki kierowane w jej stronę , bądź po prostu patrzyła swoim dziwnym wzrokiem w stronę wyzywającego ją dziecka , a te po krótkiej chwili milkło i odwracało głowę. To było doprawdy nietypowe. Opiekunki tylko patrzyły , jak gdyby oglądały jakąś słabą telenowelę. W stosunku do dzieci odnosiły się bardzo...neutralnie. Nie reagowały na krzywdę , ale też nie pomagały jej dokonać.  Swoją drogą , to nie był stereotypowy sierociniec z jakiegoś filmu. Był w dość dobrym stanie. Cały był biały , materace były miękkie ,  a pokoje barwne i czyste. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać że to świetny dom dziecka. Nic bardziej mylnego. Tu , liczyła się dominacja. Nie tylko wśród dzieci. Dorośli także zaciekle o nią walczyli , tylko w trochę inny sposób. Większość ludzi już dawno pochłonęła obojętność i chłód. Oczywiście w sierocińcu Imienia Świętej Jadwigi mieszkał też strach. O wszystko. O zabawkę , o ocenę , o karę. Nie stosowano tu przemocy fizycznej , bo jak powiadały opiekunki : ,,To już wyszło z mody ". Każde dziecko za nawet najmniejsze przewinięcie , zapraszano do któregoś z gabinetu , i z premedytacją , sprawiało się , że ten nieszczęśnik , czuł się przytłoczony i smutny. Mieszkańcy sierocińca walczyli z różnymi chorobami. Depresja , anoreksja  , różne fobie...Chociaż oni nie walczyli. Poddawali się już na początku , nie mając nadziei. Jedyną z niewielu , która posiadała nadzieję , była Elżbieta Monet. Chociaż w dokumentach wpisano ,,Elizabeth Luna Monet" to przecież to była Polska , i większość imion zmieniano na Polski wariant. Dziewczyna nienawidziła tej drugiej wersji. Jednak ,  po tygodniu pobytu w tym nieprzyjaznym miejscu , stało się coś co uważała za cud.

Zbudziło mnie szturchnięcie w ramię. Otworzyłam prędko oczy. Stała przede mną opiekunka. Wyglądałam żałośnie w piżamie , roztrzepanych na wszystkie strony świata włosach i spierzchniętych ustach. 

- Zostałaś adoptowana. Masz rodzinę w Stanach Zjednoczonych. Za dwa tygodnie wylatujesz. 

Rozpierała mnie niepewność , strach , euforia i niedowierzanie. Mam rodzinę. Te zdanie brzmiało mi w głowie przez dwa tygodnie , kiedy załatwiano wszystkie sprawy związane z adopcją. To  był koniec tej tułaczki , lecz początek nowego życia , po drugiej stronie globu. 

Pierwszy raz leciałam samolotem. Było to dla mnie ekscytujące. Lecz gdy wylądowaliśmy , zaczęłam czuć się przytłoczona i jakaś...smutna ? Przecież skąd miałam wiedzieć że oni też mnie nie porzucą. Już po wszystkich kontrolach i weryfikacjach , powitano mnie w w  Stanach Zjednoczonych Ameryki. Mimo że miałam świetny angielski i miałam znakomitą zdolność do języków , to miałam wrażenie że nie będę potrafiła odpowiedzieć na nawet głupie ,,Hello''. Nie mogłam się już zastanawiać , ponieważ opiekunka znalazła już moją siostrę i właśnie mnie z nią zostawiła.  Osiemnastolatka miała czekoladowe oczy , długie brązowe włosy ,   szczery uśmiech i jasną karnację.  

 - Elzbieta , tak ? - zaczęła ciepłym głosem. 

- Ttak.

-Miło mi cię poznać. Jestem Hailie , twoja siostra.

 -Miło mi. -wydukałam.

- Czy jesteś głodna , spragniona albo potrzebujesz do łazienki? 

- Nie ma  takiej potrzeby. - pokręciłam głową.

 -Na pewno? 

- Na pewno.

- W takim razie jedziemy do domu. 

Gdy stanęłyśmy na parkingu , dziewczyna z dziecinną łatwością odnalazła swój samochód. Trudno było jej się dziwić ponieważ jako jedyny na ogromnym parkingu był w kolorze złota oraz  jednym z największych aut. Usadowiłam się wygodnie na siedzeniu obok kierowcy , zapinając pasy.

 - Opowiem ci o naszej rodzinie , dobrze? 

 - Yhmn.- mruknęłam onieśmielona. 

 - Okej. Jest nas szóstka z tobą siódemka. Vincent czyli najstarszy z rodzeństwa zostanie twoim opiekunem prawnym , podobnie jak w moim przypadku. On jest najmroczniejszy. Jeśli coś przeskrobiesz to on będzie przeprowadzał z tobą rozmowy dyscyplinujące. Drugi najstarszy jest Will. Jest najlepszy. Jego nie musisz się bać. Trzeci jest Dylan. Jest zaborczy i wkurza się o najmniejszą pierdołę. Ostatni są bliźniacy  czyli Shane oraz Tony. Shane jest zabawny  i miły. Natomiast Tony.... Oczywiście kocham go ale jego pasją jest bicie ludzi. Bierze sobie dziewczyny na jedną noc. Bad boy od siedmiu boleści.. O i ma mnóstwo tatuaży. Nadążasz?   

-Tak . Pytanie , tylko czy muszę się bać mojego własnego brata. 

- Och nie ! To była tylko taka...no wiesz metafora.

Pokiwałam głową , nie wierząc jej. 




Nie zorientowałam się kiedy dojechałyśmy do mojego nowego domu. Willa pływała w bogactwie. Hailie otworzyła bramę i wyszłyśmy z samochodu w akompaniamencie mojego : "Wow" Podziwiając budynek od zewnątrz weszłam do jego środka. Wnętrze było jeszcze bardziej bogate. Hailie zaprowadziła mnie do salonu gdzie siedziała już trójka moich braci. Nie widziałam ich twarzy bo siedzieli odwróceni do mnie. Ale wnioskując po tym , iż dwójka z nich miała niemal identyczne włosy byłam pewna że okażą się to bliźniacy. Mój mózg mnie nie zawiódł , kiedy Hailie odchrząknęła żeby zwrócić ich uwagę. Trzeci , który okazał się być Dylanem widząc że , jego bracia się obracają , powtórzył  czynność. Trzy pary niebieskich oczu w różnych odcieniach spojrzały na mnie. Najpierw taksowali mnie wzrokiem a potem Shane wyciągnął do mnie rękę i wypowiedział swoje imię. Podeszłam i potrząsnęłam lekko rękę. Pozostali chłopcy zrobili to samo. Po tym oficjalnym rozpoczęciu naszej relacji , Hailie powiedziała że zaprowadzi mnie do mojego nowego pokoju. Cieszyłam się że dostanę swój własny pokój , ponieważ nigdy nie miałam przyjemności posiadać takiego. Moja siostra otworzyła śnieżnobiałe drzwi na których znajdowała się trójwymiarowa litera ,, E".  Wchodząc do pokoju poczułam pod stopami biały dywan. Na przeciwko mnie znajdowało się ogromne okno wraz z parapetem i wejściem na balkon.  Przy ścianie po lewej stronie, znajdowało się ogromne , białe łóżko z lazurową pościelą. Na przeciwko łóżka znajdowało się biurko. Tuż obok mebla zauważyłam dwoje drzwi. Jak się okazało, jedno prowadziło do mojej ogromnej garderoby . Zaś drugie do mojej własnej łazienki. Po dziesięciu minutach pokazywania mi co i jak , Hailie wyszła zostawiając mnie samą. 

𝐑𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐚 𝐌𝐨𝐧𝐞𝐭. 𝐒𝐳𝐦𝐚𝐫𝐚𝐠𝐝Where stories live. Discover now