Początek

54 1 2
                                    

                                      MAX
Usłyszałem dźwięk budzika w chwili gdy moje zaspane powieki zaczęły się otwierać. Zdezorientowany usiadłem na drewnianym łóżku przecierając oczy zewnętrzną stroną dłoni. Nagle dostałem olśnienia uświadamiając sobie że zaraz się spóźnię. Szybko zacząłem się zbierać, wpakowując w przyśpieszonym tępie szkicownik, ołówki, gumkę chlebową, i profesjonalne kredki do granatowego plecaka. Wziąłem grzebień i w trybie turbo przeczesałem sobie kasztanowe włosy jednocześnie rozglądając się za ubraniami. Chwyciłem z podłogi lnianą koszulę w pionowe paski i luźne jasno brązowe spodnie. Po założeniu ubrań spojrzałem na siebie w lustrze. Chłopak patrzący na mnie dużymi niebieskimi oczami z brązowymi obramówkami  uważnie wpatrywał się w swój wygląd spod ciemnych rzęs. Nie miałem czasu na dalsze obserwacje więc prędko umyłem zęby i założyłem skarpetki aby następnie po zarzuceniu plecaka na ramie zbiec po krętych schodach na dół.
-Cześć wnusiu, a ty to już nie powinieneś być na zajęciach? - Spytał dziadek nie wyglądając na zadowolonego.
- Powinienem - Powiedziałem zeskakując z ostatniego schodka, po czym przewróciłem się lądując twarzą do podłogi.
- O Boże dziecko, ile razy ci mówiłam że masz wiązać buty? Pokaż No się - Mama urodziła mnie bardzo młodo a mój ojciec uciekł zostawiajac mnie tylko z nią i dziadkiem więc starałem się nie sprawiać problemów i za dodanie stresu mamie chciało mi się walnąc siebie samego w głowę ( chociaż to jeszcze bardziej by podniosło jej ciśnienie )
- Jest okej - nie licząc ogromnego bólu na czole
- Twoja twarz! Cała w krwi, jedziemy do szpitala - Zadecydowała matka.
- Ale wtedy będziemy musieli przesunąć wykład i...
- I trudno! Nie pójdziesz w takim stanie - Przerwała mi, dzwoniąc zapewne po karetkę.
- Nic mi nie jest! Chce się poduczyć przed studiami, dzisiaj będzie sztuka nowoczesna.
- Halo? Syn się przewrócił i krwawi mu głowa... To osiedle z domami rodzinnymi...9 budynek... Tak na Różanej 18, Greta Roy...Yhy, dziękuje do widzenia.
Czemu ona się tak zachowuje? Nie słucha mnie a już niedługo początek roku studenckiego. Mam tego dość
- Powinni być za godzinę - Niewzruszona Greta patrzyła z obojętnością na moje mordercze spojrzenie posyłane w jej kierunku.
-Może mógłbyś poprosić profesora o połączenie zdalne? - Dziadzio ma łeb i za to go kocham
- Jesteś genialny! Już do niego piszę - Następnie sięgnąłem do plecaka po telefon który był tam od wczoraj ( miałem dobrą pamięć ) - Mówi że dobrze więc już się łącze
- Wyłącz kamerkę i słuchaj go gdy przyjadą lekarze
- A karetka nie weźmie mnie z nimi?
- Myśle że do szpitala cię nie zawiozą, w końcu to nic poważnego, ale lepiej się upewnić.
- Okej - Włączyłem spotkanie zdalne widząc siwiejące włosy profesora Lee. - Dzień dobry, jak pan już wie miałem wypadek więc nie jestem w stanie iść na zajęcia ale dziękuje za możliwość połączenia się.
- Dobrze Maksymilianie, przecież wiesz ze jesteś bardzo zdolny i błędem byłoby nie danie ci szansy na rozwój - powiedział przyjaźnie się uśmiechając.
Lubiłem go i nie żałowałem każdej godziny poświęconej na dojazd do Toronto.
Po półtorej godziny czułem się spełniony i zadowolony nie licząc przerwy gdy pielęgniarka opatrywała moją ranę. Nic większego się nie stało ale dostałem leki przeciwbólowe i kazali mi się nie przemęczać a tym bardziej przez jakiś czas nie uprawiać sportu bo będzie mnie przez to pobolewać głowa.
Jak zwykle miło spędziłem czas oraz zdążyłem narysować moim zdaniem naprawdę interesującą prace która przedstawiała dziewczynę wkładającą ręce w ognisko której łzy płynęły z polików na szeroki uśmiech a wokół niej była ciemność. Praca jeszcze nie była skończona ale zrobiłem wstępny szkic i zdecydowałem się w których miejscach i jakie mają być kolory.
Dziadek nie przejmował się całą tą aferą z przewróceniem a jedynie raz na jakiś czas spoglądał na mnie śmiejąc się pod nosem. Nie wiem co o tym myśleć lecz przynajmniej pochwalił początek mojego dzieła i udział w zajęciach jak i chęć do nauki. Moja rodzicielka za to przewrażliwiona wyszła z domu do pracy ale nic więcej do mnie nie powiedziała.
Jeszcze dwa dni i będę w moim własnym pokoju w akademiku siedział szykując się na uczelnie. Szczerze nie mogę się doczekać mimo że będę tęsknił za domem. Pewnie was ciekawi skąd mnie ogólnie na niego stać, w końcu nie mam taty, babcia niestety zmarła więc został mi sam dziadek na emeryturze i mama która już i tak dbała o mnie, dom i jej ojca. Otóż Greta jest kobietą bardzo ambitną więc większość czasu poświęca swojej dobrze płatnej pracy ale i wielu innym rzeczą. Nie miała takich planów na życie jak wczesne macierzyństwo ani ucieczka ukochanego ale ja i tak uważam że bardzo dobrze sobie radzi.
Schowałem telefon do kieszeni po sprawdzeniu godziny po czym wyszedłem z mieszkania do domu starców w którym pracowałem. Co prawda zacząłem sprzedawać moje prace ale jak na razie nie zarobiłem bardzo wiele chociaż nie było najgorzej. Mimo wszystko nigdy nie byłem sławny ani bogaty a nie chciałem żeby G.R musiała mi wszystko opłacać z własnego portfela. Lubiłem ciszę i spokój a staruszkowie zazwyczaj takowymi rzeczami emanowali. Miło również było porozmawiać z dojrzalszymi już ludźmi na temat sztuki, gdyż zazwyczaj wiele wiedzieli i dawali mi ciekawe rady lub opowiadali historie znanych artystów o których nie każdy wiedział. Po otworzeniu drzwi moje usta same rozciągnęły się w banana na twarzy a ja podszedłem do staruszka obejmując go w pasie.
- Hej młody, coś ty się tak stęsknił? I co u dziadka, nadal chodzi z krzyżówkami do toalety? - Przyjaciel mojego dziadka Tobias był zabawnym i radosnym człowiekiem, dziadek czasem przychodził do niego aby pograć w szachy lub porozmawiać o typowych rzeczach dla ludzi w takim wieku. Na przykład o testamencie. Nie no żartuje.
- Przez tydzień nic się nie zmieniło, jak u rodziny? - Odpowiedziałem na co ten zastanowił się a następnie zaśmiał.
- Przez tydzień nic się nie zmieniło - Westchnąłem na jego odpowiedź wiedząc że to znaczy że nadal nie dogaduje się z synem. - Ale przynajmniej mała Lisa mnie kocha, przynajmniej mam taką nadzieję - Powiedział lekko smutniejąc zapewne zaczynajac rozmyślać na temat konfliktu z potomkiem za którym ja nie przepadałem ale to nie jego wina iż taka poczwara wyłoniła się zamiast dzidziusia przy porodzie.
- Już się tak nie smuć, dobrze wiesz że ta czterolatka nie widzi poza tobą świata a zresztą masz nas więc zamiast gadać takie głupoty choć obejrzeć jakieś komedie w telewizji.
- Cóż ja bym bez ciebie zrobił - Powiedział składając pocałunek na moim czole a następnie ściągnął brwi patrząc na mnie już bardziej zmartwionym wzrokiem, byłem dla niego bliższy niż syn a on dla mnie bliższy niż ojciec którego nie poznałem i nie zamierzam poznawać nigdy - Co to jest?
- Miałem dzisiaj mały wypadek, to nic poważnego , źle stanąłem i tyle.
- Jeszcze o tym porozmawiamy a teraz choć na „głupi i głupszy".
- Ale wiesz że nie jesteś moim jedynym pacjentem?
- Nie ale ja cię baaardzo potrzebuje a inni sobie jakoś poradzą, a zresztą to ty zaproponowałeś film.
- No dobra ale potem muszę iść do pani Lizy spod 7.
- Do tej psychopatki?
- Właśnie dlatego tu jest, bo ma problemy psychiczne ale tak, dam sobie jakoś radę jak co to na koniec dnia ją wepchniemy do psychiatryka.
- No na pewno, gdy ta rodzina płaci na nią tyle pieniędzy ile za prywatną wyspę...
- Och już przestań i choć - Złapałem Tobiasa pod rękę i poszliśmy do jego pokoju. Pacjentka którą miałem się potem zajmować była „ku ku" ale jakoś to poszło a reszta dnia upłynęła przyjemnie nawet pakowanie rzeczy do walizki.
Co warto wziąć gdy zaczyna się samodzielne życie:
- Pieprz - Gdyby ktoś chciał coś ci zrobić
- Krzyżówki zabrane dziadkowi - Jakby mi się nudziło
- Pastę do zębów z dinozaurem na opakowaniu- Pomyślą że jesteś niebezpieczny
A dalej to już nie miałem pomysłu więc zapakowałem normalne rzeczy: do pielęgnacji, ubrania, bieliznę, komiksy, przybory artystyczne, zostawiając szczoteczkę i pare koszulek oraz spodni jak i innych rzeczy codziennego użytku na dni które mi zostały do przebycia w domu.
Nie mając więcej co robić zadzwoniłem do mojego kumpla Jacka na video kamerce na messengerze postanawiając przy okazji dokończyć ale i jednocześnie zacząć „dziewczynę w ogniu", fajna nazwa nie?
- Elo stary co tam? - Jack jest optymistyczną osobą i całkiem inną charakterem ode mnie.
- Spoko, byłem wcześniej w pracy bo nie musiałem nigdzie jeździć ze względu że spadłem ze schodów więc mam nadzieje że dadzą mi większą wypłatę.
- Haha te dziady pewnie nawet tego nie zauważyły.
- W sumie chyba nikt tego nie zauważył, ale cóż starość nie radość a dobrze wiesz że tam to nawet recepcjonistka jest po pięćdziesiątce.
- A co z raną?
- Dobrze.
- No i super, w takim razie nadasz się dzisiaj na imprezę u Ralpha, będzie alkohol i basen. Jego starych nie ma.
- Wróciłem do domu o 17 nie mam siły
- Ty zawsze wracasz z pracy o 17 wymyśl lepszą wymówkę - przewrócił oczami
- Ech... Jestem zmęczony, to jest wystarczające?
- Nie. No weź może na reszcie znajdziesz dziewczynę a tam będzie ich na prawdę sporo. Nie daj się prosić.
- Nie potrzebuje dziewczyny, dla mnie najważniejsza jest moja kariera.
- Wiesz, czasami się zastanawiam czy ty nie jesteś gejem.
- A jak bym był to co z tego? Weź bądź bardziej tolerancyjny, bo mnie denerwujesz.
- Stary luz, to tylko żart, co ty nagle się tak spinasz? Jak byś rzeczywiście miał coś do ukrycia - Poruszył dwuznacznie brwiami, na co nie mogąc się powstrzymać prychnąłem lekko rozbawiony.
- Super - Rzekłem sarkastycznie - więc życzę miłej imprezy! - Po czym szybko się rozłączyłem zanim zdążyłby znowu zacząć mnie namawiać.
Westchnąłem po czym zrobiłem wieczorną rutynę a następnie zmęczony rzuciłem się na łóżko, rozmyślając o moim nowym życiu które idzie do mnie wielkimi krokami. Czy znajdę sobie dziewczynę? Ale wtedy pewnie nie miał bym czasu na moją pasję. A co z profesorami, spodobają im się moje rysunki? Mam nadzieje bo te które dołączyłem do Eseju im przypasowały, ale nigdy nie wiadomo na jakiego człowieka się trafi. I czy będę miał z kimś pokój? Raczej nie bo jeden im został a jak na razie na studia przyjęli tyle osób że w tym może zamieszkać jedna eminencja. Szczerze mówiąc mam nadzieje że będę sam bo mieszkanie z całkiem obcą ci osobą musi być stresujące.
I z takimi myślami w spokoju zacząłem zapadać w leniwy sen.
...........................................................................
Całą sobotę spędziłem na żegnania się ze znajomymi. Postanowiłem zaprosić ich wszystkich do siebie do domu, plus rodzinę, żeby mieć już ich wszystkich z głowy. Z domownikami powiem „Adios" jutro.
Niektórzy płakali jak np. Moja ciocia czy Tobias którego też zaprosiłem mimo że widziałem się z nim wczoraj. Rodzina była u nas godzinę, A po tym czasie poszłam ze znajomymi do klubu, nie lubię takich miejsc ale to mój ostatni dzień tutaj więc postanowiłem się trochę zabawić. Jack, Mery, Lucas i Gray łącznie z moimi kuzynami którzy jako jedyni z moich spokrewnionych poszli z nami do klubu, postanowiliśmy na rozgrzewkę wziąć sobie po mojito. Lekki alkohol ale pyszny, więc każdy ze smakiem zaczął powoli go sączyć, ale ja jak i Jack wypiliśmy cały bardzo szybko.
- Cóż, oby twoje życie od teraz było tak słodkie jak to mojito ale oceny tak parząco dobre jak tequila - Powiedziała Mery, moja przyjaciółka od dzieciństwa której łzy zaczęły spływać z oczu.
Przytuliłem ją również nie mogąc się powstrzymać od cichego popłakiwania.
- Jesteś dla mnie jak siostra, pragnę żebyś ty również miała niesamowite przeżycia w College'u.
- A z resztą możemy do siebie dojeżdżać, co nie? - Spytała z nadzieją
- Oczywiście że tak - Dziewczyna była kochana, miała popielate blond włosy i jaskrawo zielone oczy, myła lojalna, miła i mądra. Postanowiła studiować finanse z zamysłem zrobienia własnej firmy. Będzie bytować półtorej godziny ode mnie, co nie jest najgorsze ale mimo wszystko zacząłem się przejmować że nasz kontakt się pogorszy.
- In niech ktoś mi tu powie że ta rozkleja jest hetero. Przecież to niemożliwe - Burknął Jack chcąc mi dokuczyć ale widziałem że rozczulił go ten moment między mną a moją kochaną blondynką.
- OH CZY TY ZAWSZE MUSISZ PSUĆ TAKIE HWILE! - Powiedział Lucas który kręcił całą scenę telefonem patrząc spod byka na Czarnowłosego który tylko wzruszył ramionami. Jack nie licząc czarnych włosów miał też złote oczy i umięśnioną sylwetkę. Lubił parapetówki ale nie cierpiał nudy. Lucas również lubił imprezy był wysoki miał oczy podobne do moich i włosy w kolorze drewna z dębu. Nosił luźne ubrania i sam również był typem osoby nie przejmującej się zbytnio niczym.
- Kocham cię bardzo ale musimy już chyba kończyć tego przytulasa bo ci debile nie dadzą nam żyć - Szepnąłem do ucha Mer która zaśmiała się cichutko odklejając się ode mnie.
Przetarłem jej łzy kciukiem, uśmiechając się do niej pocieszająco. Nie ma opcji żeby była moją dziewczyną ale można powiedzieć że zakochałem się w niej po przyjacielsku. Była cudowna.
- Mój braciszek już dorósł
- O nie nie nie on nigdy nie dorośnie - Grey przy barze pijacy trzeciego już myśle drinka to niecodzienny widok. Chłopak był bardziej introwertykiem jak ja i Mery a alkoholu sobie odmawiał ponieważ już raz zdążył się od niego uzależnić. To nie były dobre czasy gdy szedłem do niego aby sprawdzić czy już się zalał w trupa czy jest w trakcie. Na szczęście udało mu się wyjść z tego lecz teraz patrząc na niego przypominałem sobie wszystko co słoneczno - włosy miał za uszami. Jego oczy jednak lśniły takim jak na te morskie tęczówki smutkiem że nie byłem w stanie przypomnieć mu o tamtym okresie. Ale zrobił za mnie to ktoś inny.
- Ej alkoholik odłuż to - Jack wyglądał na przerażonego ale zarazem stanowczego w swoim działaniu.
- Grey wiesz że to nie jest dobry pomysł, proszę jak już masz pić to z zdrowym rozsądkiem i to trochę a nie całe drinki jeden po drugim - M była kochana i zawsze wiedziała co powiedzieć żeby zadziałało
- Jasne, sorki - Powiedział odkładając kolorową substancje na blat barku.
- A ty to już się nie pożegnasz? Za stary na to czy co? - Spytałam Greya który był od nas o rok starszy i studiował w pobliżu
- Boje się że teraz wszystko będzie inne bo mimo wszystko Mery będzie bliżej nas niż ty i co jeśli przez to nasza paczka się rozpadnie?- Po jego słowach zapadła cisza bo każdy myślał w dokładnie taki sam sposób ale nikt nie mówił tego na głos.
Tą niezręczną sytuacje przerwali moi kuzyni, Ericka i Luk mówiąc:
- Halo my też tu jesteśmy! - Powiedział luk- To co robimy Maksiu?- dodała Ericka, która nienawidziła takich chwil jak ta bo sama musiała pozwolić odejść swojemu chłopakowi który pojechał na studia wcześniej od niej przez co ich kontakt się pogorszył.
- Nie wiem, może zamówimy tu pizzę? - Jedzenie to zawsze dobry pomysł
- Taaak ja chcę...
- Nie - Przerwał Lucasowi Jack - Hawajska to gówno dla osób z problemami psychicznymi.
- Czyli idealna dla ciebie - Odpowiedział ten pierwszy mrugając do Złoto - okiego
- Haha ale nie zabawne - Mruknął Luk - A z resztą każdy wie że najlepsza jest salami.
- Nie bo margarita
- Margarita jest taka basic
- Walcie się, szynka i pieczarki wygrywa
- Nie prawda, kto je coś takiego? Pieczarki?! Bo zaraz żygnę
Każdy zaczął się przekrzykiwać co oznacza że mój plan działa. Jak zawsze
...........................................................................
Niedziela. Ostateczny wybór ostateczny. Auto zapakowane po brzegi, mama płacze, dziadek z dumą na mnie patrzy a ja nie wiem co dalej robić.
- Emm...To do zobaczenia?
- Choć się przytulić najdroższy - Zaczęła kobieta szlochając. Objęła mnie co odwzajemniłem czekając na dalszy rozwój wydarzeń. - Taaak bardzo będę tęsknić!
- Ja też.
- A do mnie to już się nie przytulisz - Powiedział dziadek wyglądając na wzruszonego.
- Najlepsze zawsze zostawia się na koniec.
- Ej! - Mamie nie było do śmiechu w odróżnieniu do staruszka który nie potrafił ukryć rozbawienia.
- Mam to tylko żarty, luz
- Luz to ty możesz sobie wsadzić wiesz gdzie, trochę empatii, wiesz że to dla mnie ciężko iż mój jedyny pierworodny mnie zostawia.
- Wiesz że to tak nie wygląda - Przewróciłem oczami oddalając się od kobiety - Jeśli nigdy nie dasz mi wyfrunąć z gniazda to za moją depresje będziesz odpowiadać tylko i wyłącznie ty.
- Oj tam oj tam, to już nie można trochę po dramatyzować? - Nutka żalu była bardzo dobrze słyszalna w jej głosie.
- Daj mu już spokój, a z resztą musimy już jechać - Uratował mnie siwowłosy.
Plusem wyjechania z rodzinnego miasta jest również możliwość odejścia od matki która z czasem coraz bardziej zaczęła mnie wkurzać. Powoli miałem jej dość i cieszyłem się że bez wyrzutów mogę odjechać, bo starałem się być jak najlepszy ale to ona była nadopiekuńcza, przesadnie bała się mnie stracić jak i przerażała ją wizja samotności. Nareszcie uwolnię się od tego wszystkiego.
Graty w samochodzie, Raf na miejscu kierowcy a ja spoglądając przez szybę nuciłem radosną piosenkę.
Nowy początek czy stary koniec?
...........................................................................
Toronto Metropolitan University, wyglądało niesamowicie jak i przerażająco, ze względu na swoją wielkość. Budynek bardzo mi się podobał, ale teraz musiałem załatwić tą gorszą część dnia czyli pożegnanie z dziadkiem. Rafi był już dojrzalszym człowiekiem więc nie chciałem żeby pomagał mi wnosić moje rzeczy ale postanowiłem Że najpierw na parę kolejek będę je dźwigał do mojego pokoju, A następnie powiem „buena bahía" czyli „goodbay" czyli dowidzenia i będę miał to z głowy. Blade oczy starca przyglądałem mi się uważnie kolejny raz oferując pomoc co do bagażu. Za każdym razem odmawiałem, na co ten nie wyglądał na uszczęśliwionego. Gdy brałem te najcięższe bagaże żeby najlżejsze jak i najłatwiejsze do wniesienia zostawić na the end, zacząłem żałować podjętych przeze mnie decyzji. Dziadzio patrzył na mnie z pobłażaniem ale ja nic sobie z tego nie robiąc wniosłem sportową torbę Nike i dużą walizkę po schodach tuż po zarejestrowaniu się oraz wzięciu klucza. Gdy weszłam do środka spocony już po pierwszej turze zauważyłem z zaciekawieniem jak i przestrachem chłopaka w moim wieku malującego na ogromnej sztaludze stojącej przy oknie. Włosy miał potargane i gęste w kolorze miedzi, nos lekko zadarty a oczy duże o czekoladowym odcieniu. Jak na razie widziałem tylko jego profil więc postawiłem mój dobytek na podłodze i odchrząknąłem chcąc się przywitać. Luźny t-shirt i szare shorty zawiały na jego ruch gdy obracał się aby jego pełne usta wygięły się w uśmiechu a oczy zaczęły błyszczeć.
- Hejka, to tu jesteś moim współlokatorem? Fajna bluza tak w ogóle ale nie jest ci w niej za gorąco?
Dziś postanowiłem założyć moją ulubioną bordową bluzę z dużym żółtym napisem i lekkie spodenki do kolan. Na nogach za to miałem snickersy a dużo - oki przede mną paradował w puszystych klapkach które moim zdaniem wyglądały mega zabawnie.
- Nieee - Czułem się w niej bezpiecznie, mimo że rzeczywiście mogłem przez to wyjść na debila, w końcu było prawie dwadzieścia sześć stopni. - na drugie pytanie i tak na pierwsze. Cieszę się że na reszcie mogę cię poznać chociaż do tego momentu nie byłem pewien czy znajdzie się ktoś do mieszkania ze mną.
- Rozumiem cię - Wydawał się miły a rozmowa biegła spokojnie - Też nie miałem pojęcia jak to będzie wyglądać tak dobitnie, mimo wszystko uważam za fajne że mam lokatora. Lepiej już teraz zacząć nawiązywanie nowych relacji to później pójdzie to łatwiej. Przynajmniej ja tak sądzę.
- Hmm... - Zastanawiałem się nad jego odpowiedzią chcąc zabrzmieć mądrze aby nie wyjść na skończonego idiotę - Może masz rację... - Może?! Teraz pewnie będzie mu smutno że się z nim w całości nie zgodziłem - Znaczy napewno! Ale zależy z czyjego punktu widzenia... - Co ja gadam? - W sensie wiesz...
- Masz problemy z nawiązywaniem przyjaźni, co? - Pokiwałem głową uśmiechając się że zrozumiał a moje bezsensowne gadanie zostało przerwane - Ja też, mimo że na takiego nie wyglądam. Lubię ludzi i jestem przyjazną osobą ale mnie również stresowało poznanie osoby z którą teraz codziennie mam spać pod jednym dachem.
- Uff - Westchnąłem z ulgą - Tak się raduje że nie jestem jedyny, myśle że super będzie się z tobą mieszkać.
Chłopak się szczerze zaśmiał a po reklamie którą sam sobie zafundował mogłem stwierdzić że miał racje. Był naprawdę koleżeńską osobą. A w zdaniu przeze mnie wypowiedzianym nie było ani grama ironii.
- To dobrze iż tak myślisz. Chcesz zobaczyć co namalowałem? To pejzaż ukazujący łąkę usłaną kwiatami a nad nią zachodzące słońce przebija się przez zieloną trawę. Git?
- Tak, wygląda cudnie, ja za to rysuje, i to głównie takie bardziej emocjonalne prace... - przerwałem słysząc wibrowanie w kieszeni. Po wyjęciu telefonu zauważyłem połączenie od dziadka po czym podniosłem wzrok na chłopak który mi się przyglądał wyglądając na zaciekawionego.- przepraszam, porozmawiamy później bo teraz muszę dokończyć przynoszenie tutaj reszty moich rzeczy.
- Jasne! Ja przyjechałem tutaj już wczorajszej nocy i zająłem to łóżko przy oknie aby móc mieć lepszy widok na widoki za oknem by później mieć inspiracje do namalowania nowego obrazu, ale jak co to możemy się zamienić.
- Nie dzięki, dla mnie to obojętne a nawet wole to przy ścianie.
- Jesteś ugodowym człowiekiem - Prychnąłem z rozbawieniem na jego słowa po czym zacząłem wychodzić z małego pokoiku który wydawał się przytulny. Beżowe ściany były ciekawe ale nie przytłaczały a po drugiej stronie od dwóch drewnianych miejsc do spania znajdowały się takie same sekretarzyki. Była tu jeszcze toaleta i kuchnia do których nie zaglądałem ale na zdjęciach widziałem że zostały urządzone w podobny sposób.
- To do zobaczenia!
- Pa!
Zamknąłem drzwi ruszając po kolejne pakunki.
- Gdzie tyle byłeś co? - Zawołał czekający na mnie Raf.
- Serio, jak chcesz to możesz zostawić te rzeczy i już jechać do domu. Nie oczekuje że będziesz tyle na mnie czekał.
- Szczerze mówiąc boje się że ktoś by ci to ukradł. Już nie mówiąc o ubraniach, ale na przykład twoje rysunki.
- No dobrze, to za chwile wracam.
Zrobiłem jeszcze dwie kolejki, po czym pożegnałem się z dziadkiem.
- Masz współlokatora?
- Tak, jest fajny.
- O, to wyśmienicie. Jak ma na imię?
Z zażenowaniem zdałem sobie sprawę że nie zapytałem go o tak podstawową formalność.
- Nie wiem.
- Haha - Może by mnie zdenerwowało że się ze mnie wyśmiewał, ale to był Raf, mój dziadek, ojciec mojej matki który zastąpił mi mojego. - Pozdrów go ode mnie. Mam nadzieje że będzie ci tutaj przyjemnie, a nauczysz się tyle że gdy wrócisz będziesz już milionerem. Wpadaj do nas czasami, i dzwoń codziennie. Nawet po dwa razy. Wiesz jaki ja mam napięty grafik ale jakoś sobie poradzę. - Zażartował.
- No tak, w końcu krzyżówki, stękanie że w gazecie nie ma nic ciekawego, jedzenie delicji, czytanie, szachy w domu spokojnej starości, Boże, jak ty dajesz radę z tyloma obowiązkami? - Tak na prawdę to nie miałem ochoty na pogawędkę w taki sposób bo sam nie czułem się najlepiej żeby przekomarzać się gdy ta chwila rozstania była najcięższą z wszystkich. W drodze stresowałem się tak bardzo czy aby napewno wszystko pójdzie zgodnie z planem i będę mógł tu studiować że zaniedbałem myśli o tej jeszcze bardziej nieprzyjemnej sytuacji.
- Nie ważne co, znajdę dla ciebie czas. Kocham cię, dbaj o siebie, j nie martw się o mamę.
- To bardziej o ciebie powinienem się niepokoić, przecież jesteś starszy. Też cię kocham.
- Tak ale wiesz jaka moja córa jest emocjonalna. Żegnaj, młody. - Przytuliłem się do smutnej twarzy dziadka, odpowiadając tym samym. To jest ta chwila. Koniec. Albo początek. To już zależy ode mnie.
.............................................................................
Bolesne pożegnanie, co się dzisiaj stanie? Uniwersytet ogromniasty, czy wziąłem wystarczająco pasty? Czy dam radę tu przeżyć i z nauką się zmierzyć? Witam się z znajomym, kartkę wyjmuje i przez całe popołudnie coś sobie rysuje. Za oknem dużo ludzi, głównie rozmawiają, chociaż po niektórzy w piłkę sobie grają. Widzę tam dziewczynę, inteligentna, oddalona od tych sportowców, wyjęła właśnie jedzenie z pokrowców...

Początek końcaWhere stories live. Discover now