Pustka (Alois Trancy x Claude Faustus)

79 5 0
                                    


Na specjalne zamówienie: @Melodi_Shota


Alois leżał na ogromnym łóżku w swojej sypialni, uporczywie wpatrując się w sufit. Jego myśli błądziły od jednego tematu do drugiego, nie znajdując wytchnienia. Gdzieś dalekim echem odbijały się jeszcze resztki snu, a raczej koszmaru, z którego się wybudził. Znowu był pobity przez starego zwyrodnialca, jego niezwykle bladą skórę pokrywały zarówno fioletowe plamy od kopniaków i uderzeń, jak również przypalenia od cygara, liczne malinki ciągnące się wzdłuż obojczyków, ślady podduszania na szyi i skrępowania w okolicy nadgarstków, a także wilgotne ślady łez i nasienia. Tego ostatniego chyba brzydził się najbardziej. 

Taki sen nie wróżył niczego dobrego.

Za oknem było jeszcze ciemno. Sądząc po przerażającej ciszy, jaka panowała wokół, był środek nocy. Hrabia Trancy nie mógł jednak zasnąć, a wołać swego lokaja nie miał ochoty. Powoli zsunął bose stopy na miękki dywan i w samej koszuli nocnej podszedł do okna. Gwałtownym ruchem zdarł zasłony, aż ciężki materiał furkotał w powietrzu, a niesforne kosmyki nie spadły mu na czoło i oczy, z lekka przysłaniając to, co widział. Gorączkowo chwycił obiema dłońmi klamkę i szarpiąc się z nią otworzył ogromne, masywne, przeszklone drzwi prowadzące na balkon. 

Chłodne nocne powietrze zdołało nieco ugasić gorączkę krwi, lecz nie na długo. Księżyc wisiał nisko nad horyzontem. Gwiazdy w milczeniu przypatrywały się, jak z absolutnej ciemności wyłania się postać demona, o przepięknej twarzy skąpanej w księżycowym blasku, który odbijał się zarówno w jego źrenicach, jak i szkłach okularów.

Alois dopiero po kilku chwilach usłyszał kroki swojego lokaja. Odwrócił się do niego twarzą, po czym objął się rękoma, jak gdyby chciał się uchronić od chłodu nocy. A może chciał uchronić siebie od wpadnięcia w pajęczą sieć?

Spojrzenie kamerdynera było równie pozbawione emocji co zwykle. Mimo to młody panicz dość dobrze rozumiał, jakie emocje targają duszą jego rozmówcy. Ba, on sam z premedytacją na nich żerował i wykorzystywał je na własną korzyść. Bez litości, bez wahania. Dzięki temu mógł przetrwać. Dzięki temu był dzisiaj dziedzicem rodu Trancych, Pająkiem Królowej, a nie biednym wyrobnikiem pracującym w polu na swoje utrzymanie, bez widoków na własną ziemię ani lepszą przyszłość. Główny problem polegał na tym, że jak biegłym w rozumieniu emocji innych i manipulacji nie był, tak jego własne uczucia były dla Aloisa niedostępne i niezrozumiałe. 

Po chwili zapragnął czegoś więcej. Alois nienawidził nudy. Sprawnym ruchem odbił się od kamiennej podłogi, wsparł na dłoniach i po chwili balansował na kamiennej krawędzi balustrady, rozkładając ręce na boki. Delikatny wiatr tańczył w jego koszuli, muskając materiałem drobne ciało młodego człowieka.

- Claude, czy gdybym spadł, rzuciłbyś mi się na ratunek? - zapytał, stawiając pewnie krok za krokiem. Szybkie spojrzenie pozwoliło mu oszacować wysokość i ewentualnie urazy. 

- Oczywiście. Jesteś moim drogocennym paniczem - odparł demon, przykładając dłoń do miejsca, w którym hipotetycznie powinno znajdować się serce. Hipotetycznie, bo Alois nie wnikał, czy ono faktycznie tam było. Jednak zarówno ton wypowiedzi jak i sam gest wywołał u niego wybuch wesołości. Jakież to było absurdalne! Jakież obłudne! Demon powołujący się na uczciwość! 

- Jak bardzo drogocennym? Powiedz, jak bardzo chcesz mnie pożreć? - pytał kusząco, celowo modulując głos tak, jak robił to gdy jeszcze był męską prostytutką. 

Mimo iż miał świadomość, że to co słyszy jest kłamstwem i że Claude zapewne mówił tak wszystkim jego poprzednikom, to jakaś cząstka jego serca chciała w to wierzyć. Gorączkowo chwytała się nadziei, że jest ktoś, kto pragnie go takim, jakim się stał. Nie to, jakim był, a to, kim jest dzisiaj, że wszystkimi bliznami, ranami, zniszczoną psychiką. Splugawionego. 

One shots | KuroshitsujiWo Geschichten leben. Entdecke jetzt