...

62 8 0
                                    

Cała okolica wiała pustką. Gdziekolwiek się nie obróciłeś, jedyne co było widać to równiny pokryte około 9-metrowym śniegiem. Gdzieś w oddali dało się zauważyć nikłe cienie drzew, to tyle. Reszta krajobrazu to tylko oślepiający biały puch. I skały, ledwo spod niego widoczne. Bardzo łatwo można też wyczuć zimny, wręcz lodowaty i silny wiatr. Chodzenie pod jego prąd było wręcz niemożliwe w tych warunkach. Typowa pogoda w Snezhnayii.

Przez śnieg wędrował dość niski chłopak z włosami w kolorze blond i jednym czerwonym pasemkiem. Oprócz swojego zwykłego stroju, miał też na sobie płaszcz kupiony specjalnie na tą podróż. Nadal nie był odpowiedni, przez co blondyn trząsł się z zimna, nieprzystosowany do takich warunków. Od dzieciństwa żył w Inazumie, która jest ciepłym, morskim krajem. Szedł tak przez około dzień, jak nie więcej i ani razu nie napotkał żadnej oznaki jakiegokolwiek życia. Był zmęczony, to oczywiste, ale z drugiej strony - miał motywację by iść dalej.

Ponad dwa lata temu poznał podróżnika nazywającego siebie "Wanderer", z którym, nie da się oszukiwać, stworzyli w miarę silną, choć trudną relację. Wszystko to trwało przez blisko rok, dopóki podróżnik nie postanowił wreszcie wyznać ważną prawdę o swojej przeszłości. Niestety wstrząsnęła ona ich związkiem na tyle, że przez cały kolejny rok nie mieli ze sobą kontaktu. Blondyn dowiedział się, że ten zamordował część jego przodków sprzed setek lat, posiadając jednak do tego dobry "powód". To nic nie zmieniało, nadal potrzebowali przerwy, która wydała się zostać już do końca. Jednakże pustka w sercu chłopaka i poczucie, że brakuje mu czegoś ważnego, zwyciężyły. Dlatego teraz przeszedł wiele krajów, wiele kilometrów, tylko w celu odnalezienia ukochanego. Gest niczym z dramatów romantycznych.

Większa część nóg zapadała mu się w śniegu, co czyniło wędrówkę jeszcze trudniejszą. Po około godzinie lub dwóch udało mu się dotrzeć do zamarzniętej rzeki w pobliżu lasu. Postanowił na chwilę się tam zatrzymać i spróbować rozpalić ognisko, by móc się rozgrzać. Znalazł suche gałęzie i po ułożeniu dobrego miejsca, zaczął pocierać dwoma gałązkami o siebie. Po długim czasie, udało się, ale silny, mroźny powiew szybko stłumił ogień.

***

Tymczasem Wanderer, który przez cały ten rok błąkał się po różnych nacjach w poszukiwaniu celu, nadal go nie odnalazł. Jako marionetka, rządził się innymi zasadami niż zwykli ludzie, nie było więc sensu w znalezieniu zwykłej nudnej pracy byle przetrwać. Nie chciał też wracać do Nahidy i Akademiyii, nie w tym stanie. Wiedział, że zrobił źle, wiedział, że to dalej boli Kazuhę, pomimo tylu set lat, które minęły od incydentu. Słońce zaszło, potem znowu wzeszło, a on dalej wędrował bez powodu.

W pewnym momencie zobaczył przed sobą pewną figurę, jakby człowieka. Już zaczęły mu się pojawiać zwidy z nudy? Trochę szybciej niż zwykle. Figura powoli się zbliżała. Dostrzegł te blond włosy powiewające na wietrze i charakterystyczny czerwony kosmyk. Nadal jednak uważał że to zwidy. Figura nagle rozpromieniła się chyba rozpoznając Wanderera. Zaczęła biec w jego stronę a gdy poczuł ramiona obejmujące go w pasie, wreszcie uwierzył, że nie była to tylko projekcja wytworzona przez świadomość. Właśnie przytulał go prawdziwy Kazuha ze skóry i kości. Jego skóra nie była jednak aż tak ciepła jak ją zapamiętał.

- Kuni!! - powiedział blondyn z entuzjazmem, jednak jego głos był trochę słaby i zmęczony. - Um.. mogę cię tak nazywać, prawda..?

Wanderer tylko pokiwał głową z twarzą bez emocji, pomimo faktu że w środku przeżywał o wiele więcej uczuć mieszających się ze sobą.

- Myślę że nie jestem najlepszym obiektem do przytulania gdy jest ci zimno..

- Nieważne. - Głos Kazuhy był lekko przytłumiony przez samą w sobie skórę marionetki. Czuł łzy blondyna, spadające pojedynczymi kropelkami. Gdy były już w powietrzu, dość szybko zamarzały przez tak mroźną temperaturę.

- Chociaż pozwól mi- - Wanderer nie dokończył i zdjął swój futrzany płaszcz, pozostałość po byciu częścią harbingerów. Miał go na sobie z przyzwyczajenia, chociaż wcale go nie potrzebował. Teraz mógł się przydać, żeby spróbować trochę ogrzać Kazuhę. Założył go więc chłopakowi, który dosłownie trząsł się z zimna. - Nie powinieneś był przychodzić, tu jest.. zbyt zimno dla ciebie... - dodał, bardzo zmartwiony jego stanem.

- Musiałem do ciebie przyjść. Ch-chciałem cię znowu spotkać.

- Powinienem zabrać cię do najbliższej wioski, żebyś mógł się położyć przy ciepłym kominku.. choć, to nie aż tak daleko.. - nie była to do końca prawda, ale trzeba było jakoś podnieść Kazuhę na duchu, byle tylko się nie pochorował.. lub gorzej.

***

Szli już od dwóch godzin z małymi przerwami. Kazuha ciągle drżał z zimna pomimo posiadania ciepłego futra, a Wanderer czuł się bezsilny. Nie mógł nic z tym zrobić i to go najbardziej we wszystkim denerwowało. W pewnym momencie, blondyn zaczął osuwać się na ziemię, ale udało mu się go złapać i od teraz szedł z chłopakiem na rękach, mocno go obejmując.

Po pewnym czasie wreszcie ujrzał w oddali jakąś wioskę. Zaczął przyśpieszać kroku, ciągle jednak pilnując stanu Kazuhy, który robił się coraz słabszy.

- K-kocham cię Kuni.. - mówił to nikłym, cichym i drżącym głosem. - Przepraszam, że tak długo godziłem się z tamtym.. w-wiesz o co mi chodzi... gdyby nie to, spędzilibyśmy ze sobą j-jeszcze dużo czasu... więc p-przepraszam.. - jego skóra była coraz chłodniejsza, jednak na szczęście nadal temperaturą nie przypominała skóry Wanderer'a.

- Co- co masz na myśli..? Przecież jeszcze spędzimy, spędzimy ze sobą jeszcze dużo czasu, obiecaj.. i- - nie potrafił wymówić tych słów. Niby takie proste, a jednak miał w gardle coś jakby gulę, która uniemożliwiała mu powiedzenie czegokolwiek więcej.

Odpowiedziała mu cisza. Powieki Kazuhy powoli opadały, był wyczerpany tym mrozem i wcześniejszą wędrówką. Ciężko mu się oddychały, gdy do płuc trafiało kłująco lodowate powietrze..

- Hej, hej, K-Kazuha, nie zamykaj oczu, tylko nie zamykaj oczu.. popatrz na mnie, popatrz na mnie swoimi przepięknymi oczami, błagam, wszystko tylko ich nie zamykaj..

Próbował. Próbował jak tylko mógł. Było już jednak za późno. Powieki mu powoli opadły. Jeszcze kilka płytkich oddechów i już ten ostatni. Jego skóra zrobiła się zimna, prawie tak jak lód..

- Hej, Kazuha...? P-powiedz coś..! - Gdy wreszcie do Wanderer'a dotarło co się stało, upadł na kolana nadal trzymając Kazuhę w rękach. Nie musiało minąć dużo czasu do pierwszej łzy, która pojawiła się w kąciku jego oka. Potem lały się już strumieniami. - ..K-kocham cię.. tak bardzo... przepraszam, że wypowiedziałem te słowa tak późno.. - nie mógł już nic powiedzieć przez łzy.

Gdyby tylko był śmiertelny tak jak blondyn, mogliby tu umrzeć razem.. Może gdyby nie to wszystko, mogliby się razem zestarzeć, wszystko byłoby piękne.. Ale nie jest. I już nigdy nie będzie. Do końca wieczności.

puppet's fate | kazuscara angstWhere stories live. Discover now