four - I wanna be you so bad but I don't even know you

63 4 33
                                    

Michael Wheeler

Dzisiaj nie byłem w formie. Co było dobrze widać na boisku, kiedy Kristian wyrywał mi co chwilę piłkę. Raz udało mi się strzelić punkt, jednak po tym czułem dziwny ścisk w moim żołądku. Czy to przez tego chłopaka, który siedział obok Dustin'a? Przez resztę czasu gryzło mnie to, kim może być ten szatyn, nigdy go wcześniej nie widziałem, a widząc jak rozmawia z Dustin'em i dziewczynami czułem zazdrość. To moi przyjaciele, więc znam ich bardzo dobrze, od lat nie przyjmowaliśmy do paczki nikogo nowego, ostatnią osobą była Max, ale to było gdy mieliśmy 11 lat.

Ceniłem swoich przyjaciół, dlatego bałem się ich straty, że ktoś mi ich odbierze, że przestaną mnie lubić gdy ktoś powie im coś przeciwko mnie. W głębi serca wiedziałem że tak się nie stanie, "przyjaźnimy się na dobre i na złe" jak to zawsze mówiła Jane. Jednak jeden skrawek mnie zawsze czuję, że to jest możliwe.

Gdy w końcu udało mi się złapać piłkę, zacząłem z całej siły biec w stronę kosza odbijając piłkę od ziemii, chciałem się upewnić że moi przyjaciele to widzą, dlatego na moment odwróciłem się w stronę trybun. Nie zauważyłem nawet kiedy Aristov wyrwał mi piłkę, gdy przestałem kozłować pomarańczową piłkę. Nie było Dustin'a. Szatyn również znikł, a gdy zobaczyłem jak razem wychodzą z sali gimnastycznej po prostu stanąłem na środku boiska patrząc się w drzwi wejściowe.

Ocknąłem się gdy usłyszałem zgrzyt na tabeli wyników, która odnotowała kolejne punkty dla drużyny przeciwnej. Kilku chłopaków z mojej drużyny rzuciło mi oceniające spojrzenie, które od razu zamieniało się w współczucie po zobaczeniu mojego wyrazu twarzy. Poczułem delikatny dotyk na swoim ramieniu, a gdy się odwróciłem zobaczyłem mojego zmartwionego przyjaciela.

- Mike, wszystko dobrze? - Zapytał zmartwionych Sinclair patrząc prosto w mojego brązowe oczy. - Jesteś dzisiaj jakiś dziwny.. - Mruknął mierząc mnie wzrokiem, jakbym leżał właśnie z jakimś urazem w szpitalu. - Coś znowu w domu..?

- Co? Nie, to nie to.. - Odparłem może nawet za szybko, co zauważył Lucas. Chłopak ewidentnie mi nie wierzył, popatrzył jeszcze przez chwilę w moje oczy po czym zawołał do naszego trenera, aby zamienić mnie na kogoś z ławki. - Lucas, dam radę.

- Stary.. przepuściłeś już trzy punkty.. a poza tym widać, że potrzebna ci przerwa, wiesz? - Czarnoskóry chłopak z krótko ściętymi dredami dosięgającymi do brwi uśmiechajnął się w moją stronę. Chłopak poprowadził mnie do ławki, na co Aristov zaśmiał się do swoich kolegów.

Szczerze go nienawidziłem. Od zawsze tak było. Od zawsze chciał być ode mnie lepszy. W ocenach, w życiu społecznym, w sportach, w wyglądzie i w popularności. Robił praktycznie wszystko co ja, ubierał się tak jak ja, zachowywał się jak ja. Uważał że był mną. Tylko lepszym. Najśmieszniejsze jest to że ma rację. Jest moją lepszą wersją.

Nigdy nie podobała mi się żadna dziewczyna, a gdy Kristian uznawał że jakaś mi się podoba, obściskiwał się z nią na samym środku korytarza, tylko po to abym patrzył. A to wszystko przez głupi plusik, który dostałem w przedszkolu zamiast niego. Za co? Sam nie pamiętam. Ale wiem że on pamięta doskonale.

Lucas oczywiście rzucił brunetowi gardzące spojrzenie, na co on tylko prychnął. Widownia dalej szalała przez strzeloną przez Aristov'a bramkę. Kristian szczerzył zęby do naszych rówieśników, a w stronę jednego miejsca posłał szybkiego buziaka, dalej ciesząc się z strzelonego punktu. Jednak po sekundzie jego radość o dziwo zmalała.

płatki róż - byler PLWhere stories live. Discover now