3. Nasze szczęśliwe zakończenie

523 19 10
                                    

Perspektywa Zacka

- Załatwiłaś wszystko tak jak miało być? - spytałem biorąc do ręki kartę i zaczynając formować prostą kreskę z amfetaminy.

- Tak, wszystko poszło zgodnie z planem, kochanie.

Skrzywiłem się słysząc te słowa, które padły z ust dziewczyny po drugiej stronie telefonu.

- W sobotę widzę cię w biurze. Bilety masz już kupione. Obmyślimy co zrobimy dalej.

Po tych słowach nachyliłem się nad narkotykiem po czym go wciagnąłem.

Potrzebowałem jej teraz przy sobie.

Dlaczego nie ma cię przy mnie, księżniczko?

- Muszę kończyć. - powiedziałem czując jak mój oddech zaczął przyspieszać, a po ciele rozeszły się dreszcze.

Przerwałem połączenie odkładając z hukiem telefon na czarne biurko po czym drżącymi dłońmi wyciagnąłem z szafki kolejny woreczek.

Zacząłem brać głębokie oddechy próbując się uspokoić.

Ale to nic nie dawało.

Szarpnąłem woreczek chcąc jak najszybciej go otworzyć, ale moje nerwowe ruchy sprawiły tylko, że całe dwa gramy amfetaminy rozsypały się na podłodze.

Przyłożyłem dłoń do klatki piersiowej czując jak zaczynało mi brakować powietrza.

Dusiłem się.

Podparłem się o ścianę i poczułem jak moje nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa.

Opadłem na zimną podłogę trzęsąc się po czym zacząłem dłońmi zgarniać proszek który wcześniej się rozsypał.

Poczułem jak po moich policzkach zaczynają spływać łzy.

Krople łez spadały na podłogę mieszając się z amfetaminą.

Pierdolona rozmazana kreska.

- Szefie, jedziemy?

Zacisnąłem dłonie na materiale czarnej marynarki i uniosłem spojrzenie w górę wbijając je w bialy sufit i próbując zapanować nad oddechem.

- Już idę.

***

Perspektywa Vanessy

- Kontakt z państwem Torres jest utrudniony. Wysłałem im już jedno pismo, ale na nie nie odpowiedzieli. Dzisiaj dostarczymy kolejne tym razem już oficjalnie przez sąd.

Od mojego powrotu do Vegas minęły już prawie dwa tygodnie. Moja relacja z Alexandrem stanęła w miejscu. Oboje mieliśmy zdecydowanie za dużo na glowach i oboje nie wiedzieliśmy do końca co ze sobą zrobić.

- Myśli pan, że ich to ruszy? - prychnął siedzący obok mnie blondyn.

- Trzeba próbować wszystkiego, nie możemy się poddac. - wtrąciłam spogladając na chlopaka.

Jego klatka piersiowa, którą opinała czarna koszula unosiła się w znacznie szybszym rytmie niz zazwyczaj. Jego blada twarz, podkowy pod oczami, i trzęsące się dłonie tylko codziennie utwierdzały mnie w przekonaniu, że nie jest u niego najlepiej.

- Vanessa ma racje. Zrobię wszystko żeby wam pomoc, ale potrzeba czasu. Dziękuję, na dzisiaj to
tyle. - powiedział pan Leopold, a my pożegnaliśmy się i wyszliśmy z jego gabinetu od razu kierując się na zewnątrz budynku.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 28 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

You Love Me Where stories live. Discover now