rozdział 12

163 10 0
                                    

Kiedy Ailey, Zuzanna i Łucja wróciły do Piotra, Edmunda i karła, mięso - a przynajmniej tyle mięsa, ile mogli zabrać ze sobą, i to najlepsze kawałki - było już poćwiartowane. Surowe mięsa nie było jednak przyjemną rzeczą, zwłaszcza jeśli trzeba było je nieść w kieszeniach, ale zawinęli je w świeże liście i starali się i tym nie myśleć. Byli z resztą zbyt doświadczeni, żeby nie wiedzieć, że te niemiłe w dotyku, miękkie paczki staną się bardziej miłe, kiedy po długiej wędrówce odezwie się prawdziwy głód.

Ruszyli naprzód, zatrzymując się tylko przy najbliższym strumieniu, żeby chłopcy i karzeł mogli umyć ręce, a tymczasem słońce już wzeszło i ptaki się rozśpiewały, a wśród paproci pojawiły się roje bzyczących much. Zesztywniałe po wiosłowaniu ręce i plecy powoli się rozluźniały. Wszystkim nastrój się poprawił. Słońce grzało coraz mocniej; wkrótce pozdejmowali hełmu i nieśli je w rękach.

- Mam nadzieję, że idziemy w dobrym kierunku? - zapytał Edmund jakieś pół godziny później.

- Nie bardzo widzę, jak moglibyśmy zbłądzić, jeśli tylko nie zboczymy zbytnio w lewo. - powiedział Piotr. - Jeśli nawet zejdziemy ze szlaku trochę w prawo, to najwyżej dojdziemy do Wielkiej Rzeki za wcześnie i nie zyskamy na czasie, jak planowaliśmy, chcąc przeciąć jej zakole.

I znowu szli dalej w całkowitej ciszy, przerywanej jedynie odgłosem kroków i podzwanianiem żelaznych koszulek.

- Gdzie jest ta piekielna Bystra, do pioruna! - odezwał się Edmund po jakimś czasie.

- Byłem przekonany, że już do niej dochodzimy. - odpowiedział Piotr. - I tak przecież musimy iść naprzód.

Obaj wiedzieli, że od pewnego czasu karzeł spogląda na nich z niepokojem, choć nic nie mówił.

Szli dalej, a żelazne kolczugi zaczęły się robić coraz bardziej gorące i ciężkie.

- A cóż to takiego, do licha? - wykrzyknął nagle Piotr, który szedł z Ailey jako pierwszy.

Doszli prawie na sam skraj niezbyt górnikiem górskiej przepaści. W dole ciemniał stromy wąwóz, a na jego dnie płynęła jakaś rzeczka. Przeciwległy brzeg wąwozu był o wiele wyższy i jeszcze bardziej strony. Prócz Edmunda ( i może Zuchona ) żadne z nich nie miało wielkiego doświadczenia w górskiej wspinaczce.

- Bardzo mi przykro. - powiedział Piotr. - To moja wina, to ja wybrałem tę drogę. Zbłądziliśmy. Widzę te okolice po raz pierwszy w życiu.

Karzeł zagwizdał cicho przez zęby.

- Och, wracajmy i idźmy tamtą inną drogą. - powiedziała Zuzanna. - Od dawna wiedziałam, że zgubiliśmy się w tych lasach.

Ailey spojrzała na pozostałych, po czym odwróciła się i ruszyła dalej, nie zwracając na nich większej uwagi. Nie odezwała się ani słowem, już po chwili znikając gdzieś między drzewami, zostawiając ich tam samych. Czuła, że musiała się od nich odłączyć, czuła, że to była dobra decyzja.

~*~

- Wiedziałam, że cię tu znajdę.

- Witaj, Ailey.

Blondynka uśmiechnęła się szeroko, po czym podbiegła do swojego ojca i przytuliła go mocno. Sam Aslan również się uśmiechnął, ciesząc się, że znów ją widział. Ailey wyjątkowo szybko zmieniła się w lwa i zetknęła swoje czoło z tym jego, przymykając oczy.

- Słyszałem, że znów spotkałaś rodzeństwo Pevensie.

- Taak, wpadliśmy na siebie przypadkiem. Znowu w Narnii.

Opowieści z Narnii: Księże Kaspian i królowa Ailey Where stories live. Discover now