15. Deszczowy Poniedziałek, Pięć Lat Temu

6.8K 383 95
                                    

- Boże, co się stało? - Sapnęłam odbierając od niej psa, którego zaraz też postawiłam na podłodze. Jagodzianka od razu podreptała w stronę kuchni.

Mallory nadal stała w drzwiach z tym samym sztucznym uśmiechem, co jeszcze chwilę temu. Łzy zaczęły moczyć jej policzki, jednak ona w dalszym ciągu się nie odzywała. Byłam prawie pewna, że to sprawka Huntera.

Zrobiłam krok do przodu i bez słowa ją objęłam. Chwilę później dało się słyszeć huk spadających na podłogę toreb, które kobieta trzymała wcześniej w dłoniach. Objęła mnie i zaszlochała cicho.

- Nie chce do niego wracać, Aria. - Jej ramiona zatrzęsły się od płaczu a słowa utwierdziły mnie, że to jej narzeczony stoi za tym wszystkim.

- Spokojnie, możesz zostać u mnie jak długo będziesz chciała. - Obiecałam głaszcząc ją po włosach i ani na moment nie puszczając.

Za mną rozległy się ciche kroki, które na pewno należały do babci. Upewniłam się, gdy starsza kobieta się odezwała.

- Matko, co się stało? - Zapytała zszokowana i podeszła bliżej. - Dziecko, dlaczego płaczesz?

- Babciu...zaparz herbatę, dobrze? - Spytałam cicho, lekko obracając głowę w bok, gdzie zobaczyłam jej zatroskany wzrok.

- Dobrze cukiereczku, dobrze. - Wróciła do kuchni a ja odwróciłam głowę w stronę Mallory, która nadal stała kurczowo do mnie przyciśnięta.

- Już dobrze, Mal. - Szepnęłam głaszcząc ją po włosach. - Tutaj nic ci nie grozi. Ja i babcia nie pozwolimy, żeby coś ci się stało.

- On mnie znajdzie. - Odparła łamiącym się głosem.

- Nie znajdzie - powiedziałam z przekonaniem. - Przejdziemy do kuchni, w porządku?

Jej jedyną odpowiedzią było kiwnięcie głową i odsunięcie się ode mnie. Chociaż nadal trzymała się blisko i lekko garbiła, co strasznie mnie niepokoiło. Co tam się wydarzyło? Obiecałam kiedyś komuś, że nie będę wtrącać się w sprawy Mal, ale tego kogoś tutaj nie było.

Pomogłam jej usiąść na krześle a w następnej kolejności podałam jej z zamrażarki mrożony groszek zawinięty w ściereczkę, na fioletowo czerwony policzek. Przyjęła go bez słowa, ale odetchnęła z ulgą, gdy przyłożyła go do skóry.

Babcia postawiła przed nią herbatę i zatroskana usiadła obok niej. Żadna z nas o nic nie pytała, czekałyśmy aż sama zdecyduje się czy chce o czymkolwiek nam opowiadać. I z jednej strony to rozumiałam, nie chciałam naciskać, ale z drugiej...chciałam wszystko z niej wyciągnąć a później pojechać do Huntera i wygarnąć mu.

Usiadłam na przeciwko Mallory i westchnęłam. Jagodzianka usiadła mi na stopach i cicho zaskomlała, więc wzięłam ją na ręce i mocno przytuliłam, zerknęłam na przyjaciółkę, która wpatrywała się w psa z smutną miną. Jej oczy na nowo wypełniły się łzami a broda zadrżała.

Udało mi się wcisnąć w nią trochę makaronu, herbaty nawet nie tknęła. Przez cały nasz pobyt w kuchni nie odezwała się ani słowem, zaczynałam się o nią martwić coraz bardziej. Przerażenie sięgnęło już każdej komórki w moim ciele i nie uleciało nawet, gdy znalazłyśmy się w moim pokoju.

- Co tam się wydarzyło, Mallory? - Wypaliłam niespodziewanie i zaraz tego pożałowałam widząc jak znów się spina.

- Znowu mnie uderzył. - Szepnęła tak cicho, że prawie nie usłyszałam. W dużej mierze wyczytałam to z ruchu jej ust.

Usiadłam obok niej i złapałam ją za dłoń, żeby okazać jej wsparcie. Na ten moment tylko tyle mogłam dla niej zrobić. Po prostu być.

- Bawiłam się z jagodzianką w salonie, przez telefon ustalałam dowóz nowych kwiatów na jutro, później biegałam z nią po podwórku, odebrałam kolejny telefon i z tego wszystkiego... - zawiesiła głos i na mnie spojrzała. Siniak wyglądał jeszcze gorzej niż, gdy tutaj przyszła. - Zapomniałam ugotować obiad, Ari.

Wszystko, co skrywa twoje serce [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now