2

41 3 0
                                    

— Ne, nieznajomy przystojniaku — Atsushi cały czerwony spojrzał na cichego dotąd Chuuyę — co chciałbyś dostać? — przyszła mu tylko jedna rzecz do głowy. Patrząc na jego stan, można było się tego spodziewać, ale...mógł poprosić o coś więcej.
— Może...kilka misek Hazuke...? —

***

— Więc...jak do tego doszło, że jesteś w takim stanie? — zapytał rudowłosy mężczyzna, będący towarzyszem przy posiłku jego wysokiego partnera; nieudolnego samobójcy, a także młodego chłopca wyglądającego jak siedem nieszczęść, mającego depresje, problemy w domu i czarną chmurę nad sobą. Dany chłopak, Atsushi Nakajima, podniósł się gwałtownie z nad czwartej miski jego ulubionego dania.
— Cóż...gdy byłem mały... — chciał już kontynuować, ale Osamu szybko mu przerwał, obawiając się pewnej rzeczy. 
— Czekaj, czekaj. Nie będziesz nam teraz robił dłuuugiego — tu przedłużył niektóre samogłoski — story time'a o całym twoim smutnym życiu, prawda? — zapytał, na co dostał po głowie od Nakahary, a jego ręka zaświeciła się wtedy na czerwono. Bynajmniej, coś takiego widział Nakajima.

— Zdawało mi się, czy twoja dłoń dawała poświatę bordowej, przez krótką chwilę? — zapytał zaskoczony, a mężczyzna wymienił spojrzenia z jego partnerem po czym zrobił zdezorientowaną minę i pokręcił niepewnie przecząco głową — chyba zjadłem za dużo hazuke... Tak właściwie, to ile ich było? — przerwał by policzyć puste miski stojące przed nim — ...Mój boże! Przepraszam że musieliście wydać aż tyle pieniędzy na mnie! — wkrzyczał i przepraszał przez dłuższą chwilę, dopóki nie dali mu jasno do zrozumienia, że to danie kosztuje grosze, więc nie musi przejmować.

— No dobra, ale kontynuuj — tym razem powiedział Dazai, śmiejąc się z zaistniałej chwilę temu kłótni.

— A więc, o czym to ja...no tak. Pominę wam moje smętne początki. A więc jakiś miesiąc temu wyrzucono mnie ze sierocińca. Stwierdzili, że jestem zbyt wielkim grzesznikiem, sprawiam za dużo problemów oraz, że podobno kradłem zapasy jedzenia po nocach. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca. Byłem niewinny. Ale nie wierzyli mi. Dlatego...zostałem ukarany w brutalny sposób przez dyrektora...i wyrzucony bez opieki medycznej — przerwał by móc złapać trochę tchu. Mówił to wszystko lekko przygaszonym głosem, można by rzec, że smętnym. Ale rudzielec oraz brunet nie byli przeciętnymi osobami. Wyczuli to. Tą iskierkę nadzieji i ulgi, która nie oznaczała nic dobrego o rzekomym dyrektorze sierocińca i panujących tam zasadach — Niestety potem nikt mi nie pomógł. Z resztą, nie liczyłem na to. Z drobnych kupowałem sobie skromne jedzenie i nocowałem w przeciętnych motelach. Gdy mnie znaleźliście, byłem spłukany i pewny swojej śmierci, gdyż nie byłem w stanie dalej iść, czy nawet funkcjonować. Nie piłem, nie jadłem nic, z ponad dobry tydzień. A do tego wszystkiego biały, przerażający, krwiożerczy tygrys, poszukiwany w ostatnim miesiącu, uczepił się mnie i śledzi — Zaśmiał się ze swojej gupoty, nie patrząc się nawet w twarze swoich towarzyszy, a w stół — Jak tak na to teraz patrzę, to zastanawiam się, czy można byłoby podpisać to pod samobójstwo. W końcu, to była moja wina, prawda? To ja tu zawiniłem. To przez moje zachowanie zostałem wyrzucony. To wszystko się wydarzyło przeze mn- — w tym długim monologu przeszkodził pewien wysoki brunet ubrany w czerń. Oczywiście; była mowa o Dazaiu, którzy wraz z Chuuyą uratowali go jakoś godzinę temu. W jaki sposób zaprzestał daniu możliwości dalszego mówienia Nakajimie? Przywalił mu, z otwartej dłoni w policzek. Atsushi miał teraz zaczerwieniony odcisk, w kształcie ręki pod okiem. Chłopak spojrzał zaskoczony na sprawcę i już chciał coś powiedzieć, gdy Nakahara, siedzący do tej pory cicho jak myszka, mu wszedł w słowo.

— Użalasz się nad sobą bardziej niż Dazai, jak mu przerywam w zabijaniu siebie. Nic z tego wszystkiego nie było twoją winą, debilu. Jesteś głupią, ufną, naiwną, zagubioną owieczką. A nad takimi, jak ty, najbardziej lubią się znęcać. To jedyna rzecz, przez którą wpadłeś w takie tarapaty. — stwierdził mężczyzna siedzący naprzeciw Atsushiego. Tuż po nim odezwał się drugi.

— Chibi ma rację. Miałeś sporo pecha, ale ponoć po deszczu zawsze wychodzi słońce, co nie? — niespodziewanie w oczach Nakajimy coś błysnęło — Mianowicie; mamy dla ciebie ofertę pracy. Ale zanim to, pozwól, że się sobie przedstawimy. W końcu, nadal nie znamy twojego imienia — chłopak poczuł jak go pieką policzki, gdy zoriętował się, że te słowa były prawdą.

— ...Atsushi. Atsushi Nakajima. — uśmiechnęli się do niego i odpowiedzieli:
— Dazai Osamu oraz Chuuya Nakahara. Chociaż, do tego obok mnie możesz się zwracać "krasnal", albo "rudzielec". Jest do tego przyzwyczajony — mrugnął do niego i po chwili można było usłyszeć krzyki tej dwójki. Chłopak zastanawiał się jak mógłby im pomóc, albo chociażby uciszyć, ale nic mu nie przyszło do głowy. Odziwo, Nakahara uciszył się, po tym jak jego partner powiedział mu kilka zdań na ucho. Spuścił po tym tylko głowę w dół i coś parsknął pod nosem — No, Atsushi-kun, to kiedy chciałbyś zacząć pracę? Jeśli chcesz, mogę przedstawić ci warunki. —

***

— Nie rozumiem. — stwierdził Atsushi patrząc raz na mężczyznę przy biurku, a to raz na jego nowych "znajomych".

— Cóż, to bardzo proste — stwierdziła około dziesięcio letnia dziewczynka, rysująca na podłodze kredkami. Miała podkręcone, zadbane, blond włosy i długie rzęsy, spod których wydać było duże lazurowe oczy. Ubrana była w piękną czerwoną sukienkę do kolan, w stylu pochodzącym pod lolitę — od teraz jesteś członkiem mafii albo giniesz — uśmiechnęła się potem pod nosem.

— Elise-chan! Jaka jesteś mądra!~ — wykrzyczał mafiozo siedzący przy biurku - Mori Ougai.

Nakajima był w złej sytuacji. Ba! W koszmarnej. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że aby przeżyć, będzie musiał sprać z siebie wszystkie uczucia i dołączyć do mafii. Ale...był złą osobą. Nie uważał, że zasługuje na coś lepszego, chociaż miał taką nadzieję. Niestety...nie wiedział, czy jego psychika to zniesie. Możliwe, że przy swoim pierwszym zabójstwie poprostu padł by na kolana i zaczął krzyczeć oraz płakać. Ale chciał żyć. To był jego priorytet. Niestety, do celu tylko po trupach.

— Dobrze — powiedział patrząc na swojego nowego szefa, który gonił małą Elise. Dziewczynka schowała się się za nogami Atsushiego i pokazała mężczyźnie język. Przeszedł go dreszcz jak złapała go za łydkę, ale nie pokazał tego.
— Oczywiście, nie pozwolę ci od tak chodzić po budynku najpotężniejszej mafii w Yokohamie. Nieważne, jak bardzo biednie i niewinnie wyglądasz — na to się Nakajima zarumienił, ale nie zmienił wyrazu twarzy — dlatego będziesz pod okiem osoby, która cię zrekrutowała. Na twoje nieszczęście, jest to Osamu — stwierdził Mori patrząc się w oczy i uśmiechając się specyficznie do Atshushiego.

Osamu podszedł do niego i złapał za głowę, głaszcząc go w dziwny sposób. Nakajimie był pewien, jak na to zareagować, więc miał zdezorientowaną minę.
— Witaj w Portowej Mafii, tygrysku.~ —

"The Moon & You" AkuatsuWhere stories live. Discover now