PROLOG

19.2K 311 17
                                    

23 sierpnia 2023 rok

Deszcz. Można go opisać w sposób, jaki wybiera wielu. Zimny, nieprzyjemny, mokry. Nie będę zaprzeczała, że taki właśnie nie jest, jednak sama postrzegam go trochę inaczej. Wystarczy spojrzeć na niego oczami wyobraźni. Spacer, bluza z kapturem i słuchawki. Te kilka drobnych rzeczy, inny kąt spojrzenia potrafi wiele zmienić. Wtedy deszcz nie jest już taki nieprzyjemny, a wręcz przeciwnie. Daje ukojenie, natchnienie oraz ciszę. Pozwala oczyścić myśli, zapomnieć o troskach i zmartwieniach, jakby nigdy wcześniej nie istniały. Mnie samą napawa czystą, nieskalaną złem miłością.

Deszcz,

Pada, pada, pada.

Gdzieś po niebie ciągnie się tęcza,

Kolorowa, piękna.

A krople wody stukają o rynnę.

W tym pełnym spokoju wieczorze, w błogości momencie

Dociera do mnie,

Że pewnego dnia, w pewnej minucie,

Jednej z wielu, wyjątkowej,

Zakochałam się w deszczu.

Z delikatnym uśmiechem na pełnych, lekko zaróżowionych wargach zakończyłam własnoręcznie napisany wiersz. Zamknęłam niewielki notes z moimi inicjałami na wierzchu i schowałam go do kieszeni dużej bluzy wraz ze starym piórem. Wstałam z ławki, pozwalając nogom prowadzić mnie w stronę domu. Moje okulary pokryte są łzami nieba, a włosy wystające spod kaptura przesiąknięte na wskroś.

Gdyby kiedyś ktoś zapytał mnie o moje ulubione miejsce na świecie, do którego zawsze wracam bez zastanowienia wybrałabym ławkę przy stawie. Jest stara, drewniana i skrzypi za każdym razem, gdy na niej siadam, lecz jest to jedyny dźwięk, który nie jest w stanie mnie rozdrażnić. W rzeczywistości jest niczym w porównaniu do krzyków mojego kłócącego się o zabawki rodzeństwa oraz wołań mamy, abym pomogła jej ogarnąć tę małą bandę potworków. Nie zrozumcie mnie źle, kocham swoją rodzinę. Od dziecka byłam otaczana miłością oraz dobrocią w domu, nawet po śmierci taty i ponownym wyjściu mamy za mąż. Mój ojczym, Carl, jest przemiłym mężczyzną i świetnie się dogadujemy. To z nim moja rodzicielka ma trójkę mojego o wiele młodszego rodzeństwa, dwie córeczki i syna.

Lecz tak bardzo, jak ich kocham, tak również ich nienawidzę. Jedyne miejsce, w którym naprawdę mam szansę od nich odpocząć to szkoła. Od kiedy dostałam się do prywatnej uczelni w Nowym Jorku co lato czekam, by móc tam wrócić. EF Academy była spełnieniem moich marzeń. Wielokrotnie prosiłam mamę, aby zgodziła się mnie tam przepisać, jednak ona stanowczo odmawiała. Tłumaczyła się tym, że pieniądze na moim koncie bankowym są przeznaczone na studia i nie pozwoli mi ich wydać na placówkę oddaloną od naszego rodzinnego miasta setkami kilometrów.

O pomoc zwróciłam się do dziadków, rodziców taty. Zadzwoniłam do nich, wyjaśniłam całą sytuację i poprosiłam, aby mnie wsparli. Chciałam, żeby przekonali mamę, chociaż nie oczekiwałam zbyt wiele. Dziadkowie zrobili jednak coś zupełnie innego. Zaoferowali czesne, które będą stale płacić pod warunkiem, że będą mieli wgląd na moją naukę oraz że będę spędzała u nich przynajmniej dwa tygodnie w ciągu wakacji. Oczywiście wymogi te nie tyczyły się reszty rodziny. Van der Woodowie mają za złe mojej mamie, że tak szybko zapomniała o ich synu i znalazła szczęście przy innym mężczyźnie.

Nie spierałam się w tej kwestii, warunki mi odpowiadały. Rodzice taty są zamożni, więc dla nich pieniądze nie stanowią żadnego problemu. Wcześniej, za życia mojego biologicznego rodziciela żyliśmy w dostatku. Po jego śmierci było ciężko, ale wyszliśmy na prostą dzięki Carlowi. Nie tylko wspierał nas finansowo, lecz także pomógł mamie wyjść z dołka. Ja nie byłam w stanie zrobić tego dla niej. Starałam się, próbowałam ze wszystkich sił. Nie raz ukrywałam łzy, szczerząc się do bólu byle by nie doprowadzić jej do gorszego stanu. Nienawidziłam, kiedy do niego wracała. Pragnęłam tylko, żeby się ocknęła, przestała rozpamiętywać przeszłość i skupiła się na mnie. Bo nie ona jedyna potrzebowała wsparcia.

Z czasem zaczęło do mnie docierać, że dziesięciolatka nie może pomóc dorosłemu, który nie wykazuje chęci współpracy. Największym upokorzeniem dla rodzica jest świadomość, że dziecko widzi każdą jego nieudolność, każdą próbę zmiany kończącą się porażką.

Poddałam się, pozwoliłam działać innym. Kryłam się w kontach, patrzyłam jak z dnia na dzień uśmiech na twarzy mojej mamy robi się coraz większy i nie mogłam zrozumieć, co takiego robił Carl czego ja nie potrafiłam. Gdzie popełniłam błąd?

Nie kochała mnie dostatecznie mocno, abym jej wystarczała?

Byłam tak skupiona na własnych myślach, że nie spostrzegłam, kiedy pojawiłam się na schodach domu. Ocuciły mnie dopiero wibracje telefonu. Wyłączyłam muzykę i schowałam słuchawki. Weszłam w ikonę wiadomości, czytając treść SMS-a.

Od Mabel:

Wpadam po ciebie i jedziemy uczcić koniec wakacji. Nie przyjmuję odmowy!!!

Uczcić. W języku mojej drogiej przyjaciółki znaczy to tyle, że ma zamiar się upić.

Do Mabel:

Chętnie wyrwę się z domu. Kto będzie?

Od Mabel:

Stała ekipa, tylko bez Brada.

Czyli będą Lefebver i Sanjones. Świetnie. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze Harringtona, którego poznałam w swoim pierwszym dniu szkoły przez uroczą blondynkę Mabel i jej kuzyna, Josha. Starszy Stark uczęszcza na zajęcia z Braydenem, Sanderem i Camille, lecz są oni również jego przyjaciółmi, zwłaszcza ta pierwsza dwójka. Gdy zorganizowali spotkanie grupowe, postawiłam sobie za cel zawarcie nowych znajomości. Byłam cholernie zestresowana, jak i podekscytowana przed poznaniem ich. Mój zapał ostudził dopiero Harrington, który już w pierwszych minutach zdążył mnie do siebie zniechęcić. Słowa, które były skierowane do Josha mocno zapadły mi w pamięć. ,,Czemu przyprowadziłeś kujonkę? Dobrze wiesz, że nie lubię pryszczatych lasek". Poczułam się wtedy bardzo nieswojo. Wszystkie pary oczu zwróciły się na mnie, a w gronie nagle zapadła cisza.

Odniósł się trądziku, którego właściwie nie posiadałam. Miałam niewielką czerwoną plamkę w okolicach nosa, ale dupek musiał się do tego przyczepić. Najgorsze w tym wszystkim było to, że w ciągu tych kilku dłużących się sekund, w których to dumnym krokiem szedł w moją stronę, patrząc na mnie jak żaden dotąd chłopak, zdążyłam o nim pofantazjować. Wysoki, umięśniony i jakże przystojny brunet z rudymi refleksami. Marzenie każdej dziewczyny. Jednak tak jak piękny był na zewnątrz, tak zgniły okazał się od środka.

Sander Lefebver wcale nie jest od niego lepszy. Jak na francuza przystało wprost okazuje co myśli. Oglądnął mnie z góry do dołu, prychnął głośno i włączył się do przyciszonej dyskusji z Braydenem.

Do Mabel:

Harringtona nie będzie. Szok i niedowierzanie.

Od Mabel:

Bo pomyślę, że za nim zatęskniłaś.

Przekręciłam oczami na jej głupią docinkę. Nigdy nie będzie mi brakować tego imbecyla od siedmiu boleści.

Zanim zdążyłam jej odpisać pojawiła się druga wiadomość.

Będę za dwa dni o ósmej. Pojedziemy do domku nad jeziorem, a stamtąd prosto na kampus. Bądź gotowa!

Odpisałam jej krótko po czym schowałam komórkę do kieszeni i weszłam do tego chaosu zwanego moim domem.

Oh, prawie bym zapomniała! Nazywam się Evelyn Van der Wood i jeżeli lubisz dramaty po prostu czytaj dalej. 



Perfectly Imperfect | PISANE NA NOWOWhere stories live. Discover now