Rozdział pierwszy. Zapach kończącego się lata.

10.9K 571 297
                                    

I jeżeli poczekasz, aż będziesz starszy

Smutna niechęć będzie się tlić pewnego dnia

I wtedy to letnie uczucie uderzy cię

I to letnie uczucie z ciebie zakpi

I wtedy to letnie uczucie cię zrani

Pewnego dnia twojego życia

Jonathan Richman – That Summer Feeling

Leżałam na plecach, czując, jak źdźbła chłodnej trawy muskają moją odsłoniętą skórę na nogach i ramionach. Wpatrywałam się w błękitne niebo, ciesząc się ostatnimi promieniami słońca. Wokół nie było słychać niczego oprócz cykających owadów, szumu wiatru i odgłosu odległego strumyka. Zrobiłam głęboki wdech. W powietrzu unosił się zapach kończącego się lata.

Już miałam sięgnąć do swojej brązowej torebki, by wyciągnąć walkmana i całkowicie wyłączyć się na otoczenie, gdy rozbrzmiał głos mojej młodszej siostry, Emily.

– Charlotte!

Przybiegła od strony strumyka, trzymając w dłoni sandały. Jej bose stopy były mokre i przy okazji brudne od ciemnego piachu, pokrywającego brzeg. Skrawek jej białej sukienki również przemókł, co pozwoliło mi sądzić, że weszła do wody na sporą głębokość.

– Charlotte – powtórzyła, gdy znalazła się bliżej. Z markotną miną usiadła na trawie obok mnie. – Nudzę się. Wracamy już?

Westchnęłam cicho, spoglądając na zegarek z paskiem z brązowej skóry oplatający mój nadgarstek. Mama wygoniła nas z domu, prosząc mnie, bym spędziła trochę czasu z siostrą. Podejrzewałam, że po prostu miała migrenę i chciała się nas pozbyć. Przejechałyśmy więc najpierw rowerami wokół jeziora, a potem trafiłyśmy właśnie na tę polanę, na której zarządziłam odpoczynek. Walnęłam się na trawie, a Emily poszła pomoczyć nogi w strumyku.

Jakiś czas już przebywałyśmy poza domem, więc stwierdziłam, że w sumie mogłyśmy wracać. Tym bardziej że zbliżała się godzina dostawy do Side One. Byłam obecna na każdym zrzucie, pełna nadziei, że może tym razem uda mi się kupić The Division Bell. Nowy album Pink Floyd wyszedł już w Stanach w kwietniu, a ja od tamtej pory nie mogłam go dorwać.

To był jeden z wielu minusów mieszkania w małym miasteczku – wszystko docierało do nas z opóźnieniem. Nawet nasze jedyne kino zaczynało dopiero wyświetlać filmy, które miały premierę kilka miesięcy temu i największy szał na nie minął. Dobrze, że mieliśmy chociaż telewizor w domu i dostęp do radia, inaczej już w ogóle czułabym się jak podróżniczka w czasie. Marzyłam, by w przyszłości wynieść się z tego zadupia i zamieszkać w wielkim mieście. Najlepiej w Nowym Jorku, który w moich myślał jawił się jako miejsce, z którego wypływały wszystkie trendy. Było to również centrum zrzeszające wielu artystów, szczególnie tych muzycznych. A muzyka to była rzecz, którą kochałam najbardziej na świecie. Gdy zamykałam oczy, dosłownie potrafiłam wyobrazić sobie siebie, grającą w jakimś klimatycznym barze. Siedziałabym na stołku, podpierała gitarę o kolana i śpiewała głębokim głosem do mikrofonu. Nie ukrywam, że w moich myślach w pewnym momencie zauważa mnie słynny producent muzyczny i proponuje kontrakt na płytę, a bar zamienia się w halę koncertową.

W tej chwili jednak wiedziałam, że musiałam odłożyć marzenia na bok i zająć się rzeczywistością. Emily patrzyła na mnie z coraz większym wyrzutem, a ja wiedziałam, że za chwilę zacznie marudzić i narzekać. Wchodziła w ten okropny wiek dojrzewania. Hormony jej buzowały, a nastroje zmieniały się jak w kalejdoskopie. Wystarczył zaledwie pstryczek, by jej humor całkowicie się zepsuł. Nie pamiętałam, bym ja w jej wieku była tak nieznośna.

Smak gorzkiej czekoladyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz