Start a Fire Pizgacza to kolejny hit Wattpada, który przeczytałam z ciekawości, czym zasłużył sobie na taką popularność. Podobnie jak do Rodziny Monet, do tej pozycji również nie miałam zbyt wielkich oczekiwań. Liczyłam, że będzie to historia, którą można poczytać dla rozrywki i odmóżdżenia. Dlatego właśnie mogę szczerze przyznać, że właściwie to nie rozczarowała mnie ani trochę.
Okładka jest nawet niebrzydka, więc to pierwsza kwestia w której wygrywa z RM.
Porozmawiajmy zatem o fabule tej powieści i pozwólcie, że będzie to trochę coś na kształt analizy porównawczej z Rodziną Monet.Po przeczytaniu samego opisu można odnieść wrażenie, że jest to taka kwintesencja polskiego Wattpada. Wiecie - gangi, bad boye, imprezy i tak dalej. Za główną oś fabularną można tu przyjąć szeroko pojętą relację głównej bohaterki, Victorii, z Nathanielem Sheyem, czyli naszym bad boyem. Dość ogólnie powiedziane, ale już tutaj widać małą przewagę nad Monetami, gdzie tego właśnie głównego wątku nijak nie szło zdefiniować.
Krótko mówiąc - otóż w wyniku splotu rozmaitych wydarzeń nasi dwaj główni bohaterowie spotykają się przypadkowo, ona w dosadnych słowach mówi mu, co o nim myśli i tak zaczyna się drama. Okazuje się bowiem, że nasz cudowny Shey to groźny bad boy zamieszany w takie szemrane aktywności jak nielegalne walki.Tutaj fabuła opiera się mniej więcej na tym, że wyżej wymieniony Shey pojawia się znikąd niczym enderman z Minecrafta i kłóci się o różne rzeczy z główną bohaterką. Oprócz tego mamy również dużo imprez, na którą przeważnie wyciągają naszą bohaterkę znajomi. Prawie na każdą z nich wpada policja albo dzieje się jakaś krzywa akcja, a na drugi dzień Victoria ma kaca.
Niezbyt wyszukana fabuła i zalatuje takim typowym Wattpadem, ale za to było sporo śmiesznych scen oraz powiedzonek i porównań, przy których niejednokrotnie autentycznie się zaśmiałam. Mamy również jakąkolwiek akcję, jakieś pytania, na które szukamy odpowiedzi, cokolwiek. Pojawił się nawet dość ciekawy plot twist jakoś tak za połową książki. W sensie, nie był to jakiś nie wiadomo jak skonstruowany zwrot akcji, ale całkiem mnie to zaskoczyło.
Niestety pomimo tego nadal trąci tandetą i jestem zdania, że ta książka lepiej poradziłaby sobie jako czarna komedia.
Skoro już o tym mowa, to zauważyłam również, że w tej książce różne dramatyczne momenty typu kłótnie, problemy i takie inne są poprzeplatane albo jakimiś śmiesznymi zdaniami albo całymi scenami. I to, wiecie, takimi scenami rodem z jakiegoś polskiego serialu komediowego typu Miodowe lata. Trochę mało konsekwentne posunięcie, bo o ile sceny na rozluźnienie są spoko, to z nimi również nie należy przesadzać, bo to może nam zaburzyć nastrój.
Mi to akurat szczególnie nie przeszkadzało, bo i tak nie miałam jakichś nie wiadomo jakich oczekiwań względem tej pozycji. Jeśli jednak ktoś sięgnął po nią z nadzieją na mroczną historię o mafii i gangsterach, to mógłby doznać lekkiego dysonansu poznawczego.
YOU ARE READING
książkowy śmietnik
Humormoje recenzje przeczytanych książek i ogólne bajdurzenie o literaturze