2

1.9K 109 13
                                    


Hogwart, Szkocja

Ciepłe światło lipcowego popołudnia wpadało do gabinetu dyrektor McGonagall przez kolorowe witraże, wypełniając pomieszczenie barwnym blaskiem. Harry opierał się o ścianę i czekał na profesor, błądząc myślami wokół ostatnich wydarzeń.

Z jakiegoś powodu nie robił na nim wrażenia fakt, że miał spędzić czas w towarzystwie – jak wiele osób w jego otoczeniu podkreślało – jego największego wroga. Nie lubił tego określenia. Jego największym wrogiem był Voldemort. Nie Malfoy, który był podczas tej wojny tak samo przerażony jak on sam.

Harry doskonale pamiętał panikę i niedowierzanie w jego oczach kiedy uratował go przed Szatańską Pożogą. I moment, w którym Draco rozpoznał go w lochach Malfoy Manor i nie powiedział ani słowa, ratując życie jego i innych.

To nie było zwykłe wyrównanie rachunków, to było coś więcej. Czy ktoś w ogóle byłby w stanie to zrozumieć?
Ludzie lubią jak świat jest czarno-biały, pomyślał gorzko. Tyle tylko, że nie jest. Nigdy nie był i nie będzie.

Kiedy myślał o minionych latach, pełnych nienawistnych spojrzeń i złośliwych komentarzy to czuł się tak, jakby patrzył na te wspomnienia zza bardzo grubej szyby. Wydawały mu się one dziwnie nieistotne w obliczu ostatnich wydarzeń. No bo na czym właściwie opierał się ich konflikt? Na upartej, zaciekłej rywalizacji. Na mówieniu i robieniu sobie nawzajem rzeczy, które miały boleć, irytować, podjudzać i doprowadzać do szału. Na bezsensownej i bardzo stereotypowej walce pomiędzy Slytherinem i Gryffindorem.

Jakie mieli ku temu powody? Harry nie był w stanie przypomnieć sobie teraz nawet połowy z nich.
Nie wiedział też co dokładnie spotkało Malfoya podczas wojny. Mógł się tylko domyślać. Czuł jednak pod skórą, że nie miał lepiej niż wszyscy inni.
Skrzypnęły drzwi i do pokoju wszedł Draco. Harry odchrząknął, ale to Ślizgon odezwał się pierwszy.

- Cześć, Potter.

- Cześć, Malfoy.

Zmierzyli się spokojnymi spojrzeniami. Gryfon zawiesił wzrok na jasnoszarej koszuli Malfoya, której rękawy blondyn podwinął aż do łokci. Nie widział go od czasu bitwy o Hogwart. Minęło zaledwie kilka miesięcy, ale wydawało mu się, że coś się w nim zmieniło. Może były to odrobinę dłuższe włosy opadające w prawie białych pasmach na boki, może niższy, bardziej zachrypnięty głos, a może mniejsza niż dotychczas wrogość bijąca z szarych oczu. Chłopak trzymał ręce w kieszeniach czarnych spodni, lewe ramię przyciskając do ciała trochę bardziej niż prawe, ale Harry i tak kątem oka zauważył kawałek Mrocznego Znaku.

- Będę uczył obrony przed czarną magią. I latania – wypalił, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.

- Wiem. Ja poprowadzę zajęcia z eliksirów.

- Tak, słyszałem o tym.

Zapadła cisza i Harry nie miał pojęcia, jak podtrzymać rozmowę. Malfoy nie wydawał się tym przejęty; splótł dłonie za plecami i przyglądał się grzbietom książek na regale pod jedną ze ścian.
Po kilku minutach w gabinecie pojawiła się dyrektor McGonagall, szeleszcząc długą, czarną spódnicą. Wyglądała na bardzo zmęczoną.

- Harry, Draco. Wybaczcie, że musieliście na mnie czekać. Niestety nie dysponuję taką ilością czasu, jaką chciałam przeznaczyć na rozmowę z wami więc przejdę od razu do konkretów.
Stanęła na niewielkim podwyższeniu, poprawiła okulary w srebrnych oprawkach i oparła pomarszczone dłonie na blacie dębowego biurka.

- Jak zapewne wiecie, sytuacja jest dość trudna. Wielu nauczycieli zginęło w trakcie bitwy o Hogwart, a inni nie zdecydowali się na kontynuowanie pracy.

Z oczywistych względów chcemy, żeby szkoła działała dalej bez żadnych przeszkód. Jest w Europie kilku czarodziejów, którzy mogliby dołączyć do naszej kadry nauczycielskiej. Są to osoby znane ze swojej wiedzy i umiejętności oraz takie, które kiedyś ubiegały się o posadę w szkole.

Podejrzewamy, że wciąż się ukrywają ponieważ póki co nie udało nam się z nimi skontaktować. Nie pomogą tutaj żadne listy ani ogłoszenia w Proroku Codziennym, ich trzeba po prostu odszukać.

Trzeba zrobić to teraz żebyśmy mieli czas na znalezienie ewentualnych zastępców.

Popatrzyła na nich swoimi bystrymi, jasnozielonymi oczami, a oni skinęli na znak, że rozumieją. Kobieta westchnęła cicho.

- Kiedyś skakaliście sobie do gardeł. Nie znam szczegółów tego, co wydarzyło się między wami w trakcie wojny i nie będę o nie pytać, ale skoro obaj chcecie pracować w mojej szkole to musicie utrzymywać między sobą atmosferę wzajemnego szacunku i profesjonalizmu.

Dlatego uznałam, że byłoby dobrze wyznaczyć do tego zadania waszą dwójkę. Jeśli będziecie w stanie ze sobą współpracować poza Hogwartem to znaczy, że tutaj również nie będziecie mieli z tym problemu.

Musicie jednak pamiętać, że to nie jest czas na rozpamiętywanie dawnych konfliktów. Potrzebujemy rzetelnych, oddanych szkole ludzi. Czy odpowiada wam taki porządek rzeczy?

- Tak – odpowiedział Harry, patrząc na Malfoya. Blondyn rzucił mu krótkie spojrzenie.

- Tak – potwierdził.
Minerwa wyjęła z jednej z szuflad zwinięty rulon papieru i podała go brunetowi.

- Oto lista czarodziejów. Pod nazwami miast znajdują się dokładne adresy, są to jednak dane sprzed wojny więc wiele rzeczy może nie być aktualnych. Myślę jednak, że warto od nich zacząć, a w razie niepowodzenia zwrócić się do społeczności czarodziejskich w danym mieście.

Harry rozwinął pergamin, a Malfoy podszedł do niego, żeby przyjrzeć się nazwiskom. Gryfon poczuł delikatny zapach cytrusów.

Niklaas van den Broeck
Alchemia
Brugia, Belgia
Alba Sartor
Astronomia
Lukka, Włochy
Faustus Iraklidis
Historia magii
Naksos, Grecja
Sigvard Gunnarsen
Opieka nad magicznymi stworzeniami
Tromsø, Norwegia
Múireann Quigg
Zielarstwo
Galway, Irlandia

- Na Merlina, nigdy w życiu nie byłem w tylu krajach – powiedział Harry z nutą ekscytacji w głosie. Malfoy uniósł brwi z uznaniem.

- Macie tyle czasu ile uznacie za potrzebne, ale nie chciałabym, żebyście traktowali to jak wakacje – spojrzenie, którym obdarzyła ich dyrektor chyba miało być surowe, ale w jej oczach odbijała się wyłącznie troska i zmęczenie. Pokiwali głowami.

- Sugerowałabym zaklęcie zmniejszające i zabranie ze sobą mioteł. W większość miejsc powinniście móc się aportować, ale na niektórych szerokościach geograficznych mogą wystąpić nieznaczne zakłócenia.

Teleportacje na duże odległości mogą być bardzo męczące, więc rozsądnie rozkładajcie je w czasie. W ostateczności pozostaje wam mugolski transport, oczywiście z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. Dam wam jeszcze to – sięgnęła pod biurko i wyjęła pokaźną sakiewkę i plik małych listów zapieczętowanych logiem Hogwartu. Tym razem wręczyła je Malfoyowi.

- To pieniądze od szkoły, powinny pokryć wszystkie wydatki. Są tu też wiadomości, które napisałam do każdego czarodzieja wymienionego na liście. Kiedy już znajdziecie daną osobę, po prostu wręczcie jej mój list. Jeśli będzie to możliwe zabierzcie od niej od razu odpowiedź. I proszę, miejcie na siebie oko – wojna się skończyła, ale powojenny chaos nie.

Różne rzeczy mogą wydarzyć się po drodze. Z mojej strony to wszystko. Czy macie jakieś pytania?

Obaj pokręcili głowami na znak, że wszystko jest jasne. Draco podszedł do wiszącej na ścianie mapy Europy i postukał palcem w kraje, które mieli odwiedzić.

- Wydaje mi się, że najlepiej będzie zrobić to w takiej kolejności: Irlandia, Belgia, Włochy, Grecja, Norwegia.
Harry zastanawiał się przez chwilę.

- Dobra. Jak dla mnie możemy wyruszyć jeszcze dziś, muszę tylko zabrać z mieszkania kilka rzeczy. Ty pewnie też.

- Tak, mam też coś do załatwienia w Edynburgu. Proponuję spotkać się o ósmej przy Górze Artura. Stamtąd aportujemy się bezpośrednio do Galway.

- Może być.
Skinęli dyrektor McGonagall na pożegnanie i wyszli z gabinetu, a Minerwa wpatrywała się jeszcze przez chwilę w drzwi, zastanawiając się, czy na pewno dobrze zrobiła.

Zasada numer trzy ||DRARRY||Where stories live. Discover now