20.

41 1 0
                                    

Pojechaliśmy karocą na wezwanie do jakiejś typiary ze wstrząsen anafilaktycznym, ale jak tam już przyjechaliśmy, to się okazało że to jest jakiś fejk lol. Baba po prostu chciała żebyśmy ją zawieźli na lotnisko, więc Banach się wkur/ił i przemienił się przy niej w rumaka, po czym pierdo/nął ją z kopyta tak mocno, że wyleciała w powietrze robiąc chyba osiemnaście salt.
Przynajmniej tyle udało mi się naliczyć, bo leciała coraz wyżej i wyżej, zmniejszając się, aż w końcu przestałam ją widzieć. No cóż, może doleci do tego samolotu XDDD.
Tak więc weszłyśmy z Basią z powrotem do karocy, a Banach ruszył cwałem. Było w ch/j szybko ale tak właśnie lubimy, bo duża prentkość jest bardzo fajna. Zaczęłyśmy grać w Uno, bo zawsze mamy przy sobie karty, a nie chciałyśmy odprawiać w karocy rytuałów i przywoływać demonów.
Już na dzisiaj chyba nam wystarczy.
Chociaż z drugiej strony śmiesznie by było, gdybyśmy odwaliły coś takiego w karocy.
No ale dobra, po całkiem długiej podróży, dotarłyśmy w końcu na bazę. Zrobiłyśmy oczywiście odprawę; zamiana karocy w karetkę, rumaka w Banacha i te sprawy. Po niedługiej chwili weszliśmy we trójkę do pokoju socjalnego, a wtedy naszym oczom ukazali się w ch/j najebani Jan Paweł drugi, Kuba i mój mąż.
-Japierdo/e, co tu się odwala, mówiłem, żebyście przystopowali z tym alkoholem w pracy- powiedział z wyrzutem Wiktor, patrząc na tańczących w rytm pląsów papieża kolegów z pracy.
-NIE SRAJ DUPY, BANACH!- roześmiał się Piotrek, a gdy tylko usłyszałam w jaki sposób odzywa się do naszego autorytetu, to tak mu zaje/ałam w ten nachlany łeb, że mimo, że był pijany, to i tak to pierdo/nięcie na długo zapamięta.
Banach popatrzył na leżącego na podłodze Piotrka. Widać, że czuł się bardzo urażony i w sumie to mu się nie dziwiłam, bo nikt nie powinien śmieć się tak do niego odezwać. Zgarnął ze stołu książkę i tablet, po czym wyszedł z pokoju socjalnego, najwyraźniej obrażony na mojego męża ze względu na słowa, które od niego usłyszał.
No cóż, może to i lepiej, że wyszedł, niech trochę ochłonie...
-Chłopaki, ogarnięcie się, jesteście na dyżurze!- krzyknęła Basia.
Oni jednak wcale się jej słowami nie przejęli, bo w odpowiedzi zaczęli tańczyć we trójkę jakiś taniec, wyglądający jak coś pokroju poleczki.
-Wy nie mieliście żadnego wezwania?- spytałam rozzłoszczona, ale na te pytanie również nie odpowiedzieli.
Nagle, Jan Paweł drugi zaczął tańczyć na środku pokoju breakdensa, a Piotrek i Kuba zaczęli wybijać jakieś bity.
-Ja pierdo/e, przestańcie się tak spinać, co? Ddajcie chopakom się wyszaleć na te pótorej goziny- powiedział papież bełkotliwie, gdy zakończył swój taniec jakimś doje/anym obrotem.
Patrzyliśmy na to wszystko przynajmniej zdezorientowane, ale przynajmniej wiedziałyśmy, że możemy już swobodnie przy papieżu się wypowiadać [czyt. przeklinać].
-Dobra, Martyna, ch/j z nimi. Ochrzanisz go jak wytrzeźwieje, teraz i tak nic do niego dłonie dotrze- westchnęła Basia, odwracając wzrok od Kuby, który właśnie ściągał swoją koszulkę ratowniczą, by Piotrek i Jan Paweł drugi namalowali na nim krzyż za pomocą keczupu.
-Dobra masz rację, choć grać w Just Dance.
-Ok- odrzekła moja przyjaciółka.
Potem postanowiłam pocałować ją w usta, bo w sumie czemu nie, a następnie odpaliłyśmy Xboxa i zaczęłyśmy grać w Just Dance. Na nasze nieszczęście męski pijany skład również chciał zagrać, a po za tym, włazili nam w pole do tańczenia podczas rozgrywek, więc niedługi czas później, musiałyśmy zrezygnować z gry i dać tym nachlany facetom się pobawić.
To było strasznie śmieszne ich oglądać i w sumie to bawiłyśmy się z Basią dużo lepiej patrząc na to co oni odpierda/ali, niż gdy same grałyśmy. A było to takie zabawne głównie ze względu na to, że byli w ch/j najebani i wypierda/ali się przy każdym obrocie, czy podskoku. No a tak właściwie to bardziej przy każdym ruchu.
Kiedy już im się znudziło, to usiedli na kanapie i zaczęli oglądać Teletubisie.
Nagle, ni stąd mi z owąt, na tablet chłopaków przyszło jakieś wezwanie. Kuba się wkur/ił i rozpłakał i powiedział, że on nie ma zamiaru na żadne wezwanie jechać, a następnie wypierdo/ił ten tablet przez okno. Potem Jan Paweł drugi zaczął coś bełkotać, ale w sumie to nie zrozumiałam nawet co, bo był strasznie schlany, ale tak czy siak, przywołał ten tablet jakąś nadludzką papieską siłą, tablet do niego podfrunął, a potem chyba przekierował to wezwanie do ratowników ze szpitala Zachodniego XDDD (OMG JEST PAPIESKA GODZINA 21:37 JAK TO PISZĘ).
Kuba mu podziękował, a potem chyba na dowód wdzięczności, podszedł bardzo chwiejnym krokiem w stronę szafek i wyjął ze swojej szafki opakowanie z croissantami.
Bardzo chciałyśmy wiedzieć co stanie się dalej, ale obserwowanie pijanych mężczyzn z naszego punktu widokowego znajdującego się na stole, przerwał Banach, który poprzez radio zakomunikował nam o nowym wezwaniu.
Swoją drogą, to bardzo dziwne, że usłyszał pikanie tabletu, skoro czytał. Dobra, nieważne, może ewoluował czy cokolwiek. Albo po prostu był zbyt oburzony zachowaniem Piotrka, by skupić się na czytaniu książki.
Tak czy siak, niechętnie wyszłyśmy z pokoju socjalnego, widząc jeszcze kątem oka, wyje/ującego się na podłogę Kubę, a następnie słysząc śmiechy papieża i Piotrka.
Znów zrobiłyśmy odprawę Banacha, a następnie pojechaliśmy na wezwanie. Droga była krótka, dlatego że Banach popiera/ał jak opętany, i dlatego, że miejsce do którego mieliśmy przyjechać było bardzo blisko. Wysiedliśmy z karocy, Wiktor zrobił dwa piruety, a potem już w postaci lekarza, podszedł do mnie i do Basi, by pomóc nam zanieść sprzęt ratowniczy do pacjenta.
Po niedługim czasie okazało się, że musieliśmy udzielić pomocy nie jednemu pacjentowi, a dwóm, ponieważ naszymi pacjentami byli jacyś chłopcy, którzy uznali, ze świetnym pomysłem będzie złamać sobie nawzajem prawe ręce, by nie musieć pisać w szkole.
W sumie, to muszę przyznać, że całkiem kreatywnie.
No dobra, ale wracając- zawiadomiliśmy starych tych chłopaczków, ale oni byli na wakacjach w Czarnobylu, więc niestety nie mogli tak szybko przyjechać. Po opatrzeniu rąk nastolatków, byliśmy zmuszeni zabrać ich do szpitala, co było strasznie smutne, bo musieliśmy pojechać pierwotną formą karetki.
-Cześć, dwaj chłopcy po dwanaście lat, połamali sobie nawzajem prawe ręce- streścił Banach, podając Górskiej kartę pacjenta, gdy dotarliśmy już na SOR.
-Co kur/a?
-Żeby nie musieć pisać- wytłumaczyła Basia.
-Aha, no chyba że tak- powiedziała Beata.- Kreatywnie- przyznała, po czym zabrała chłopców do siebie.

Na Sygnale po przejściachOnde histórias criam vida. Descubra agora