Rozdział 2

8.6K 726 268
                                    

Niebo pozbawione gwiazd


Jak się miało niebawem okazać, istniały rzeczy o wiele gorsze niż samotny, trwający ponad godzinę lot w zupełnie nowe, obce miejsce. Jedną z nich były pożegnania. A w szczególności takie, jakie Florze Sharman zgotowali jej bliscy.

Gdy tylko jej wyprowadzka do Nowego Jorku rozniosła się echem wśród rodziny, dziewczyna poprosiła rodziców, aby wybili sobie z głowy przyjęcie pożegnalne, na jakie tak bardzo nalegała babcia. Flora uważała ten pomysł za niepotrzebną okazję do łez, a także do zadawania pytań, na które nie chciała odpowiadać – Dlaczego wybrałaś uczelnię tak daleko od domu? Dlaczego prawo? Z twoimi wynikami dostałabyś się na wszystkie najlepsze uczelnie w kraju, dlaczego Nowy Jork?

Ostatnim, czego w tej chwili potrzebowała, był dodatkowy stres i nadmiernie myślenie nad rzeczami, na które i tak nie miała większego wpływu. Drugą połowę sierpnia w większości spędziła z mamą i tatą, wykorzystując wspólny czas najlepiej, jak tylko była w stanie. Kilka dni zajęło jej spakowanie wszystkich potrzebnych rzeczy, które firma transportowa przewiozła już do Nowego Jorku. Na lotnisku zjawiła się więc tylko z jedną małą walizkę i dwójką zdenerwowanych rodziców.

W niedzielne popołudnie główny port lotniczy w Filadelfii nie świecił co prawda pustkami, ale przedostanie się do miejsca, gdzie odbywała się odprawa, nie stanowiło większego wyzwania.

Flora nie dostrzegła ich od razu. Pierwszym, co przykuło jej uwagę, były kolorowe balony unoszące się nad głowami pasażerów. Nie wydało jej się to jednak niczym nadzwyczajnym. Na ulicach Filadelfii można było dostrzec o wiele bardziej niecodzienne zjawiska. Dopiero chwilę później jej oczom ukazała się uśmiechnięta twarz cioci Meggie, która trzymała w dłoniach transparent z ogromnym napisem: Będziemy za tobą tęsknić! Właśnie wtedy Flora zrozumiała, że nie ważne, jak bardzo by o to poprosiła, jej rodzina nie mogłaby zrezygnować z pożegnania. Warrenowie po prostu już tacy byli. I właśnie za to kochała ich najbardziej.

– Wybacz, kochanie – szepnął do niej tata. – Próbowaliśmy z mamą odwieźć ich od tego pomysłu, ale ciocia Meggie i babcia Kris miały większą siłę przebicia.

– Nie szkodzi. – Uśmiechnęła się.

Na widok dziewczyny, ciocia Meggie wcisnęła transparent w ręce wuja Thomasa i porwała Florę w objęcia.

– Chyba nie myślałaś, że damy ci wyjechać bez ostatniego słowa i tony wylanych łez, co? – Odsunęła się od niej z drżącym uśmiechem na promiennej twarzy. Jej policzki okalały jasne loki.

– Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej – odpowiedziała, zerkając na wysokiego, piegowatego mężczyznę, który pojawił się tuż obok. Kolor jego oczu był niemal tak samo błękitny, jak kolor oczu Flory i jej mamy.

Wuja Thomas również ją objął, szepcząc przy tym do jej ucha:

– Pamiętasz o tym, co ci ostatnio mówiłem?

Nigdy nie mieszaj tequili z białym rumem – powtórzyła słowa, które usłyszała od niego kilka dni wcześniej, podczas rodzinnej kolacji. – I pamiętaj, że w Nowym Jorku nie wszystko jest tym, czym się wydaje.

Wujek Thomas był mistrzem w dawaniu rad. Pewnego wieczoru uraczył Florę opowieścią o tym, jak w jednym z nowojorskich klubów poznał piękną dziewczynę, która ostatecznie okazała się... Cóż, bardziej męska, gdy wuja Thomas by sobie tego życzył.

– Dopiero w jej mieszkaniu okazało się, że tak naprawdę ma na imię Robert – powiedział wówczas. – Dlatego pamiętaj. W Nowym Jorku nie wszystko jest tym, czym się wydaje.

Dream A Little Dream Of Me [W SPRZEDAŻY]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon