9. Tajemnica Sheo

77 18 14
                                    

Koń, którym jechali Amelia i dealer, biegł jeszcze przez chwilę, po czym zaczął stopniowo zwalniać, aż przeszedł z cwału w stęp. Oddychał ciężko ze zmęczenia, jego boki miarowo unosiły się i opadały, gdy próbował zwolnić oddech.

- Coś czuję, że ktoś tu sobie zasłużył dzisiaj na dodatkowe jabłko - Amelia poklepała czule konia, a ten zarżał radośnie, jakby zrozumiał jej słowa o nagrodzie.

Ich wierzchowiec nie był jedynym, który szybko oddychał. Kiedy dealera zaczęła opuszczać adrenalina, poczuł zmęczenie oraz ból w lewym ramieniu. Zerknął na nie i dostrzegł krew na podartym rękawie. Na szczęście rana była tylko powierzchowna, ale dokuczająca, zwłaszcza, że był osłabiony po podróży statkiem jako więzień. Naraz zrobiło mu się słabo.

Amelia spojrzała na niego ze zmartwieniem i podążyła za jego spojrzeniem. 

- Jesteś ranny - zauważyła z troską.

dealer wzruszył ramionami i syknął. Ruch sprawił, że poczuł dodatkowy ból.

- To drobiazg - stwierdził.

- Nawet w najmniej pozorne zadrapanie może się wdać zakażenie. Gdy dotrzemy do bazy, Ospanno, który jest naszym medykiem, zajmie się tobą. A póki co weź to.

Sięgnęła do swojego ekwipunku, wyjęła z niego chusteczkę z wygrawerowaną literą A i wprawnym ruchem obwiązała jego ramię. dealer spojrzał na nią z zaskoczeniem.

- Nie gap się tak, mam jeszcze dziesięć takich chusteczek - powiedziała Amelia.

dealer spojrzał na chusteczkę i dotknął drugą ręką wygrawerowanej litery niemal z nabożną czcią. Gdy zorientował się, co robi oraz, że Amelia nadal na niego patrzy, szybko odwrócił wzrok i skupił się na drodze przed nimi.

- Dziękuję - dodał szybko.

- A ja dziękuję za uratowanie mi życia - powiedziała Amelia. - Wróciłeś po mnie - dodała ze wzruszeniem.

- A co, miałem cię zostawić na pewną śmierć?

- Chodzi o to, że każdy mógł to zrobić. Ty jako jedyny zawróciłeś, żeby mi pomóc.

dealerowi zrobiło się gorąco. Miał ochotę zeskoczyć z konia i uciec w głąb lasu, taki Amelia miała na niego wpływ, a on nie wiedział, jak  na to reagować. Denerwowało go to.

- Zrobiłem to, co należało zrobić - stwierdził rzeczowo.

Nie odwrócił się już, przez co nie zauważył, że Amelia się uśmiecha.

. . .

Jadąc przez las na Kobaltowej Wyspie dealer odnosił coraz większe wrażenie, że nie jest on zwyczajny. Gęsto rosnące drzewa i krzaki emanowały wprost magiczną energią. Kiedy spytał się o kierunek, Amelia kazała mu jechać prosto, choć nie widział żadnej ścieżki, czy traktu, którym mogliby podążyć. Ciekawe było też, że choć korony drzew w wielu miejscach przesłaniały światło słoneczne, nie było tu ani jednego potwora, choć warunki były dla nich idealne.

To miejsce przyciągało dealera i budziło w nim niepokój jednocześnie.

- Dlaczego ludzie Marceliny przestali nas gonić, gdy tu dotarliśmy? - spytał.

- Ten las jest pod magiczną ochroną - odpowiedziała Amelia. - Nie może tu wejść nikt pod wpływem uroku, a wszyscy ludzie Marceliny są przez nią zaczarowani. To jedyny taki azyl na tej wyspie. Nawet Marcelina nie może tu wejść, ani nie potrafi zdjąć zaklęcia ochronnego. Dlatego też nie ma tu żadnych potworów. One również nie mają tu wstępu.

Minecraft Ferajna: Wyspa ZagładyOnde histórias criam vida. Descubra agora