Rozdział 1

473 26 7
                                    

Jasmine

Wdech i wydech, zaraz będzie po wszystkim. Powtarzałam sobie te słowa każdego pieprzonego dnia, dzień w dzień, próbując załagodzić ból, jaki sprawiało mi zabawianie się ze znajomymi mojej macochy.

Alkohol, który spływał do mojego gardła, sprawiał, że za każdym razem wykrzywiałam się z zniesmaczenia. Nigdy nie polubię tego smaku. – Pomyślałam.

Ale prawdę mówiąc, wolałam uciec w objęcia alkoholu niż zmagać się z tym niepohamowanym bólem, który przemknął przez moje wnętrze, kiedy obca dłoń zaczęła sunąć po moim udzie, zbliżając się coraz wyżej. To uczucie niechcianego dotyku wytwarzało na mojej skórze dreszcze, które sprawiały, że każdy włosek na moim ciele wydawał się stanąć na baczność. Chciałam się wymknąć, chciałam krzyczeć, ale uwięziona byłam w chwili, która stawała się coraz bardziej uciążliwa.

Tak więc zwymiotowałam na niego.

Nie umiem precyzyjnie określić, kiedy dokładnie to się stało, ale jestem przekonana, że to wydarzenie uratowało moje życie, które już prawie straciło jakikolwiek sens. Gdy wszyscy zaczęli szeptać między sobą, obserwując mnie, ja z grymasem na twarzy, widziałam, jak macocha zbliża się ku mnie, mając mnie skarcić, gdy nagle moje oczy zaczęły stawać się coraz cięższe, a świat powoli zamknął się przed moimi zamykającymi się powiekami.

Pomyśl o kwiatkach, Jasmine, przecież tak bardzo je lubisz. – Powtarzał mi szept w mojej głowie.

To trwało przez trzy lata, przez cholernie długie trzy lata, moja macocha pozwalała na to, aby w domu, w którym dorastałam przez całe życie, obcy mężczyzna mógł mnie poniewierać, jak tylko zapragnął.

Miałam może piętnaście lat, gdy to wszystko się skończyło. Od tego dnia, gdy zdarzenie to miało miejsce, coraz mniej mężczyzn odwiedzało moją macochę, którzy jeszcze kiedyś pokazywali zainteresowanie mną. I chociaż to jej absolutnie nie pasowało, ja byłam z siebie ogromnie dumna, że po raz pierwszy od tygodnia moje ciało nie było dotknięte przez żadnego mężczyznę.

Nie zauważyłam nawet, jak z biegiem czasu tydzień przekształcił się w miesiąc, a miesiąc w rok, a po roku minęły cztery lata po których zrozumiałam, że właśnie tutaj, w tej chwili, rozpoczyna się moja wolność.

Po nieustannych naciskach od macochy, abym wzięła się za siebie przed końcem roku szkolnego, skłoniły mnie do podjęcia nauki na Uniwersytecie Stanford w Kalifornii. I choć prawo nigdy nie było moim marzeniem, to ona podjęła decyzję za mnie i mojej świetlnej przyszłości, jaką dla mnie widziała. Często żałowałam, że moja matka nie żyje. Jestem pewna, że jej obecność zmieniłaby wiele. Wtedy nie musiałabym słuchać swojej cudownej macochy, która jest idealnym dowodem na to, że gorszej suki na tym świecie nie ma.

Pakując swoje rzeczy, spojrzałam jeszcze raz za okno. Ciepła pogoda i przyjemny wiatr sprzyjały mi dziś. Może to na lepsze, że w końcu wydostanę się z tego domu, z nadzieją, że gorzej już być nie może. Bo piekło, które urządziła mi macocha, gdy byłam dzieckiem, na zawsze pozostanie wyryte w mojej duszy. A blizny na nadgarstkach są tego dowodem na to, że trzy razy w swoim dziewiętnastoletnim życiu chciałam się zabić.

Za pierwszym razem, gdy byłam na skraju załamania, w jakiś sposób uratowała mnie moja mama. Kiedy znajdowałam się na granicy życia i śmierci, widziałam jej postać. Pojawiła się przed moimi oczami, pełna ciepła i troski, błagając, żebym była silna, i obiecując, że lepsze dni są tuż za rogiem.

Healing HeartsWhere stories live. Discover now