Rozdział 29

54 2 0
                                    

     Gdy się obudziłam dookoła było ciemno, całkiem ciemno i nic nie widziałam. Nie mogłam się też podnieść, czułam jakby coś mnie przygniatało. Po krótkiej chwili zorientowałam się, że to śnieg. Byłam przysypana przez grubą warstwę białego puchu. Wierzgając łapami udało mi się obrócić na grzbiet i zaczęłam kopać w górę. W końcu pojawił się promyczek słońca i wkrótce wyczołgałam się ze śnieżnej nory. Otrzepałam się ze śniegu i rozciągnęłam zastały kręgosłup. Moja rana już się najwyraźniej zarosła, bo nie krwawiła, ale wciąż byłam trochę brudna od zakrzepłej krwi, więc zaczęłam się tarzać w śniegu żeby się oczyścić. Niestety łapa nadal mnie bolała, musiała się krzywo zrosnąć, ale Carlisle to naprawi. Mam nadzieje. Czułam się już lepiej, chociaż nadal byłam osłabiona. Nie towarzyszył mi już jednak ból przy każdym ruchu i nie czułam płomieni w żyłach. Kulejąc ruszyłam w kierunku domu.
     Kiedy przeszłam przez strumyk obok domu dostrzegłam ruch. Wyczułam zapach, który wydawał mi się nieznany i znajomy jednocześnie.
     Po raz pierwszy zobaczyłam go stojącego nieopodal domu. Jack był już wampirem, jego skóra lśniła w słońcu. Też mnie zauważył. Zaczęłam biec w jego kierunku, nie zważając na bolącą łapę wpadłam mu w ramiona. Przytulił mnie nieco zbyt mocno i pisnęłam. Nagle z domu wyskoczyły inne wampiry.
- Przepraszam, przepraszam - powtarzał Jack.
~ Nic się nie stało - zapewniłam go.
- Na pewno?
~ Na pewno.
- Czekaj... czy ty... czy ja właśnie...
~ Czy ty mnie zrozumiałeś?!
- Tak!
~ Ale super! To musi być twój wampirzy dar!
- Diana! - Bella podbiegła mnie przytulić.
- Tak się martwiliśmy - powiedziała Esme.
- Ta, myśleliśmy, że już... No wiesz - wtrącił Emmet - że już nie wrócisz.
- Co ty przez ten czas robiłaś? - spytała Alice.
~ Spałam, chyba.
- Przez dwa tygodnie? - zdziwił się Jack.
~ Nie było mnie dwa tygodnie?!
- Nooo, ja się zmieniłem w jakieś trzy dni, a później odliczałem dni, wiedziałem, że wrócisz.
- Czy ktoś nam powie co się dzieje? - spytał Emmet - bo jak na razie ta rozmowa jest jednostronna.
- Czyli przez cały czas...
~ Spałam, na prawdę w ten sam dzień, w którym zostałeś ugryziony po prostu odpadłam i obudziłam się dzisiaj.
- Całe dwa tygodnie przespała bez przerwy.
- Musiałaś zapaść w swego rodzaju śpiączkę, ale jak twój organizm dał radę przetrwać te dwa tygodnie i cię wybudzić?
- Może pójdziesz się przebrać i nam wszystko opowiesz? - zaproponowała Esme.
     Przytaknęłam i poszliśmy do domu. Wzięłam długi prysznic żeby zmyć z siebie cały brud, ale przypomniało mi to, że mam złamaną rękę, ponieważ nie byłam w stanie jej podnieść żeby umyć włosy. Ubrałam się w shorty i t-shirt i wyszłam z łazienki. Na łóżku siedział Jack.
- Hej - powiedziałam do niego i dopiero teraz przyszło mi do głowy, że przecież całe jego życie się zmieniło, stracił matkę i stał się w wampirem a mnie nie było obok - jak się trzymasz?
- Odkąd wróciłaś? Jak najlepiej.
- Przepraszam, że cię to spotkało.
- To nie twoja wina.
- Czyli rozmawiałeś z Carlisle'em o przemianie wcześniej?
- Tak, rozważałem taką opcję, bo właściwie była jedyną. Gdyby nie to, umarłbym dosyć szybko.
- A jak sama przemiana?
- Było okropnie, czułem się jakby mnie coś...
- Paliło od środka? - wtrąciłam.
- Tak!
- Ja czułam to samo po ugryzieniu, ale żałuję, że nie mogłam być z tobą.
- Ja też - wziął moją dłoń - też to czujesz?
- Jesteś lodowaty.
- A ty gorąca, aż parzy. Co teraz będzie?
- Jak to co?
- No z nami.
- Cóż, wilkołak i wampir to faktycznie niecodzienne połączenie, ale jakoś damy radę, prawda?
- Jak nie my to kto?
- A jak z pragnieniem?
- Nie spotkałem się jeszcze z żadnym człowiekiem, więc nie wiem, ale tak to poluję na zwierzęta, czy raczej próbuje polować.
- A moja krew?
- Twoja krew mnie pociąga, ale nie czuję potrzeby żeby rozszarpać ci gardło.
- Dobrze wiedzieć, myślisz, że to dlatego, że jestem wilkołakiem? Pachnę dla ciebie mokrym psem?
- Chyba tak, ale nie, nie pachniesz mokrym psem. Pachniesz... ładnie. A nie przeszkadza ci mój wampirzy zapach?
- Nie, chociaż zazwyczaj przeszkadza wilkołakom, ale w końcu mieszkam z wampirami już od dłuższego czasu.
- A jak z dotykiem? Boli cię moja temperatura ciała?
- Hm - spojrzałam na nasze złączone ręce - nie nazwałabym tego bólem, ale jest to dziwne uczucie. Zupełnie jakby ktoś wbijał mi malutkie kryształki lodu w skórę i czuję lekkie mrowienie, ale uczucie jest dosyć fajne. Trochę jakby przechodził mnie prąd. A moja temperatura nie jest dla ciebie za wysoka?
- Ja się czuję... Cóż nie wiem czy kojarzysz takie uczucie, kiedy masz całkiem przemarznięte ręce i wkładasz je do ciepłej wody, czujesz wtedy takie pieczenie. To coś podobnego, ale raczej też nie nazwałbym tego bólem. To całkiem przyjemne uczycie.
- Skoro jednocześnie pociąga cię moja krew i jesteś w stanie się powstrzymać, to jak to działa?
- Wyobraź sobie, że masz przed sobą na przykład tort czekoladowy, masz na niego wielką ochotę i mogłabyś zjeść cały, ale jesteś w stanie się powstrzymasz przed bezmyślnym pożarciem go.
- Czyli przebywanie ze mną nie jest dla ciebie ciężarem?
- Zdecydowanie nie, właściwie kiedy jesteś blisko to odczuwam coś w rodzaju radości? Satysfakcji? Chyba to uczycie nie ma nazwy - zaśmiał się.
- A jak z bliskością?
- Myślę, że na razie to chyba nie jest dobry pomysł, przebywanie z tobą to jedno, cieszę się, że nie sprawia mi problemów, myśle że gorzej by było jakbyś była zwykłym człowiekiem, ale nie chcę cię skrzywdzić. Po prostu nie mogę się przyzwyczaić do tych wampirzych supermocy.
- Na razie jesteś nowonarodzonym i jesteś silniejszy od innych wampirów, ale to minie. Ale masz rację, Emmet urwałby ci głowę, jakbyś mi coś zrobił.
     Usłyszeliśmy chichot Emmeta dochodzący z salonu.
- No tak - westchnął Jack - zapomniałem o braku prywatności.

[Zmierzch] Zachód słońca Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang