Dom sąsiada - Jeongguk

120 24 3
                                    

Seul nie wyglądał na zbyt przyjazne miasto. Był tłoczny, głośny, a jego budynki były za wysokie. Przywykłem już do życia w Busan, które choć należało do większych miast, w odczuciu wcale takie nie było. Poza tym znałem je od urodzenia i nawet wieczny zapach ryb przestał mi przeszkadzać. Niestety mój tata miał dla nas inne plany. Dlatego po wakacjach, zamykających pierwszą klasę liceum, razem z rodzicami i starszym bratem musieliśmy przenieść się do Seulu. Niechętnie pożegnałem się z moimi przyjaciółmi i znajomymi, obiecując utrzymywać z nimi kontakt. Spakowałem wszystko, czego się „dorobiłem" przez te wszystkie lata w Busan. Pożegnałem się jeszcze z morzem. I już. Jako piętnastolatek musiałem rozpocząć nowe życie. W dodatku w samej stolicy.

Nie byłem zbyt pozytywnie nastawiony na pierwszy dzień w szkole. Nowy, niewygodny mundurek. Nowe, ciężkie książki. I świadomość, że dziś cały czas będę w centrum uwagi jako „ten nowy i obcy", który pojawił się tu tak nagle...

Jednak już w samym sekretariacie, gdzie musiałem się zgłosić jeszcze przed lekcjami, zostałem miło zaskoczony, gdy zamiast jakiegoś boomerskiego nauczyciela zostałem przydzielony przewodniczącemu klasy, aby oprowadził mnie po szkole. Wydawał się miły. I mądry. I miał ładny i przyjazny uśmiech. Czułem się przy nim komfortowo, aż nie miałem ochoty iść na pierwszą lekcję... Ale w końcu i na to przyszedł czas.

Dzień w szkole jakoś zleciał. Poznałem dużo nowych osób, nawet spoza mojej klasy. Na szczęście tylko połowa z nich wytknęła mój busański akcent, który na pewno nie był tu pożądany. Zwłaszcza wśród tych bogatszych dzieciaków. Ale to ich problem. Nie zamierzałem się tym przejmować, skoro nigdy nie miałem przeprowadzać się do Seulu. A jak coś będzie nie tak - po prostu zmienię szkołę. Choćby matka z ojcem się upierali. Przecież liceów w Seulu nie brakuje.

Po powrocie do domu, zjedzeniu obiadu i zdaniu matce relacji z pierwszego dnia w szkole, miałem już tylko ochotę rzucić się na łóżko i przeleżeć resztę dnia. Albo przesiedzieć go przy kompie. Ale akurat miałem okazję zostać świadkiem dość... niepokojącej sytuacji. Bo chyba w końcu dowiedziałem się, kto kryje się za oknem naprzeciwko mojego.

Przez ostatnie dwa tygodnie nie miałem tego szczęścia, ciągle zastając je zasłonięte. A dziś... mogłem zobaczyć, jak Park Jimin, czyli przewodniczący mojej klasy, zbiera opieprz od swojej matki. I to konkretny. Aż było mi głupio tego wszystkiego słuchać. Zwłaszcza, gdy ta zaczęła mu wytykać takie bzdury jak 98% z jakiegoś testu, zamiast 100%. Czy spadnięcie o jedno miejsce w jakimś rankingu szkoły. I domyślałem się, że gdybym to ja był jej synem, zapewne już by mnie oddała do sierocińca albo jakiejś opętanej ciotki na wychowanie, aby nie mieć ze mną styczności.

Na razie wolałem udawać, że niczego nie widziałem i nie słyszałem, nawet jeśli spuszczona głowa Jimina i ogólna skruszona postawa jego ciała, utkwiła mi w głowie. Ale co ja w takiej chwili mogłem zrobić? Dorośli są głupi i lepiej z nimi nie przesadzać. Dlatego poczekałem do wieczora, aż sprawa trochę ucichnie, a jego matka na pewno zajmie się sobą. Dopiero wtedy uchyliłem trochę okno, postanawiając zawołać ślęczącego nad książkami Jimina:

- Jimin? Park Jimin! - krzyknąłem, choć cichym tonem. Nadal miał podniesioną roletę, a jego okno, z powodu utrzymującej się wysokiej temperatury, było uchylone, więc musiał mnie prędzej czy później usłyszeć.

Zawołałem tak raz jeszcze, co w końcu poskutkowało podniesieniem przez niego głowy i rozejrzeniem się wokół siebie. Początkowo nie natrafił na mnie wzrokiem, dlatego zacząłem wymachiwać do niego rękami, aby spojrzał w moją stronę. Zadziałało.

Chłopak był trochę zaskoczony, zaraz podchodząc do okna i otwierając je szerzej.

- Jeon Jeongguk? A co ty tu robisz?

Cozy zone | Jeon Jeongguk x Park JiminWhere stories live. Discover now