Rozdział X

19 5 0
                                    

Nazajutrz obudziłam się w nieco lepszym humorze. Być może dlatego, że zasnęłam od razu, gdy tylko zetknęłam się z kanapą. Nici z samotnego seansu i obżerania się niezdrowym jedzeniem, te plany przesunęłam na inny dzień. Po włączeniu dźwięków w telefonie rozczarowałam się bardziej, niż mogłabym się tego po sobie spodziewać. Ale co tu się dziwić, uwielbiałam swoją pracę i choć nie wróżyłam sobie w tej firmie zbyt długiego pobytu, miał być moją przepustką do lepszego świata. Nie mogłam poddać się tak łatwo i pozwolić, by błahostka zaważyła na mojej karierze. Zmieniłam myślenie – zero wiadomości może oznaczać, że Blanka walczy o mnie już od rana i nie ma nawet czasu poinformować mnie o postępach. A co do Wojtka... Cóż, w tym przypadku moje rozczarowanie było uzasadnione. Nie wyglądał mi na takiego, który zażywa jednorazowych przygód. Ale wcześniej uznałam też, że Dawid wygląda na całkiem przyzwoitego faceta i... wiadomo, jak to się potoczyło.
Ten ostatni – ku mojemu utrapieniu, nie chciał dać o sobie zapomnieć. Po zalogowaniu na jedno z moich kont społecznościowych znalazłam zaproszenie i krótką wiadomość od niego, której przed usunięciem, nawet nie przeczytałam.

Myślałam właśnie nad tym, co będę robić w pierwszy od dawna wolny dzień, gdy zadzwoniła mama. Przełknęłam ślinę, wzięłam głęboki wdech, uśmiechnęłam się szeroko i odebrałam.
– Hej mamuś – zaświergotałam przesadnie.
– Hej słońce, jak tam u ciebie, dużo pracy?
– No jak zwykle. Ale mogę pracować z domu, bo w biurze panuje chaos. Zmiany w zarządzie zatrzęsły całą firmą.
– A co masz na obiad? – Cała ona.
– Jest dopiero dziewiąta, mamo.
– Dziecko moje kochane, chociaż raz na kilka dni ugotowałabyś sobie coś porządnego. Ja wiem, wiem, że samej to tak się nie chce, ale nie ma to jak domowy posiłek. Wpadnij do nas – złagodniała. – Ukręcę kluski śląskie z sosem, przejdziemy się do lasu, to sobie grzybów nazbierasz...
– I co ja z tymi grzybami zrobię?
– Dasz mi. – Niemal widziałam, jak wzrusza ramionami i triumfuje zadowolona ze swojej przebiegłości.
– W sumie przez to wszystko mam teraz sporo luzu... – zawahałam się.
Nie chciałam przyznać od razu, że potrzebuję jej towarzystwa, by nie odkryć całej prawdy. Było mi głupio, ale chciałam, by naciskała na mój przyjazd, pragnęłam poczuć się potrzebna.
– Wiesz, że ojciec wyjeżdża ciągle na te swoje ryby. Będziesz miała spokój i ciepłe posiłki podane pod same drzwi. A wieczorami obejrzymy spadające gwiazdy i poplotkujemy trochę – zachęcała.
Wiedziałam, że ona też za mną tęskni. Na miejscu miała swoje przyjaciółki, które często wyciągały ją z domu, ale to nigdy nie mogło zastąpić takiej więzi, jak nasza. Przeszłyśmy razem tyle, że ufałyśmy sobie bezgranicznie. Czasem miałam wrażenie, że nie ma takiej bomby, której, zrzuconej na nas dwie, nie dałybyśmy rady rozbroić. Daleko od niej często czułam się bezbronna, szczególnie wtedy, gdy w pobliżu nie było nikogo, kto zrozumiałby mnie tak, jak ona.
– A tę waszą stację jeszcze remontują?
– Ciotka mówiła, że jak jechała ostatnio pociągiem, to nim się spostrzegła, minęła naszą i wysiadła dopiero w następnej miejscowości. Ponoć tak szybko przejeżdżają ani myślą się tu zatrzymać. Wszystko rozkopane, nawet biletów nie ma gdzie kupić. Ale busy jeżdżą. Chcesz, to mogę poprosić syna Aurelki, sprawdzi kurs i podeśle szczegóły.
Wzdrygnęłam się na samą wzmiankę o wiejskich PKS-ach. Zaraz przed oczami miałam lokalne trio, które zajeżdżało do sąsiedniej wsi po alkohol, bo taniej i wracało już dobrze porobione.
– Że was jeszcze nie dotknęła urbanizacja... – westchnęłam zrezygnowana.
– A nie daj Boże. Dlatego, że nie dotknęła, tak chętnie tu wracasz.
– Tak, po świeże mleko i jajka prosto z kurzej dupki.
Dałabym sobie rękę uciąć, że mama właśnie pokręciła głową z rozbawieniem.
– Mnie tu przywiodły krajobrazy... – rozmarzyła się.
– No wiem, mamuś, wiem. Pięknie jest.
Dałam za wygraną, jednocześnie usatysfakcjonowana tym, że kwestię mojego przyjazdu mamy ugadaną.
– Dlaczego ty jeszcze nie zrobiłaś sobie tego prawa jazdy. Samochód stoi, kurzy się tylko, aż żal.
– To jeździj nim. Dobrze wiesz, że tu tylko miałabym z nim problem. Jak tu przebić się przez miasto, a gdzie zaparkować.
– No ale do nas byś miała bliżej.
– Pomyślę o tym. Może zostanę u was na dłużej i zrobię prawko na traktor. A potem kupię sobie taki i będę rozjeżdżać samochody w korku. – Wypięłam język, choć mama i tak nie mogła tego dostrzec.
– Dobrze, żeś ty mądra i w innych kwestiach. Bo inaczej to bym się za głowę łapała za każdym razem, gdy otwierasz usta – odgryzła się mama.

Gdy upewniłam się, że nie będę za szybko potrzebna tu na miejscu, zaczęłam cieszyć się z tego przymusowego urlopu. Miałam nadzieję wypocząć i oderwać myśli od dręczących mnie problemów. I choć nie spodziewałam się głębszych refleksji, byłam pewna, że wrócę z o wiele lżejszą głową.

Jeszcze przed południem rozplanowałam już mniej więcej, co i jak. Dwa dni przeznaczyłam na sprzątanie mieszkania – to miało pomóc mi się zresetować, zwykle działało. Jeszcze jeden, by kupić kilka drobiazgów, w tym coś dla mamy z okazji zbliżających się imienin. I mogłam ruszać do niej na bezterminowe wakacje. SMS-em poinformowałam ją, kiedy może się mnie spodziewać i zabrałam się za porządki. Przy okazji poprzesuwałam meble w salonie, urządzając przestrzeń według wizji, którą już dawno miałam w głowie. Okazało się, że moje niewielkie M może być całkiem przestronne.
Kiedy po kilku godzinach wojaży opadłam na sofę, przyjmując zupełnie inną, niż dotychczas perspektywę, w głowie zrodził mi się irracjonalny plan. Pojawił się znikąd, właściwie nie wiem, dlaczego w ogóle o czymś takim pomyślałam, ale nie brzmiał on całkiem niepoważnie, gdyby spróbować go podszlifować...
Po krótkim odpoczynku mój umysł otrzeźwiał, a pomysł sprzed chwili wydał mi się niedorzeczny. Prychnęłam i zaśmiałam się w otchłań pustego mieszkania. Pokręciłam głową i ostatkiem sił dźwignęłam się, po czym udałam pod prysznic. Potrzebowałam świeżości. W końcu niewiele dzieliło mnie już od bezrobotności...
Telefon, którego się nie spodziewałam, wyrwał mnie ze szpon przygnębienia, jednocześnie przeszkadzając mi w kąpieli. Zrezygnowana, owinęłam mokre ciało ręcznikiem i chwyciłam komórkę, omal nie przewracając się na śliskich płytkach.
– Tak?
– Hej, masz chwilę? – zapytała Blanka.
– Jasne. Co tam?
– Słuchaj, w firmie chwilowo twoje działania są zawieszone. Ale mój znajomy szuka kogoś, kto bez zbędnej papierologii ogarnie mu kilka haseł na banery reklamowe. To taka niezobowiązująca oferta, ale poleciłam mu ciebie, czeka już tylko na numer kontaktowy, a tego nie chciałam mu dawać bez twojego pozwolenia...
– Dziękuję. – Zrobiło mi się cholernie miło. To ja byłam winna całego tego zamieszania i ona była tego świadoma. A mimo to starała się mi pomóc. – Mam teraz dużo wolnego czasu, a rachunki same się nie opłacą – zaśmiałam się ponuro. – Jestem ci bardzo wdzięczna. Jeśli możesz, to proszę, przekaż mu mój numer. Będę czekać na kontakt.
– Jak tylko będę miała jakieś dobre oferty, będę ci je podrzucać. Chociaż teraz rzadko kto chce nieformalnych usług. Wszystko sobie odliczają i nie ma znaczenia, czy ktoś jest lepszy, liczy się tylko kasa.
– Tym bardziej ci dziękuję.
– No już, podziękujesz mi, jak wrócisz do pracy. Zabierzesz mnie na dobrą kawę i będziemy kwita. Teraz korzystaj z chwili oddechu, a ja wracam do biura. – Teraz dopiero zorientowałam się, że musi być na dole w drukarni, bo hałasy w tle zagłuszały jej rozmowę.
Uświadomiłam sobie, że mogłaby mieć nieprzyjemności, gdyby ktoś dowiedział się, jakie rozwiązania mi podsuwa. Zrobiło mi się ciepło na sercu na myśl, że jest ktoś, kogo obchodzi mój los. Nie wiedziałam, jak ja jej się odwdzięczę. Nawet jeśli spełni się najgorszy scenariusz.

Nie spodziewałam się maila od wspomnianego zleceniodawcy tak szybko, ale chcąc dowieść swojej rzetelności, od razu przejrzałam to, co mi podesłał. Robota okazała się mało skomplikowana, zaraz po zapoznaniu się z zarysem kampanii, w głowie pojawiły mi się zalążki pomysłów, które mogłabym wykorzystać. Spisałam je w osobnym dokumencie, a na kartce rozrysowałam schemat, z pomocą którego ustaliłam priorytety. Taka mapa myśli zawsze zapewniała mi jasność myślenia i oszczędzała czas.
Kończyłam już jeden z projektów, gdy zorientowałam się, że zapada zmrok. Pamiętając o pustkach w lodówce, z podobną pustką w żołądku postanowiłam wybrać się na szybkie zakupy. Zamknęłam laptop, wcześniej upewniając się, że zapisałam plik, zgarnęłam kurtkę i opuściłam mieszkanie.
Nie spodziewałam się, że tam spotkam chłopaka, krążącego przed klatką z bukietem fioletowych frezji. Były piękne i na chwilę zawiesiłam na nich wzrok. Zaraz jednak umknęły mi z pola widzenia, bo ich właściciel schował rękę za siebie na widok dziewczyny wychodzącej z klatki obok. On się odwrócił, a ja spostrzegłam, że choć jest łudząco podobny do Wojtka, to nie ten sam mężczyzna. Zasępiłam się, poirytowana swoją naiwnością i drogę do sklepu pokonałam już ze zwieszoną głową, żeby gdzieś go przypadkiem jeszcze nie zobaczyć. Wyposażona w podstawowe produkty do niezginięcia z głodu, wróciłam do domu.

Osoba towarzyszącaOnde histórias criam vida. Descubra agora