Rozdział 24

259 20 4
                                    

-Oni się pozabijają. - powiedział jeden ze stojących obok mnie chłopaków. Spojrzałam na niego, następnie na coraz bardziej oddalające się samochody, Jacob był na prowadzeniu, ale to wcale nie znaczyło, że wygrywał. Wąska droga uniemożliwiała Isaacowi wyprzedzenie, jednak, gdy tylko skręcą, tam będzie wystarczająco szeroko. Miałam tylko nadzieję, że żaden z nich nie wpadnie na jakiś głupi pomysł z przepychaniem się.
Zostało nam teraz tylko czekać wśród skandujących ludzi. Mimo, iż samochody zniknęły z mojego pola widzenia, ryk silników odbijal się echem wśród budynków.
-Spokojnie, nic mu nie będzie. - powiedział znienacka Taylor.
-Wiem.
-A o którego tak się martwisz Nina, co? - jego zarozumiały uśmiech rozciągnął się na całej twarzy.
-Daj spokój Taylor, po co w ogóle brali udział w tym głupim wyścigu.
-Na poprzednim wyścigu piszczałaś jak mała dziewczynka, a teraz już Ci się wyścigi nie podobają?
-Ah zamknij się już. -pchnęłam go łokciem w brzuch. -Tym razem jest inaczej.

Niespodziewanie, kiedy ja rozważałam odpowiedź na wcześniejsze pytanie Taylora, w oddali słychać było dźwięk syren, a na niebie zauważalne były niebieskie światła przenikające przez mrok nocy.
-Policja! - krzyknęłam głośno, gdyż nie każdy jeszcze zdał sobie z tego sprawę. Funkcjonariusze szybko wjechali na teren fabryki zagradzając radiowozami możliwość ucieczki.
- Natalie! - krzyknęłam spanikowana, gdy Taylor złapał mnie za rękę i ciągnął za sobą. Zapanował chaos. -Nie możemy zostawić Natalie!
Taylor nie przestawał przedzierać się przez tłumy rozbiegających się w każdym kierunku ludzi.
-Maks się nią zajmie. -odpowiedział Taylor, nie zwalniając kroku. Skręciliśmy w małą uliczkę, serce waliło mi w piersi nie miłosiernie. -Szybko, tędy. - powiedział naglącym tonem i otworzył mi drzwi do jednego z budynków. Gdy ciężkie drzwi zamknęły się za nami, moim ciałem przeszedł dreszcz. W środku mimo okien było ciemno oraz chłodno. Taylor ciągnął mnie za sobą, lecz mimowolnie stawiałam opór, gdyż mój wzrok nie przyzwyczaił się do ciemności i nie widziałam niczego przed sobą.
-Nie bój się, znam to miejsce.
-Zwolnij, nic nie widzę. - chłopak nieco zwolnij, za co byłam mu wdzięczna, lecz teraz to ja mocniej zacisnęłam palce wokół jego dłoni.
-A co z Jacobem?
-Przyjdzie tutaj.
-Skąd wiesz?
-No to nasza kryjówka, wie, że zabrałem Cię właśnie tutaj.
Przechadzka w ciemnościach trwała kilka minutach, co chwilę gdzieś skręcaliśmy, przystając w milczeniu, gdy tylko usłyszeliśmy jakieś dźwięki.
-Dobra, schowaj się tutaj. Nie wychodź, zaraz powinien zjawić się Jacob.
-Co? Chcesz mnie tu zostawić?
-Spokojnie mała, zaraz wrócę, muszę zobaczyć czy pozostali zdołali uciec.
Taylor pociągnął moje ciało w dół, wymacał coś za moimi plecami, następnie oparł mnie o twardą rzecz.
-Chcę iść z Tobą. -wyszeptałam. Byłam totalnym tchórzem.
-Pochlebia mi to. -poczułam dłoń na moim policzku. - Ale będziesz mnie tylko opóźniała. Nic Ci nie będzie, zaraz przyjdzie Jacob i się Tobą zajmie. - Na te słowa żołądek skręcił mi się z nerwów. Nie chciałam być sama z Jacobem.
-To poczekajmy na niego.
-Nina, spokojnie. Nic ci nie będzie. -widziałam, że Taylor wstał. Widziałam zarys jego postaci.
-Taylor. -wyszeptałam, choć wiedziałam, że się oddalił. -Taylor? - wyszeptałam ponownie.

Siedziałam w milczeniu nasłuchując każdych dźwięków. Czas dłużył się niemiłosiernie, a ja coraz bardziej byłam przekonana, że Jacob jednak nie przyjdzie. W całym budynku trwała totalna cisza, tylko szybkie bicie mojego serca zakłócało ten spokój.
-Nina? - usłyszałam nawołujący szept. Od razu odwróciłam się w tamtych kierunku i dałam znać, gdzie jestem. Odczułam natychmiastową ulgę z faktu, że Jacob jednak po mnie przyszedł, po chwili był już obok mnie i przykucnął.
-Wszystko ok?
-Nie. Wszędzie jest policja, musimy stąd zwiewać.
- Spokojnie, teraz nie możemy.
-Dlaczego? -zapytałam szeptem.
-Bo wszędzie jest policja. - odpowiedział.
Zrobiło mi się gorąco. Dobrze wiedziałam, że funkcjonariusze wyłapują kogo tylko mogą, jednak to potwierdzenie tak jakby przebiło bańkę w której się znalazłam i zaczynały docierać do mnie możliwe konsekwencje.
-Nie bój się, tutaj... -urwał gwałtownie. Wytężyłam słuch i również usłyszałam kroki. Chwyciłam go za ramię.
-I co teraz?
-Wchodź pod biurko. -nakazał popychając mnie. Niewiele myśląc wcisnęłam się pod nie. Na szczęście mebel był duży, więc nie miałam problemu, aby zmieścić się w nęce na krzesło. Odgłos zbliżających się kroków powodował we mnie większą panikę.
- A ty? - spytałam spanikowana.
-Posuń się jeszcze trochę. -wyszeptał nagląco, a ja bez zastanowienia przesunęłam się do tyłu, lecz moje plecy niemal od razu zderzyły się ze ścianką. Jacob naparł na mnie swoim ciałem, był dosłownie wszędzie. Całe szczęście, że nie cierpiałam na klaustrofobię. Czułam na twarzy jego ciepły oddech, a moje zmysły chłonęły zapach jego perfum. Ktokolwiek przechadzał się po budynku, znajdował się już na naszym piętrze.
Poczułam palec na ustach. Ten delikatny dotyk, który miał mnie uciszyć spowodował jedynie gorąco oraz wprowadził w ruch stado motyli w moim brzuchu. Jacob zabrał swój palec z moich ust, a ja myślałam tylko o tym, aby jeszcze raz go poczuć.
-Nina? - usłyszałam nawoływanie, lecz tak lekkie, że wydawało się jedynie złudzeniem. Moje myśli krążyły wyłącznie wokół osoby przylegającej do mojego ciała. Moja twarz znajdowała się gdzieś w okolicy szyi Jacoba. Czułam bijące ciepło, więc pochłonięta odczuciami zbliżyłam twarz do jego skóry. To było silniejsze ode mnie. Chęć, aby go dotknąć była zbyt silna, aby ją powstrzymać. Przytknęłam twarz do jego ciała, a dłoń Jacoba zacisnęła się na moimi udzie. To było całkowicie porąbane i niemoralne, ale miałam to gdzieś.
-Nina? -usłyszałam ponownie, lecz tym razem ten nawołujący głos był dla mnie kubłem zimnej wody. Uniosłam głowę, tym samym pozbywając się przyjemnego ciepła. Jacob ponownie przytknął mi palec do ust. Chciał, abym milczała.
-Nina, jesteś tutaj? -dźwięk był coraz bliżej. Jacob westchnął ciężko i odezwał się za mnie.
-Tutaj jesteśmy. -powiedział, niemal natychmiast wychodząc z ukrycia. Ja zrobiłam to samo, wstałam, a oślepiający strumień światła odnalazł moją twarz.
-Wyłącz to, idioto.- warknął Jacob. Światło latarki od razu zostało skierowane w dół.
- Nina, wszystko ok? - odezwał się Isaac podchodząc bliżej. -Czemu się nie odzywałaś?
-Mówiłem, że ona nie będzie chciała byś ją odszukał. -wtrącił wyłaniający się z cienia Taylor ze swoim durnowatym uśmiechem na twarzy. -Daleko jej od Kopciuszka.
-Policja dalej węszy? -zapytał Jacob, nie pozwalając mi odpowiedzieć.
-Jeszcze są, ale większość radiowozów już odjechała. - odpowiedział Isaac. Taylor oparł się o biurko niedaleko i patrzył z takim wyczekiwaniem, że miałam ochotę czymś w niego rzucić. Niepotrzebnie nakręcał sytuację, a i bez tego czułam się beznadziejnie.
-Chodź skarbie, odwiozę Cię do domu. -powiedział Isaac i wyciągnął do mnie rękę.
-Tic Tac, tic tac, kogo nasz Kopciuszek wybierze? - zaśmiał się Taylor.
-Przestaniesz w końcu? -zapytałam.
-Nie potrzebnie się fatygowaleś. Nina może wrócić ze mną. - wtrącił Jacob.
-Niby jak? Masz przebite koło. -zakpił Isaac.
-Przebiłeś koło? -zapytałam. Jacob jednak nie zdążył odpowiedzieć, Isaac zrobił to za niego.
-Próbował mnie wyprzedzić i wpadł w poślizg na zakręcie. Nie wiem czy jego auto w ogóle ruszy. -zaśmiał się.
Jacob ruszył niczym wściekły byk na Isaaca. Nim zdążyłam zareagować zaczęli się szarpać. Taylor klasnął w dłonie rozbawiony sytuacją. -Wiedziałem, że jak z nim tutaj przyjdę będzie świetna zabawa.
-Normalni jesteście? Przestańcie. -zaczęłam odciągać Jacoba. Obydwoje sapali głośno, a testosteron było dosłownie czuć w powietrzu.
-Rusz się Taylor i zabierz go do domu.- warknęłam totalnie rozzłoszczona. Podeszłam do Isaaca, który wciąż obrzucał Jacoba wyzwiskami i pchnęłam go, aby zwiększyć między nimi odległość.
-Isaac przestań. Proszę chodźmy już.- złapałam go za rękę i pociągnęłam w kierunku z którego przyszli. Jacob szedł za nami wolnym krokiem również wykrzykując epitety w kierunku Isaaca, w końcu Taylor ruszył tyłek i go zatrzymał.

Wsiadłam do samochodu Isaaca, a ten trzasnął tak mocno drzwiami, że aż podskoczyłam. Furia, aż się z niego wylewała.
-Powiedz prawdę Nina, czy coś Cię z nim łączy? -mruknął złowieszczo i ruszył odrazu z miejsca.
W chwilach stresu często reagujemy zaprzeczeniem. Ja również tak zareagowałam. Między mną a Jacobem nigdy do niczego nie doszło. To tylko... sama nie wiem jak to nazwać.
-Zgłupiałeś? - powiedziałam ostro, czułam się zaatakowana. Ten jednak się zaśmiał.
-Dlaczego się nie odezwałaś jak Cię wołałem? - no właśnie, dlaczego?
-Nie słyszałam Cię. Taylor nagadał Ci głupot, a ty dałeś się podpuścić.
-Może miał rację, a jeśli tak to jesteś głupia.
-Słucham?
-Jacob chce się na mnie odegrać za dawne lata, dlatego zaczął się koło Ciebie kręcić, nie widzisz tego? Prowokuje mnie.
-Nic mnie z nim nie łączy i sam jesteś głupi jeśli tak uważasz. Odwiedź mnie do domu. -wykrzyczałam. Co za cholerny dupek. Miałam tego dość.

Gdy tylko dojechaliśmy pod mój dom mało nie wyleciałam z samochodu. Przez całą drogę milczeliśmy i nawet w tedy miałam dość jego towarzystwa. Isaac jeszcze dobrze nie zatrzymał auta, a ja już z niego wyskoczyłam.
-Nina, zaczekaj! -zawołał przez uchyloną szybę.
-Pieprz się, Isaac! - wykrzyczałam i weszłam do domu, nie oglądając się za siebie. Na spotkanie ze mną wyszedł Taylor z wciąż z wyszczerzonymi zębami.
-Problemy w raju? - zaśmiał się.
-Wal się. - wysyczałam, gdy nagle z kuchni wyłonił się drugi z braci. Wskazałam na niego palcem. -Ty też się wal. Obydwoje dajcie mi cholerny spokój. - pomaszerowałam do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 28 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Gra Pozorów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz