1. Śmierć nie była mi straszna

1K 18 7
                                    

Na wstępie, żeby potem nie było żadnych niejasności.
Ta książka NIE MA POZYTYWNEJ głównej bohaterki. Nie spodziewajcie się, że będzie tu wesoło i kolorowo. Po to jest ostrzeżenie na samym początku. Główna bohaterka jest zepsuta i nie jest w ŻADNYM STOPNIU osobą pozytywną. Są w niej małe przebłyski normalności, ale głównie kieruje nią mrok. Dlatego jak zaczniecie czytać, miejcie to na uwadze. Jeżeli wolicie pozytywną i wesołą główną bohaterkę to ta książka wam się nie spodoba. Dodatkowo jej teraźniejsze zachowania są spowodowane tym, co się stało w przeszłości. Na to też zwróćcie uwagę, bo będzie wam łatwiej zrozumieć, dlaczego zachowuje się w taki, a nie inny sposób.

Tyle ode mnie :) Miłego czytania.

Dwa lata później.

Obudziłam się cała przepocona i zapłakana. Po raz kolejny przyśnił mi się ten cholerny dzień. Dzień, który zamienił moje życie w piekło. Sprawił, że przestałam patrzeć na świat przez różowe okulary. Właściwe całkowicie przestałam na niego patrzeć. A jak już, to widziałam go tylko od najgorszej strony. Tamtej nocy coś we mnie umarło, a może to ja umarłam? Zniknęła uśmiechnięta nastolatka, która miała beztroskie życie i kochała z niego korzystać. Na jej miejsce pojawiła się bezuczuciowa, zniszczona dziewczyna, którą przestało obchodzić cokolwiek.
     Przetarłam dłonią twarz i odgarnęłam włosy do tyłu. Westchnęłam, obracając się w stronę szafki nocnej, na której leżał mój telefon. Czwarta trzydzieści pięć, nowy rekord. Jeszcze nigdy nie udało mi się spać do takiej godziny, bez przebudzenia się. Nie było już sensu kłaść się spać, bo prawdopodobieństwo tego, że zasnę, było wręcz znikome. Na szczęście dzisiaj był czwartek, więc wystarczyło się przemęczyć jeszcze dzisiaj, a jutro żyć weekendem. Teoretycznie mogłabym już teraz zacząć weekend, ale nieobecności zobowiązywały mnie do tych katorg.
     Niechętnie podniosłam się z łóżka, a gdy gołymi stopami dotknęłam podłogi, na ciele pojawiła mi się gęsia skórka. Powolnym krokiem udałam się do łazienki. Zrzuciłam z siebie piżamę i wskoczyłam pod prysznic. Po moim ciele zaczęła spływać gorąca woda, powodując lekkie pieczenie. Lubiłam ból. Tylko on pozwalał mi zachowywać trzeźwe myślenie i odrywał mnie od pojebanych myśli. Dzięki niemu coś czułam. Zagłuszał cichy sztorm, wirujący w moim umyśle.
Był moją ostatnią deską ratunku.

     Umyłam włosy, zmywając przy tym również warstwę soli z ciała. Zakręciłam wodę i stanęłam przed lustrem. Spojrzałam na swoje ciało, a to, co zobaczyłam, wcale mnie nie zdziwiło. Chude, blade ciało, które było wręcz matowe. W niektórych miejscach moje kości wystawały zbyt mocno. Policzki były lekko wklęsłe, a pod oczami miałam ogromne cienie. W skrócie wyglądałam jak wrak człowieka. Dziwiło mnie jednak to, że nikt nie zauważył, jak drastycznie zmienił się mój wygląd w ciągu ostatnich dwóch lat. Może widzieli i po prostu udawali, że nie widzą. Ja za to widziałam wszystko doskonale i nie miałam zamiaru udawać. Byłam chodzącym trupem po ziemi. Nie było we mnie ani grama życia. Przestałam żyć, a zaczęłam egzystować.
     Odwróciłam wzrok, nie będąc w stanie dłużej patrzeć na swoje odbicie. Zgasiłam światło i wyszłam z łazienki. Ubrałam świeżą bieliznę, a na nią założyłam szersze jeansy. Do tego postawiłam na czarną bluzę z kapturem.
     Wyciągnęłam z szafki suszarkę i zaczęłam suszyć włosy. Nie były gęste, więc nie musiałam poświęcać im, nie wiadomo ile czasu. Gdy moje włosy były już wysuszone, zabrałam się za makijaż. On zajmował mi trochę więcej czasu. Nałożyłam sporą ilość korektora pod oczy i na nos, bo z niewiadomych przyczyn zawsze był czerwony. Po korektorze wykonturowałam twarz. Na policzki nałożyłam trochę różu, żeby nie wyglądać jak wampir. Na koniec wytuszowałam rzęsy, pomalowałam usta błyszczykiem i byłam gotowa. Schowałam do kieszeni telefon z fajkami, a przez ramię przerzuciłam sobie plecak. Wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach prosto do kuchni.

Soulless FateWhere stories live. Discover now