wrócę tu po ciebie

23 3 0
                                    

Koszmar zawsze zaczynał się tak samo.

Daremo stała na korytarzu, a w powietrzu unosił się ostry, metaliczny zapach. Ściany otuliły się cieniami, skrywając się przed jej wzrokiem. Miała wrażenie, że stoi pośrodku niczego – jedynie chłodna podłoga pod jej bosymi stopami upewniała ją w jej wypaczonym poczuciu rzeczywistości.

Koszmar miał swoje tempo, którego Daremo nijak nie potrafiła pośpieszyć. Dlatego wdychała śmierdzące powietrze, czekając, aż nastąpi przełom. Wiedziała, że zaraz zda sobie z czegoś sprawę, zrozumie coś kluczowego, co sprawi, że koszmar porwie ją w swoje głębiny. A ona nie będzie miała siły wyrwać się z jego przeklętych szponów.

Sny Daremo miały swoje własne mechanizmy i schematy, których w świetle dnia i bezpiecznej powłoce rzeczywistości nie potrafiła pojąć. Krążyły tuż przy granicy jej świadomości, balansując na potrzaskanych krawędziach jej wpół-obłąkanego umysłu.

Metaliczny zapach w powietrzu nasilił się. Daremo niemal zakrztusiła się swoim oddechem, rozpaczliwie próbując przypomnieć sobie, dlaczego tak dobrze zna tą woń, dlaczego na korytarzu pachnie krwią, krwią, pachnie krwią–

Archiwum.

Przypomniała sobie rozmowę Akai o archiwum i potencjalnym włamaniu. To dlatego wybiegła z pokoju bez włożenia butów, bo Eiden i reszta–

Eiden–

Koszmar zawsze kończył się tak samo.

Daremo puściła się biegiem, a echo jej kroków dzwoniło w jej uszach niczym nuty okrutnego rechotu. Niemal słyszała świst powietrza przecinanego błyskawicznymi cięciami mieczy. Niemal widziała dwa motyle leniwie machające skrzydłami, skąpane w purpurowym świetle yuem Nelo. Niemal widziała makabryczną mozaikę trupów, obraz wryty w jej pamięć niczym rozżarzone do czerwoności żelazo płonął w jej umyśle, a Daremo biegła, biegła, biegła–

Dłonie zacisnęły się na jej ramionach, potrząsając jej ciałem niczym szmacianą lalką. Daremo łapczywie wyciągnęła swój umysł w stronę snu, bo nadal mogła go uratować, nadal mogła wszystko naprawić, nadal mogła być wolna–

– Daremo!

Jej imię wibrowało niczym huk grzmotu. Błyskawica zatrzęsła posadami jej umysłu, piorun przetoczył się po jej kościach, i mogła myśleć tylko o dłoniach i o burzy, a kiedy poczuła palce zaciskające się na jej ciele–

Daremo wrzasnęła. Dźwięk wyrwał się z jej gardła, raniąc jej struny głosowe niczym ostre okruchy lodu. Nacisk zelżał, dłonie wycofały się na bezpieczną odległość. Grzmot i piorun ucichły, umykając wgłąb jej ciała, czekając na jakikolwiek bodziec, który szarpnięciem wyciągnie je na powierzchnię.

Otworzyła oczy i zobaczyła pochylającą się nad nią Kitt. Rude włosy zsuwały się z jej ramion, a niebieskie tęczówki lisiczki iluminowało światło padające z sufitowego akwarium. Daremo wpatrywała się w twarz młodej duszyczki i bezwiednie liczyła piegi na jej policzkach, jednocześnie usiłując opanować swój oddech.

Musisz się ogarnąć, zganiła się w myślach. Łącznica była pod jej opieką i była za nią odpowiedzialna. Zjawy nie potrzebowały Daremo błąkającej się po ocienionych korytarzach Rezydencji Yurei, rozpaczliwie szukającej źródła krwi plamiącej korytarze. Zjawy potrzebowały silnej przywódczyni, wojowniczki zdolnej przepłatać demona na pół zaledwie jednym machnięciem miecza. Nie potrzebowały Daremo. Potrzebowały kogoś, kto zdoła zapewnić im bezpieczeństwo.

– Znowu krzyczysz przez sen.

Ton Kitt był oschły, ale Daremo znała ją na tyle dobrze, by wiedzieć, gdzie szukać oznak troski. Zmartwienie zauważyła w delikatnym zmarszczeniu brwi, zaciśniętych wargach i szerzej otworzonych oczach. Dopiero po chwili dotarł do niej sens słów lisiczki.

sens należenia [one-shot]Where stories live. Discover now