Rozdział 3. Królestwo Bożego Narodzenia (Baltazar)

36 15 17
                                    

– Czy możesz zanieść Noelli rękawice kuchenne? – poprosiła Bogna. – Muszę pomóc Michasi, a Noella wpadła w ferwor pieczenia ciasteczek. Nie chcę, by poparzyła ręce. A! – dodała. – Dzwonek nie działa. Karol obiecał, że go naprawi, gdy zjedzie na przerwę świąteczną.

Spojrzałem na kraciaste rękawice. Z daleka pachniały przyprawami korzennymi, bergamotką i wanilią – zapachem, który zaczynałem kojarzyć z nowo poznaną kobietą. Nie chciałem do niej iść, ale głupio mi było odmówić kuzynce. Uśmiechnąłem się więc, wstałem i skierowałem się do mieszkania naprzeciwko. Zapukałem energicznie.

Nic.

Noella, pomyślałem, kto wymyśla takie imię dla dziecka... Z drugiej strony, moje imię też nie jest zbyt pospolite. Niektórzy ze starszego pokolenia śmiali się, że zostałem nazwany po Baltazarze Gąbce, ale nic z tego. Moja mama uwielbiała Boże Narodzenie, a że święto Trzech Króli było blisko niego, dostałem imię po jednym z mędrców. Że też nie mogło paść na Kacpra...

Wróciłem do rzeczywistości. Co ona tam robi? Zapukałem ponownie. Znowu nic.

Wiedziałem, że Noella jest u siebie. Słyszałem, jak się krząta, podśpiewując sobie jakąś świąteczną piosenkę. Jak na złość właśnie ją pogłośniła.

– O, na litość – mruknąłem. – Nie będę się z tym ceregielił.

Nacisnąłem na klamkę. Drzwi ustąpiły natychmiast. Wszedłem do środka i skierowałem w stronę, z której dobiegał hałas. Gdy przestąpiłem próg salonu, zdębiałem. Mieszkanie przypominało reklamę artykułów bożonarodzeniowych. Zewsząd atakowały mnie miękkie, puchate i kraciaste koce, figurki przedstawiające dziadka do orzechów, a nad gzymsem sztucznego kominka – wypełnionego książkami – pysznił się ogromny wieniec z ostrokrzewu. Ozdoby stały na półkach z książkami, zwieszały się z karniszów, leżały na okrągłym stoliku na środku pomieszczenia.

– Czy tu eksplodowała bożonarodzeniowa bomba? – zapytałem na głos, zanim zdążyłem się powstrzymać.

Noella okręciła się na pięcie, jednocześnie upuszczając na ziemię blachę do pieczenia i kolorową ścierkę. Jej orzechowe oczy były wielkie jak spodki, a usta ułożyły się w idealne O. Miała na sobie beżowy dres i fartuch kuchenny ozdobiony świątecznym motywem i napisem „I love Christmas and cookies". Na jej policzku został ślad z mąki. Zwalczyłem odruch, by go zetrzeć.

– Co ty tu robisz?! – zawołała, kiedy dotarło do niej, na kogo patrzy.

Nagle poczułem się niepewnie. Wyciągnąłem przed siebie rękawice kuchenne.

– Zostawiłaś je u Bogny – burknąłem.

Rzuciłem je na blat oddzielający salon od niewielkiej kuchni. Nie wiedząc, co zrobić z rękami, wsadziłem je do kieszeni. Blat układał się w literę U, więc kobieta miała sporo miejsca do pracy. Mimo to każdy centymetr tej przestrzeni był zapełniony. Noella popatrzyła najpierw na rękawice, później na mnie, a na końcu na leżącą u jej stóp blachę. Opadła na dół, by sprawdzić, czy zdoła uratować jakieś ciastka.

Podniosłem pierniczka, który spadł u moich stóp. Obejrzałem ciastko, podmuchałem je i ugryzłem kawałek. Momentalnie znalazłem się w krainie dzieciństwa. Pierniczek smakował anyżem, miodem i goździkami – dokładnie tak samo, jak te, które jadałem jako chłopiec. Przed oczami mignęły mi obrazy prostego, ale pełnego miłości domu rodzinnego, uśmiech matki, wyprawy do lasu z ojcem, który co roku sam ścinał choinkę i opowieści snute przez babcię szydełkującą kolejną rzecz dla ukochanych wnuków.

Obrazy, o których myślałem, że już na zawsze je utraciłem.

Powiodłem wzrokiem do zbierającej ciastka Noelli. Rzuciłem się, by jej pomóc. Niestety, nie wszystkie pierniczki udało się uratować, niektóre połamały się na wiele maleńkich kawałków, zaśmiecając kuchenną podłogę.

– Coś ty narobił – mruknęła kobieta.

Posłała mi zirytowane spojrzenie spod kasztanowej grzywki opadającej na oczy. Zauważyłem, że kiedy się złościła, lekko nadymała policzki. Przypominała wtedy wiewiórkę z pyszczkiem pełnym orzechów. Uśmiechnąłem się do tego skojarzenia.

– Co cię tak bawi? – spytała, podnosząc blachę i ścierkę.

U jej stóp została kupka połamanych ciastek.

– Przepraszam – powiedziałem. – Nie chciałem cię przestraszyć. Bogna wysłała mnie z rękawicami. Pukałem, ale nie słyszałaś, więc...

– Więc uznałeś, że pakowanie się do mieszkania obcej osoby będzie całkowicie w porządku? – wpadła mi w słowo. – Masz jakieś spaczone poczucie kodeksu moralnego, czy co?

Odstawiła blachę i zamiotła resztki z podłogi. Z ciężkim westchnieniem wrzuciła je do kosza.

– To była dobra partia...

– Twoje pierniczki są rewelacyjne – rzekłem szczerze. – Smakują jak te, które pieczono u mnie w domu – wyrwało mi się.

Noella posłała mi zdumione spojrzenie, jakby zastanawiała się, co jeszcze tutaj robię.

– Świetnie. W takim razie weź kilka i już cię tu nie ma.

Odwróciła się do mnie plecami.

– Zbywasz mnie jak dzieciaka.

Bawiło mnie to bardziej, niż byłbym w stanie przyznać.

– Naśmiewasz się ze mnie, okazujesz się gburowatym kuzynem mojej przyjaciółki, wkradasz się do mojego mieszkania i psujesz ciastka – wyliczyła. – Wybacz, że w zamian nie traktuję cię z honorami.

– Myślałem, że kto jak kto, ale taka fanka Bożego Narodzenia znajdzie w sobie pragnienie, by przebaczyć bliźniemu – odparłem.

Oparłem się o ścianę i w ciszy chrupałem pierniczka.

Noella obróciła się ku mnie. Oparła się o blat za sobą i położyła ręce na biodrach. Patrzyła na mnie w milczeniu.

– Wyglądasz jak ze świątecznej reklamy na Instagramie – zauważyłem pomiędzy jednym a drugim kęsem. – A wierz mi, wiem co nieco o reklamach.

Nadal się nie odzywała. Sięgnęła po kubek, w którym, wnosząc po zapachu, musiało być gorące kakao, i upijała po małym łyczku. Nigdy nie sądziłem, że kobieta ubrudzona mąką i ubrana w dres może wyglądać tak uroczo.

*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*

Zmiana perspektywy! Niektóre rozdziały będą pisane z punktu widzenia Noelli, a inne przedstawię Wam oczami Baltazara. Co sądzicie o takim rozwiązaniu? ;)

Dziadek do orzechów i korzenne ciasteczka [zawieszone]Where stories live. Discover now