Cichy ogród

142 54 8
                                    


- Powiedz mi coś, Link.

Patrzyłem na nią i czekałem, o co zapyta. Widziałem ją po raz pierwszy od tak dawna. A może po raz pierwszy w życiu? Nie. Na pewno nie.

Zapomniałem ją. Jej twarz, zmęczoną i bladą, a jednocześnie tak piękną, że nie potrafiłem oderwać od niej spojrzenia. Jej oczy, pozbawione blasku, ale pełne mądrości i bystrości. Jej sylwetkę, w tamtej chwili skuloną w poszukiwaniu odpoczynku po stu latach nieprzerwanej walki, lecz wciąż dostojną i dumną. Wreszcie jej spojrzenie. Skupione na mnie i tylko na mnie. Więc tak wyglądała Zelda. Naprawdę miałem przed oczami księżniczkę.

 - Czy naprawdę mnie pamiętasz?

W pierwszej chwili chciałem odpowiedzieć, że tak. Ale zawahałem się. Oczywiście pamiętałem, kim dla mnie była. Tyle, że chciałem pamiętać o wiele więcej.

Chciałem pamiętać nie tylko to, kim była dla mnie. Patrzyłem w jej oczy po raz pierwszy i po raz tysięczny. Chciałem znów wiedzieć, co kryły. Po raz kolejny ją poznać. Zeldę, nie hyrulańską księżniczkę, ale Zeldę, dziewczynę, która musiała znaczyć dla mnie tak wiele. Patrzyliśmy na siebie zaledwie od kilku chwil, a ja już wiedziałem, że pozostanie dla mnie ważna już na zawsze.

Kiwnąłem głową. Wolałem nic nie mówić. Póki co, liczyłem, że to ona mnie poprowadzi. Tym bardziej, że wciąż biła od niej niemal boska moc. Mi również dodawała pewności siebie. Tylko co dalej?

Całe Hyrule będzie na nas liczyło. Jeśli ona rzeczywiście była księżniczką, jedyną następczynią królewskiego rodu, a ja jej wiernym rycerzem, wyzwania, którym stawiłem czoła po przebudzeniu to dopiero początek. A jeśli rzeczywiście łączyło nas coś więcej...?

 - Tak się cieszę, że cię widzę! Nawet nie wiesz, jak bardzo.

Posłała mi uśmiech. Dziwny, nieporadny, jakby rzeczywiście nie śmiała się od stu lat. Nie zauważyłem takiego u żadnego innego Hylianina. Ale coś mi mówiło, że już go widziałem. Nie pamiętałem gdzie i w jakich okolicznościach, ale na pewno go widziałem. Na pewno u niej. I na pewno znaczył coś ważnego.

Nadal milczałem. Odwróciliśmy się i stanęliśmy ramię w ramię, odwróceni twarzami do zamku. Właściwie, do jego ruiny. Czerwona, złowroga poświata zniknęła. Ale to dopiero pierwszy krok. Pierwszy i zarazem najłatwiejszy.

 - Nie tak wyobrażałam sobie powrót - szepnęła. - To znaczy, marzyłam, że będę przy tobie, Link. Ale... - urwała. - Nie wiem, czy sobie poradzimy.

Słuchałem każdego jej słowa i starałem się wyciągać jak najwięcej wniosków. Rozumiałem coraz więcej. Z każdym momentem układanka w mojej głowie nabierała kształtów. Marzyła, że będzie przy mnie. Więc moje przypuszczenia się potwierdziły. Tym bardziej, że moje serce również zabiło szybciej, kiedy stanąłem obok niej.

Chciałem jej pomóc. Wiedziałem, że będzie mnie potrzebowała. Tyle, że nie miałem żadnego pomysłu, jak.

 - Nie powinniśmy tu dłużej zostać - oznajmiłem. - Hyrule to niebezpieczne miejsce. Zwłaszcza przed zamkiem aż się roi od Gwardzistów.

Rozejrzałem się i nie zauważyłem żadnego laserowego światła. Czy zniknęły z odejściem Ganona? A może tylko się wyłączyły i będziemy mogli ich potem użyć? Gdyby tak się stało, nie musielibyśmy się martwić o ochronę naszych miast. Chociaż jeden problem mniej. Jeden z tysiąca i miliona, które za chwilę spiętrzą się przed naszą dwójką.

Ona również to widziała. W przeciwieństwie do mnie, nie zamierzała od razu stamtąd uciekać.

 - Chcę to zobaczyć, Link. Na własne oczy, nie z zamkowej wieży.

Dla niego cichy ogród, dla niej ciepły dom. The Legend of Zelda FanfictionWhere stories live. Discover now