Rozdział 3 2/2

39 2 69
                                    

— Nie możesz sam tego ogarnąć? — Głos drugiego kwiaciarza przyprawiał o dreszcze. Było w nim coś... Niezdrowego. — Jeszcze chwila i skończę, nie mogę tego teraz zostawić...

Mężczyzna nawet nie zaszczycił ich spojrzeniem. Kiaran skrzywił się nieco. Pomyślał sobie, że ten Monstre to wyjątkowo niesympatyczny człowiek. Dobrze, że to nie on stał tego dnia przy ladzie.

Ewander westchnął i uśmiechnął się przepraszająco.

— Wybacz, nie może oderwać się od swojego projektu. No dobrze, poradzimy sobie sami. Kwiaty do ususzenia, tak?

— Tak... Przepraszam, nie mam pojęcia na temat takich rzeczy.

— Nie szkodzi, od tego tu jestem! — Milszy z kwiaciarzy wyjął spod lady notes i długopis, a następnie wyszedł do klienta. — No dobrze, przypomnij mi, proszę, kiedy odbędzie się wesele? Muszę wiedzieć, na jakie kwiaty będzie sezon.

Kiaran zerknął jeszcze raz na skupionego na pracy mężczyznę w bluzie. Wzdrygnął się i przeniósł uwagę na swojego rozmówcę.

— Wesele... Dziewiętnastego października — odpowiedział.

Ewander pstryknął palcami i podszedł do stołu pełnego wazonów. W jednym z nich znajdowało się pełno słoneczników.

— Rosaline uwielbia słoneczniki! — odparł. Zapał tryskał od niemal oślepiająco jasno. Musiał być chyba bliskim przyjacielem narzeczonej Allistora. — Lubi też skromne, ale urokliwe kompozycje. Stworzymy coś przypominającego małego, słodziutkiego kociaka!

Kociaka? Cóż za nietypowe porównanie przemknęło Kiaranowi przez myśl.

— Kobita ma imię od róż a woli słoneczniki — głos zza lady rozległ się tak nagle, że Kiaranowi przeszły ciarki po plecach. Wystarczył moment, żeby zapomniał o obecności drugiego pracownika kwiaciarni. Ewander całkowicie go przyćmiewał.

— A ty lubisz potwory? — padła odpowiedź. W głosie milszego z pracowników coś się zmieniło. Niby nieznacznie, a jednak... Nagle chęć ulotnienia się z tego miejsca w Kiaranie wzrosła. — Proszę, nie oceniaj ludzi po ich imionach.

— Herkules, ja żartowałem. Naprawdę w ogóle tego po mnie nie słychać? — facet za biurkiem nawet na chwilę nie odwrócił wzroku od ekranu laptopa.

Ewander westchnął i podrapał się po karku, natomiast Kiaran zmarszczył brwi. Herkules?

— Wybacz, nie jestem dobry w rozpoznawaniu żartów.

— W takim razie wystrzegaj się sarkazmu. Przy nim to polegniesz.

Kiarana na miejscu stojącego obok kwiaciarza kusiłoby gwałtowne zakończenie rozmowy, lecz ten tylko uśmiechnął się ze szczerą radością. Odwrócił się do klienta. W jego szmaragdowych oczach lśniły iskierki szczęścia.

— Zazwyczaj się tak dużo nie odzywa. Jest dziś naprawdę podekscytowany.

Nie wyglądało na to, ale Kiaran postanowił nie kwestionować zdania mężczyzny. Zamiast tego należało wrócić do tematu bukietów.

— No dobrze, i co z tymi słonecznikami? — zapytał. Ewander wydał z siebie ciche "oh". Czyli chyba zupełnie zapomniał o temacie.

— Cóż, idealnie sprawdzałyby się do takiej jesiennej kompozycji. Co byś powiedział na bukiety ze słoneczników, ognika i wrzosu? Skromne, ale milusie!

Nie potrafił sobie tego wyobrazić. Czym tak właściwie był ognik? Jakimś czerwonym kwiatkiem? Raczej i tak lepiej było po prostu przytaknąć, niż pytać. Nie miałby wiele do powiedzenia. To Ewander się na tym znał, sprawy kwiatowe lepiej zostawić jemu.

Dzieło Potwora | Księga Pierwsza | Pierwszy SzkicWhere stories live. Discover now