medicus curat, natura sanat

146 8 3
                                    


Lekarz leczy, natura uzdrawia ☾


꧁꧂


 Hestia porankiem następnego dnia zeszła w naprawdę świetnym humorze na śniadanie. Udało jej się wyspać, jednak z tyłu jej głowy dalej pozostawało to dziwne przeczucie, że coś się wydarzy. Nie miała jednak pojęcia, co to może być, więc postanowiła nie zaprzątać sobie tym głowy. Zastała na śniadaniu nawet Remusa. Wyglądał już o niebo lepiej. Tak jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Skinęła w jego stronę z uśmiechem na przywitanie i zasiadła do stołu.

— Dzień dobry pani Sprout! — Przywitała się z nauczycielką zielarstwa — jak nastroje przed jutrzejszym meczem?

— Dzień dobry kochana, wręcz fantastycznie. — powiedziała popijając ziołową herbatę. — naprawdę dużo ćwiczyli przed meczem. Są w świetnej formie. Miejmy nadzieję, że jutro dadzą z siebie wszystko.

— Też mam taką nadzieję. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio oglądałam mecz quidditcha. Podejrzewam, że chyba w szóstej klasie, potem odpuściłam już sobie te wydarzenia.

— Ale mam nadzieję, że jutro się pojawisz. — spojrzała na nią. — ktoś oprócz mnie musi kibicować Hufflepuffowi.

— Oczywiście, że przyjdę. Jednak jeszcze nie zdecydowałam komu będę kibicować. Na ogół zawsze będzie to Ravenclaw. Teraz jednak muszę chyba poważniej zastanowić się nad swoją decyzją, bo albo Remus nie zaprosi mnie już nigdy na herbatę, albo pani nie weźmie mnie do cieplarni. — zaśmiała się Hestia.

— Ach tak, rzeczywiście. Zapalony był zawsze z niego kibic. — Ja jednak zawsze stanę przy swoim, więc zastanów się dobrze. — pogroziła jej prześmiewczo palcem.

— Oczywiście pani Sprout, do jutra już na pewno się dowiem kogo będę dopingować.

— Liczę, że wybierzesz mądrze. Z tego podobno słyną krukoni. — zaśmiała się.

— Ma pani rację. — powiedziała Hestia nalewając sobie kawy. — Wybieram się dzisiaj na spacer, żeby poszukać trochę ziół. Z chęcią się z panią nimi podzielę, jeśli uda mi się znaleźć coś ładnego.

— O, świetnie. Gdybyś natknęła się na jaskółcze ziele, nie pogardziłabym nim. Szkoda, że ja nie mam czasu na takie wyprawy.

— Myślę, że na pewno uda mi się je znaleźć. Czy będę mogła pożyczyć od pani jakiś koszyk? Nie widzi mi się nosić tego wszystkiego w rękach.

— Oczywiście moja droga, możemy zajść do mnie po śniadaniu.

— Fantastycznie, dziękuję.

Sprout uśmiechnęła się do niej i zajęła swoim posiłkiem. Hestia dopiła kawę i rozglądnęła się po sali. Uczniowie byli w dobrych humorach, przecież był już piątek. 

Po śniadaniu Hestia, udała się ze Sprout do cieplarni. Pomona pożyczyła jej koszyk i dała jej jeszcze rękawiczki.

— To na wypadek, gdyby zachciało ci się zbierać tarninę albo pokrzywę.

— O, dziękuję. Właśnie też myślałam o pokrzywie. Teraz jednak ma mało olejków, ale też może się przydać. Pewnie będę ją zasuszać. Do widzenia!

 Hestia powędrowała z całym instrumentarium do swojego pokoju, aby wszystko tam zostawić. Przypomniała jej się jednak rzecz niesamowicie ważna. Otóż na komodzie koło wejścia leżała paczka czekoladowych kociołków zakupionych specjalnie dla Pomfrey. Hestia stwierdziła, że to chyba dobry czas aby podarować je pielęgniarce i napomknąć o jej małym pomyśle. Zabrała zatem paczuszkę ze sobą i poszła do skrzydła.

Fiat lux || Remus LupinDonde viven las historias. Descúbrelo ahora